Austria

Alpy Wapienne. Droga do jeziora Schwarzensee.

Czechy

Góry Izerskie. Okolice Detrichova.

Polska

Karkonosze. Przełęcz Odrodzenie.

Czechy

Czeski Raj. Panorama z wieży widokowej Cisarsky Kamen.

Austria

Alpy Wapienne. Góra Schafberg.

środa, 27 lutego 2019

Do browaru Garp czyli sobotnia krioterapia (23.02.2019)

Nie wiem czy jeszcze pamiętacie sobotnią pogodę: słonecznie, ale wciąż mroźnie. Średnia temperatura, którą wskazał Garmin przez całą 140-sto kilometrową trasę to minus 2,6 st. C. Taką oto krioterapię zafundowałem sobie na rowerze podczas wizyty w browarze Garp położonym w miejscowości Bakov nad Jizerou. Na osłodę właściciel browaru urządził dla mnie małą „ochutnávkę” czyli degustację produktów. 

Browar Garp miałem odwiedzić jeszcze pod koniec zeszłego roku, tuż po jego otwarciu, ale jakoś się nie złożyło. Z uwagi na to, że w sobotę podwoje przybytku są zamknięte, żeby nie pocałować klamki umówiłem się z właścicielem, Lubomírem Kubcem, na krótką wizytę. Do Bakov nad Jizerou dotarłem przed jedenastą, Luboš zjawił się kilka chwil po moim telefonie. Nie przyszedł sam, towarzyszył mu jego tata, który wspiera syna w prowadzeniu biznesu. We współdzielonym z żoną budynku (która prowadzi laboratorium stomatologii estetycznej) powstała instalacja do warzenia głównie piwa craftowego. Oczywiście w ofercie browaru nie mogło zabraknąć klasycznej czeskiej „dziesitki”. Ale poza tym mamy tu już tylko amerykańskie wzorce, czyli IPA, dark czy Bohemian ALE. Z uwagi na to, że do kupienia w butelce były tylko dwa rodzaje piwa Lubomír zaproponował byśmy spróbowali innych rodzajów wprost z tanku. Na takie dictum trudno było nie przystać. W ruch poszły szklaneczki, a do degustacji przystąpiliśmy wraz z emerytowanym tatą piwowara. 

Właściciel browaru z tatą



Produkcja browaru Garp to obecnie trzy warki miesięcznie, każda po 500 butelek piwa. Beczki z trunkiem sprzedawane są w okolicznych restauracjach (także w Pradze), butelki wędrują do piwotek. Lubomír pracował wcześniej jako inżynier w przemyśle. Po skończeniu rocznego kursu zajął się zawodowo piwowarstwem. Na instalację do warzenia piwa wydał, w przeliczeniu na złotówki, ok. 130 tys. zł, czyli raczej niedużo, głównie dlatego, że większość prac wykonał sam, a sprzęt jest w dużej części używany. Komfortem jest posiadanie własnego lokum, w którym w tym roku planuje otworzyć restaurację oraz pokoje dla gości. Ciekawa jest geneza nazwy browaru: to pamiątka po psie, który dostał imię wzorowane na bohaterze książki Johna Irvinga „Świat według Garpa”. Jeśli chodzi o piwa, najbardziej przypadło mi do gustu Cascadian Darke ALE, gorzko-czekoladowy ciemny trunek o solidnej treści i orzeźwiającym aromacie. Lubomír idzie za ciosem i w tym roku chce wyposażyć instalację w dwa kolejne tanki. Najwyraźniej trafił w gusty miłośników złocistego trunku. 

Instalacja browaru

Po trzeciej szklaneczce i prawie godzinnej rozmowie uznałem, że chyba czas na mnie: poczułem rozleniwienie i zacząłem niebezpiecznie rozglądać się po wnętrzach za jakimś wygodnym siedziskiem. Po raz pierwszy od wyjazdu z domu zrobiło mi się ciepło, a to ostatni znak, że pora ruszyć w drogę powrotną. Kupiłem butelkę Bohemian ALE, spakowałem się i niechętnie ruszyłem do Bogatyni. Ta nieco hardcorowa jeśli chodzi o temperaturę podróż to moje pierwsze życiowe ekstremum. Jeśli miałbym je kiedyś powtórzyć to z lepszą izolacją stóp, marznięcie których rzadko pozwalało mi pobujać myślami w obłokach. Z powodu mrozu i utraty ciepła nie robiłem też w trakcie jazdy fotek. Zabiegi z postojami i wyciąganiem aparatu z plecaka niepotrzebnie naraziłyby mnie na wychłodzenie. Dobrze, że powietrze było suche i przez całą drogę wiał umiarkowany wiatr. Ważne, że z przytupem rozpoczął się kolejny sezon rowerowy. 

Mapa: 

piątek, 8 lutego 2019

Zwiedzamy browar we Frýdlancie, spacerujemy ścieżkami Krzyżowego Wierchu (2.02.2019)

Mamy ponurą jesienno-zimową aurę, a słońca tyle co kot napłakał. I jak tu wytrwać do wiosny? Pojawiła się spontaniczna myśl, aby wybrać się na zwiedzanie browaru Albrecht we Frýdlancie. A ponieważ nie odwiedzaliśmy jeszcze pobliskich świeżo zrewitalizowanych ścieżek Krzyżowego Wierchu, postanowiliśmy przy okazji nadrobić i tę zaległość. 

Pod koniec 2017 roku wzgórze naprzeciwko zamku we Frýdlancie wzbogaciło się o dwie nowe trasy spacerowe: leśną ścieżkę dydaktyczną i graniczącą z nią drogę krzyżową. Dotarcie do początku pierwszej z tras jest łatwe, wystarczy zatrzymać auto w okolicach browaru Albrecht (na bezpłatnym parkingu) i stamtąd wyruszyć na przeciwległą stronę ulicy w kierunku kortów tenisowych, za którymi rozpoczyna się znaczona leśna trasa. Szeroka na niespełna metr, wyłożona żwirem i obłożna odłamkami bazaltu, została wzbogacona o drewniane kładki i most nad mokradłami, tablice informacyjne, ławki i dwa przejścia pod torami kolejowymi. Jej długość wynosi około kilometra, ścieżka zawija się i wznosi nad okolicę. W kulminacyjnym punkcie łączy się z odrestaurowaną drogą krzyżową, a jej zwieńczeniem jest punkt widokowy na zamek i płynącą w dolę rzekę Smědę. W drodze powrotnej, tuż za drugim tunelem pod torami, otwiera się panorama na jaz oraz górujący nad miastem zamek. Tutaj natkniemy się także na tablicę ze zdjęciami katastrofy kolejowej, kiedy to wskutek ulewnych deszczów i w następstwie fali powodzi doszło latem 1958 roku do wykolejenia pociągu. Wagony zawisły nad oberwanymi torami, a parowóz wpadł do poszerzonego przez powódź koryta rzeki. Katastrofa miała miejsce na wysokości frýdlanckiego zamku.

Zamek we Frýdlancie

Leśna ścieżka dydaktyczna



Punkt widokowy


Nie byliśmy sami...



Katastrofa kolejowa z 1958 roku

Spacer po Krzyżowym Wierchu warto przedłużyć o wędrówkę po odnowionej drodze krzyżowej, która graniczy z leśną ścieżką edukacyjną. Istniejąca od 1737 roku droga przez lata zatraciła swój pierwotny charakter głównie przez nadgryzione zębem czasu krzyże oznaczające stacje drogi. Jest ich w sumie czternaście, a uzupełniają je: symboliczny grób Chrystusa, studnia i pustelnia. Zniszczone kamienne krzyże zostały zrekonstruowane i każdy z nich otrzymał emaliowane tabliczki ze scenami ukrzyżowania i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Emalie zostały wykonane w technice wysokotemperaturowego utrwalania przez pracownię artystyczną z Frýdlantu nad Ostravicí. Jedną z ciekawostek drogi jest tablica z panoramą miasta z 2018 roku zestawiona z widokiem na zamek i część Frýdlantu z 1857 roku. Niespieszny przemarsz wzdłuż obu ścieżek zajmuje około półtorej godziny. 

Widok z pustelni

Odnowione krzyże


Panorama  Frýdlantu





I na koniec, jak mawiają w Anglii, last but not least browar Albrecht. Warzący od 2014 roku piwo rozpoczął swoją nowożytną historię w 2010 roku, kiedy to Marek Vávra, z zawodu geolog a z zamiłowania browarnik kupił rozpadający się kompleks dawnego browaru we Frýdlancie. O tym jak ciężko było rozpocząć warzenie piwa w tym miejscu i o pracy jaka została włożona w przywrócenie kompleksu do blasku świadczą choćby dostępne w internecie zdjęcia. Przed właścicielem browaru jeszcze wiele lat pracy, niemniej już teraz widać, że historia urodziła się tutaj po raz drugi. Po raz drugi, gdyż pierwotny browar istniał we Frýdlancie już w XVI wieku. Więcej na temat historii tego miejsca znajdziecie w moim poprzednim wpisie o browarze dostępnym tutaj. Tymczasem skupmy się na teraźniejszości. Browar poza wielością piw oferuje także coś dla ducha, czyli możliwość krótkiego zwiedzania jego wnętrz. Wycieczki organizowane są w soboty i niedziele w trzech porach (o godzinie 13.00, 15.00 i 17.00), wstęp kosztuje 70 koron. Co dostaniemy w zamian? Obchód browaru z przewodnikiem, który, niestety, nie mówi po polsku. Jednak nie ma tragedii, po pierwsze większość przekazu da się zrozumieć, po drugie informacje dodatkowo otrzymamy w wersji pisanej na stronach polskojęzycznego przewodnika. Podczas zwiedzania zostaniemy oprowadzeni nie tylko po zakamarkach części produkcyjnej, ale dotrzemy także do wielkiej sali przeznaczonej na spotkania lub imprezy (której koszt jednodniowego wynajmu to aż 10 tys. koron). W korytarzach kompleksu zgromadzono pamiątki z historii piwowarstwa, meble z epoki, a tam gdzie to było możliwe zachowano pierwotne materiały, z których wykonano poszczególne części budynku (np. oryginalną posadzkę w recepcji browaru). W trakcie wycieczki skosztujemy smaku chmielu i słodu, a ci, którzy wykupili droższą opcję wycieczki – także próbek piwa. Mnie zawsze zastanawiało, w jaki sposób browar warzy jednocześnie kilkanaście rodzajów złotego trunku. Wszak trzeba do tego niemal farmy tanków, a z tego co pamiętałem z czasów pierwszych warek, kiedy piwo było sprzedawane na dziedzińcu wprost z linii produkcyjnej – ówczesna instalacja była raczej skromna. Tajemnica wyjaśniła się w czasie zwiedzania. W drugiej części browaru, w oddzielnym budynku, powstała olbrzymia hala, w której w dwóch alejkach stoi około dwudziestu tanków o pojemności 100 hl każdy (czyli 20 tys. półlitrowych butelek piwa). Dzięki temu browar w ciągu roku jest w stanie uwarzyć 10 tys. hl, a beczki z piwem wysyłane są do Słowacji, Polski i Niemiec… 

Nasz przewodnik

Recepcja browaru

Odrestaurowana sala

Serce browaru

Zwiedzanie browaru trwa około 40 minut. Browar nie sposób opuścić bez choćby skromnych zakupów. Ale oprócz piwa w lodówkach znajdziemy także coś na ząb. Zaryzykowaliśmy i przywieźliśmy do domu nakládaný hermelín, czyli czeską wersję sera typu camembert marynowaną z przyprawami i zalewą z oleju słonecznikowego. Rozpływał się w ustach wyśmienicie, zwłaszcza w połączeniu z frýdlanckim piwem, czego i Wam życzę. Smacznego!