Austria

Alpy Wapienne. Droga do jeziora Schwarzensee.

Czechy

Góry Izerskie. Okolice Detrichova.

Polska

Karkonosze. Przełęcz Odrodzenie.

Czechy

Czeski Raj. Panorama z wieży widokowej Cisarsky Kamen.

Austria

Alpy Wapienne. Góra Schafberg.

czwartek, 26 kwietnia 2018

Łikend z kaliskimi cyklistami. Jizerka i Oybin (21 – 22.04.2018)

Trzynaście osób odwiedziło w łikend nasz region, aby przekonać się, że Bogatynia leży w miejscu, skąd blisko do urokliwych i rowerowo atrakcyjnych terenów. Przez dwa dni byłem przewodnikiem cyklistów z Kalisza (a dokładnie Klubu Turystyki Kolarskiej PTTK Cyklista Kalisz), grupy rowerzystów aktywnie działających w swoim mieście, przygotowujących się właśnie do kolejnego etapu rajdu dookoła Polski. Wspólnie dojechaliśmy do Jizerki, byliśmy także w Oybin i na trójstyku. Pogoda dopisała, a pokonane podjazdy będą procentować na trasie Ustrzyki Górne – Zakopane, którą grupa przejedzie już za niespełna miesiąc. 

Główną platformą wymiany informacji na temat pomysłów, ale też bieżącej działalności grupy jest profil na Facebooku (pod nazwą Cyklista Kalisz - Rajd DOOKOŁA POLSKI), który obecnie zrzesza ponad 150 osób. Grupa jest w trakcie przygotowań do etapu po polskiej części Karpat, zaś w drugiej połowie roku zamierza przejechać polskie Sudety. Już w piątek wieczorem do Bogatyni przyjechało 13 osób. Dokładnie mówiąc przyjechali oni do Frýdlantu, gdyż wynajęcie noclegu w Bogatyni przy obecnym popycie, jaki tworzą firmy budujące blok w elektrowni jest niemożliwe. Dzięki temu droga w kierunku Jizerki odrobinę się skróciła, niestety, podjazdy pod Smedavę trzeba było zaliczyć w całości. Po krótkim odpoczynku przy tej górskiej restauracji ruszyliśmy do celu przeznaczenia, spędzając tam trochę czasu, delektując się widokiem Bukovca i rzeki Jizerki tonących w promieniach letniego słońca. Powrót prowadził górami przez Knajpę i Hřebínek aż do miejscowości Oldřichov v Hájích skąd wróciliśmy do Frýdlantu. Po drodze zaliczyliśmy punkt widokowy Krásná Máří wychodzący między innymi na Hejnice. 

Zamek we Frýdlancie

Podjeżdżamy pod Smedavę

Jizerka (rzeczka i wieś)

W oddali Bukovec

Dojeżdżamy do Knejpy

Punkt widokowy Krásná Máří




Po dość uciążliwej sobotniej trasie niedzielę poświęciliśmy na o wiele łatwiejszą drogę do Oybin. Nie było już morderczych podjazdów, nie licząc jednej, ale krótkiej wspinaczki pod zamek i klasztor w Oybin. Rowery zostawiliśmy na zamykanym parkingu przy kasie do obiektu i po zakupie biletów rozeszliśmy się po rozległym terenie obfitującym w punkty widokowe, zabytki, wystawy. Zawitaliśmy do restauracji korzystając z jej gościnnych progów. Powrotna droga do Bogatyni prowadziła przez niemiecką część trójstyku, następnie przez Hartau do Czech i starą drogą węglową do Polski. 

Rynek w Zittau


Wąskotorówka do Oybin


Zwiedzamy zamek i klasztor w Oybin














Dzięki wędrówce przez trzy kraje nie sposób było nie zauważyć różnic w infrastrukturze rowerowej pomiędzy poszczególnymi państwami. Po przejechaniu nierównej i niebezpiecznej  drogi Bogatynia – Sieniawka niemiecka ścieżka rowerowa u wrót Zittau została powitana przez kaliskich cyklistów aplauzem. Te same różnice widać było między Polską a Czechami: odstajemy od naszych południowych sąsiadów o dziesiątki lat i nie wiadomo czy kiedykolwiek choć na trochę się do nich zbliżymy, wszak kraj nieustannie inwestuje w turystykę (właśnie pojawiły się boksy z narzędziami do rowerów, z których można bezpłatnie skorzystać jadąc przez czeskie Góry Izerskie). O zapaści turystycznej w Bogatyni niech świadczy fakt braku w lokalnym biurze informacji turystycznej jakichkolwiek pamiątek związanych z Bogatynią (choćby znaczków czy magnesów na lodówkę). Zaoferowano mi folder o gminie i kartkę pocztową. Tymczasem we Frýdlancie mamy gabloty wypełnione różnego rodzaju gadżetami reklamującymi miasto, o Oybin nawet nie ma co wspominać – jest tam tego bez liku. 

Podsumowując, dzięki słonecznej pogodzie łikend udał się nadzwyczajnie, ja zaś byłem pod wrażeniem kondycji kaliskich cyklistów, którzy mimo braku u siebie terenów wyżynnych doskonale radzili sobie w górach. Włożony wysiłek zrekompensowały widoki, te zaś, mam nadzieję, na długo zapadną w pamięć grupie szalenie sympatycznych i otwartych na nowe doświadczenia ludzi. Do zobaczenia zatem za rok!!!

Nasze trasy:
 

czwartek, 19 kwietnia 2018

Rowerowy łikend w czeskim Mielniku. Test przyczepki rowerowej (14 – 15.04.2018)

Mielnik (czes. Mělník) to położone ok. 40 km na północ od Pragi miasto z wieloma zabytkami i przepięknym widokiem na Wełtawę i Łabę. Spędziliśmy w tym miejscu łikend, dla mnie zaś dodatkową atrakcją było pokonanie dzień po dniu dwóch setek kilometrów (jedną do, drugą z Mielnika do Bogatyni). Przy okazji przetestowałem swój nowy zakup – rowerową przyczepkę towarową Burley Nomad. 

Zacznę od testów. Przyczepka towarowa amerykańskiej firmy Burley to jedna z najlżejszych przyczepek na rynku (waży 6,5 kg). Na pakę można załadować aż 45 kg ciężaru, pojemność przestrzeni na bagaż to 105 litrów. Niestety, to tylko teoria, z każdym załadowanym kilogramem robi się ciężej, szczególnie  przy podjazdach. W kierunku Mielnika ciągnąłem za sobą w przyczepce ciężar nieco poniżej 15 kg i miałem naprawdę duże problemy, żeby pokonać stromizny o nachyleniu większym niż 6 – 7 %. Dodatkowo, przy tak dużym ciężarze, odczuwalna była bezwładność przyczepki i jej reakcja na nierówności terenu. W drodze powrotnej wydatnie zredukowałem kilogramy i to pomogło: podjazdy, nawet te o nachyleniu w okolicach 10 %, stały się w miarę łatwo osiągalne, sam zaś układ rower-przyczepka przestał żyć swoim życiem. Zyskałem też, co za tym idzie, na tempie jazdy. Generalnie, przy dużym obciążeniu, należy liczyć się z utratą 3-4 km/h, co przy np. sześciu godzinach jazdy daje dystans około 20 km krótszy niż przy jeździe bez obciążenia. Jazda z pełnym dopuszczalnym obciążeniem (czyli z 45 kg ładunku) w ogóle jest dla mnie niewyobrażalna, zwłaszcza po górach. Należy zatem dążyć do optymalizacji ciężaru, a jeśli już musimy dużo ze sobą wieźć – drogę najlepiej prowadzić po płaskim terenie. Niewątpliwym plusem jest stabilizacja jazdy – boczne koła przyczepki mają duży wpływ na nierówności terenu czy podmuchy wiatru, a zjazdy po nawet krętych drogach to czysta przyjemność, bez obawy, że jakaś nierówność wyrzuci nas na środek asfaltu. Niestety, minusem jest wydłużona droga hamowanie, o czym trzeba pamiętać na górskich trasach. Ogólne moje wrażenie z testów jest takie: da się do jazdy z przyczepką przyzwyczaić pod warunkiem, że będę pamiętał o optymalizacji ładunku. Przy wyprawach kilkudniowych może być to jednak problem, zobaczymy…



Tymczasem po przejechaniu 100 km dotarłem do czeskiego Mielnika, miasteczka, które słynie między innymi z win. Najbardziej charakterystyczna winnica położona jest na skarpie schodzącej w kierunku Łaby od zamku Mielnik, średniowiecznej siedziby rodziny królewskiej Czech. Ta część rzeki jest atrakcyjna także ze względu na połączenie z wpływającą do niej Wełtawą, a kawałek dalej – z kanałem żeglugowym z widoczną w dali śluzą. Jeśli chodzi o sam zamek, widoczny, z uwagi na położenie, z odległości nawet kilku kilometrów na południe do miasta, pierwotnie był on zbudowany w stylu gotyckim, w XVI wieku przeszedł renesansową transformację zamieniając się w pałac. Wnętrza oferują kolekcję artystyczną zgromadzoną przez czeską rodzinę szlachecką Lobkowiczów, na miejscu można degustować lokalne wina. Obok zamku na skarpie stoi kościół św. Piotra i Pawła z przełomu X i XI wieku, przebudowany w następnych wiekach na styl późno-gotycki. Niewątpliwą atrakcją jest wieża kościoła, z której rozciąga się widok na miasto, rzeki i kanał, a także Czeskie Średniogórze. Wstęp do wysokiej na 37 metrów wieży kosztuje 50 koron. W sąsiedztwie obu zabytków znajduje się główny plac miasta z fontanną i kamienicami opartymi o podcienie. W rynku możemy odwiedzić lokalny browar Němý Medvěd, a właściwie tylko restaurację, gdyż sam browar znajduje się w innej części miasta. W sobotę do wyboru były cztery piwa w cenie ok. 40 koron, można też tu zjeść, specjalnością kuchni są różnego rodzaju burgery. We wschodnim skrzydle rynku znajduje się informacja turystyczna, w której możemy kupić bilety (50 koron od osoby) i stąd zacząć krótką wycieczkę do mielnickich podziemi z XIII wieku, wśród których największą atrakcję stanowi studnia. Jej głębokość wynosi 54 m, szerokość zaś 4,54 m co czyni z niej najszerszą studnię w Czechach. Wstęp do podziemi odbywa się o pełnych godzinach, wyciecze towarzyszy z przewodnik, można też otrzymać audiobook, niestety, w języku polskim takowych brak. W jednej z uliczek odchodzących od rynku znajduje się zachowana brama wjazdowa do miasta, tzw. Praska Brama z ok. 1500 roku. 

Praska Brama

Podcienie kamieniczek i rynek

Wnętrze lokalnej restauracji z piwem

Mielnickie podziemia

Rekordowa studnia

Rynek



Łaba

Śluza na kanale

Wieża widokowa kościoła św. Piotra i Pawła




Deptak z widokiem na rzeki

Krajobrazy z wieży kościoła



Mielnicki zamek i winnica

Kwiecień to dobry miesiąc na zwiedzanie, zwłaszcza jeśli pogoda dopisuje. W Mielniku, podobnie jak w Kutnej Horze, brak tłumów, było zatem w czym wybierać, zarówno jeśli chodzi o miejsca noclegowe jak i inne przybytki. I pomyśleć, że to tylko 100 km od Bogatyni, które można przemierzyć nawet na rowerze 😊.

Mapki:




środa, 11 kwietnia 2018

Łikend w Kutnej Horze (7 – 8.04.2018)

Położone niecałe 150 km na południe od Bogatyni czeskie miasto Kutná Hora było głównym celem naszego ostatniego łikendowego wyjazdu. Bogactwo architektoniczne tego miejsca sięgające średniowiecza i zabytki wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO to najważniejsze cele do odkrycia. Ale nie tylko. Odwiedziliśmy pobliskie wieże widokowe na wzgórzu Kaňk i mieście Kolin, zawitaliśmy w gościnne progi nieodległego Przyjacielskiego Browaru Malešov. Mimo dołożenia wszelkich starań nie udało nam się jednak zobaczyć wszystkiego, rozważamy zatem powrót w te urocze strony…

Na początek polecamy ciekawą miejscówkę, którą udało nam się zarezerwować na spędzenie nocy - Vila U Varhanáře. Pensjonat położony przy deptaku prowadzącym do kościoła św. Barbary, z widokiem na zabytek i płynącą w dolinie rzeczkę Vrchlice jest przytulnym i cichym miejscem w sam raz dla całej rodziny. Ale zanim zjawiliśmy się w naszej kwaterze najpierw zatrzymaliśmy się w miejscowości Kaňk skąd prowadzi żółty pieszy szlak długości ok. 1 km na wieżę widokową o tej samej nazwie. Samochód zaparkowaliśmy na bezpłatnym parkingu przy rondzie, ale jest też druga opcja, autem można wjechać na samą górę w pobliże restauracji Havířská bouda leżącej tuż obok wieży. Sama wieża została wybudowana w 2013 roku na miejscu poprzedniczki, która miała kilka wcieleń a jej geneza sięga XIX wieku. Pierwsza znana mi w Czechach wieża, która została wyposażona w windę jest także nietypowa z uwagi na restaurację mieszczącą się 30 metrów nad ziemią. Za wstęp trzeba zapłacić 60 koron, ale wydane pieniądze rekompensują widoki z góry, m.in. na Kutną Horę. Wieża jest elementem krajobrazu, który będzie nam towarzyszył jeszcze wielokrotnie, choćby w czasie następnego punktu programu jakim było zwiedzanie ossuarium czyli Kaplicy Czaszek na obrzeżach Kutnej Hory w dzielnicy Sedlec. Wystrój tego kościoła cmentarnego Wszystkich Świętych pochodzi od zgromadzonych wewnątrz ludzkich kości pochodzących od 40-70 tysięcy ofiar epidemii dżumy z XIV wieku oraz późniejszych wojen. Ze szczątków wykonano ozdoby w postaci ornamentów, wisiorów, żyrandoli czy napisów na ścianie. Kościół nie pełni funkcji sakralnych jest natomiast gęsto oblegany przez wycieczki z całego świata. W sobotę słyszeliśmy język rosyjski, hiszpański czy angielski. Nie brakuje turystów z Azji, a to dopiero początek sezonu, kiedy jest jeszcze miejsce na tutejszych parkingach. Im bliżej lata tym tłumy gęstnieją i na wejście do Kaplicy trzeba ustawić się w kolejce. Przy okazji zakupu biletu do ossuarium warto zapłacić od razu za wejście do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny wpisanego na listę UNESCO (bilet łączony kosztuje 120 koron). Ten położony około 300 metrów od Kaplicy kościół klasztorny zbudowany na spalonych zgliszczach świątyni z XV wieku w stylu baroku gotyckiego nie miał sobie równych w ówczesnych Czechach z uwagi na olbrzymie górne okna, przez które w ciągu dnia wpada do wnętrza oszałamiająca jasność. Ascetyczne wnętrze kościoła pozwala skupić się na architekturze obiektu, a przede wszystkich na strzelistych łukach sięgających niemal nieboskłonu. Zwiedzający mogą zajrzeć nie tylko na parter, ale mają także dostęp do górnej części świątyni, gdzie znajdują się balkony i przejście nad łukami naw. 

Wieża widokowa Kaňk

Restauracja na wieży


Panorama na Kutną Horę



Wieża widokowa Kaňk widziana z dzielnicy Sedlec

Kaplica Czaszek






Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, poniżej jego wnętrza









Z dzielnicy Sedlec przejechaliśmy do miejscowości Malešov, około 6 km na południowy zachód od Kutnej Hory, do Przyjacielskiego Browaru Malešov znajdującego się w odremontowanej remizie strażackiej i w pobliżu dawnej twierdzy. Do dyspozycji gości jest kilka rodzajów piw sprzedawanych także w butelkach o pojemności 0,7 l, w cenie od 55 koron. 

Browar Malešov




Po tych wojażach skierowaliśmy się ostatecznie do centrum Kutnej Hory, miasta, którego historia sięga XIII wieku i jest związana z wydobyciem srebra (czeskie słowo „kutat” oznacza wydobywać, kopać). Wiek później w mieście założono królewską mennicę, Vlašský dvůr czyli Włoski Dwór, w którym obecnie mieści się urząd miasta, muzeum i galeria. Do srebra nawiązuje muzeum, które oferuje poza tematyczną ekspozycją także przejście podziemnym chodnikiem wydobywczym. Muzeum, niestety, z uwagi na brak czasu, nie odwiedziliśmy, dlatego jest to jeden z powodów, aby tu powrócić. Pora jednak przejść do najważniejszego zabytku Kutnej Hory, czyli kościoła św. Barbary. Położony na końcu ciągnącego się kilkadziesiąt metrów deptaka wzdłuż murów barokowego kolegium jezuickiego przypomina kształtem brontozaura, z ciała którego wychodzą liczne kolce. Podobnie jak starówka miasta obiekt został wpisany na listę UNESCO. Powstawał przez blisko 500 lat (początki sięgają XIV wieku, a główny styl architektoniczny to gotyk) dlatego jego wnętrze wręcz ocieka zgromadzonymi na przestrzeni wieków eksponatami. Pomysłodawcami budowy kościoła byli tutejsi górnicy, którzy poświęcili świątynię patronce górników św. Barbarze. W bogato zdobionym wnętrzu i licznych ołtarzach możemy podziwiać malowidła, freski, witraże, rzeźby, a w tylnej części kościoła organy. Dla zwiedzających udostępniono balkony i wyjście na zewnętrzy taras, a w ramach biletu (w cenie 120 koron) otrzymamy również dostęp do położonej obok kościoła Kaplicy Bożego Ciała, która miała służyć jako kostnica, ale ostatecznie posłużyła za wytwórnię organów. 

Nasz pensjonat

Widoki z balkonu


Na uliczkach Kutnej Hory

Muzeum srebra


Po lewej kolegium jezuickie, po prawej kościół św. Jakuba

Kościół św. Barbary

Główne wejście do kościoła, poniżej wnętrza








Widok z kościelnego balkonu


Kaplica Bożego Ciała

 Kutná Hora to także kościół św. Jakuba oraz liczne, klimatyczne uliczki przypominające nieco inne zabytkowe miasto Český Krumlov. Jest tu wiele kamieniczek o uroczej architekturze, kawiarnie, restauracje, sklepiki. Wciąż wiele budynków jest gustownie remontowanych, co ostatecznie składa się na niepowtarzalny klimat tego uroczego miejsca. Miasto ma też swój lokalny browar promowany przez choćby pikniki (jedna z takich imprez odbywała się pod naszym balkonem), a którego produkty można kupić w zestawach w wielu miejscach. 


Włoski Dwór



Żegnając się z Kutną Horą i na otarcie łez następnego dnia odwiedziliśmy wieżę widokową w Kolinie (wstęp 50 koron), która początkowo (od 1930) aż do 1977 roku służyła jako wieża ciśnień, by ostatecznie w 2015 roku przejść gruntowny remont. Na najwyższej platformie znajdują się monitory ukazujące fotografie z okolicznymi zabytkami a ściany wieży ozdobiono wielkoformatowymi fotografiami z początku istnienia obiektu. Wieża ma wysokość 45 m, na górę prowadzi 300 schodów. 

Dawna wieża ciśnień w Kolinie