Do Jizerki, najwyżej położonej osady w Czechach (miejscami nawet
ponad 850 m n.p.m), miałem pojechać tydzień wcześniej. Brak stabilnej pogody
pokrzyżował moje plany, ale nie ma tego złego... Nadeszła wszak kolejna sobota.
Pierwszy tegoroczny rowerowy wyjazd
do tej miejscowości zaczął się w Bogatyni od chłodnego poranka. I choć dzisiaj może wydawać się to abstrakcją, w sobotę
przed ósmą było nieco ponad 10 st. C. Musiałem się odziać w jesienne ciuchy. Taka
pogoda towarzyszyła mi aż do Jizerki, bo im wyżej wjeżdżałem to, mimo słońca, bardziej
wiało. Rozgrzał mnie podjazd pod Smědavę, ale dalej, na wypłaszczonych
terenach, znów temperatura nie chciała urosnąć. Dopiero w okolicach
przedpołudniowych zaczęło się ocieplać.
|
Bazylika w Hejnicach |
|
Smědava |
Pierwszy dłuższy odpoczynek zrobiłem na parkingu przed Jizerką od strony
Harrachova. Czesi ruszyli już w trasy, wśród samochodów stał jeden na polskich
numerach rejestracyjnych. Wcześniej, jadąc wzdłuż osady, widziałem dwie nowe
chaty zbudowane od zera, które niedługo zaczną przyjmować gości. Jizerka się
rozwija, co widać gołym okiem. I może nie jest to jakiś gwałtowny progres, ale przecież
nie o to chodzi. Ważne, żeby ta piękna dolina zachowała swój charakter, a przy
okazji, dzięki zbudowanej infrastrukturze, była dostępna choćby dla
rowerzystów. Kto chciałby zobaczyć bezpośredni przekaz z osady, polecam web kamerkę.
|
Bukovec górąjący nad Jizerką |
|
Na horyzoncie Karkonosze |
|
Centrum osady |
|
Parking przed Jizerką |
Trasę powrotną zaplanowałem drogą, którą miałem jechać
pierwszy raz. A więc najpierw zjazd asfaltem w kierunku Harrachova (niecałe 4
km), a następnie skręt w prawo na szlak 3018. Tu się okazało, że kilka
kilometrów dalej dostępna jest panorama Gór Izerskich, w tym widok na zbiornik
wody Souš. Tyle razy byłem w tych stronach, zarówno na rowerze, jak i piechotą, iż
mogłem być pewien, że już nic mnie nie zaskoczy. A tutaj proszę, taka pozytywna
niespodzianka.
|
Zbiornik wody Souš |
|
Jest i Ještěd... |
|
...i Jizera |
Dalsza droga to kilkakrotnie wcześniej przemierzony tam i z powrotem odcinek
w kierunku chaty Hubertka, okupowanej przez ujeżdżaczy silnie nagromadzonych w
jej pobliżu singletracków. Po krótkim odpoczynku wśród przynajmniej setki
turystów, wróciłem do skrzyżowania, a potem już sama przyjemność: zjazd po
gładkim asfalcie w kierunku Novégo Města pod Smrkem. Na tym odcinku rowerowego
szlaku pokonałem barierę 60 km/h i pewnie zbliżyłbym się do 70, gdyby nie mało odpowiedzialni właściciele rowerów MTB, którzy wspinając się robili to całą
szerokością drogi. Oczywiście nie wszyscy, ale wystarczy jeden rozkojarzony
Honza, a o wypadek nietrudno. W takim wypadku przydaje się dzwonek (choć pewnie
lepszy byłby klakson z lokomotywy) i używanie hamulca, zwłaszcza przed zakrętami
porośniętymi krzakami.
Wypadłem na drogę publiczną i już bez przeszkód i z wiatrem
wróciłem do Bogatyni, pokonując pierwszą 100-tkę od czasu choroby. Tak trzymać.
|
W drodze do Hubertki |
|
Oto i sama chata |
2 komentarze:
Ciekawa trasa, może się kiedyś wybiorę :-)
Prześlij komentarz