Dzisiaj odrobiłem zaległości z jazdy rowerem, co oznacza, że
znów miałem do czynienia z nachyleniami po 10-12 %. Albo je się polubi albo lepiej
szukać bardziej płaskich miejsc.
Na niecałych 80 kilometrach podjazdy wyniosły 1500 m – takie
wyniki w Górach Izerskich robi się przy odległościach rzędu 100 km i więcej. Była
to okazja do treningu i zmagania się z przeciwnościami natury.
Dzisiaj za podstawowy cel wybrałem Bohinjsko Sedlo leżące na
wysokości 1277 m n.p.m. To rozległa przełęcz, z której zaczynają się piesze
szlaki, zimą zaś stanowi atrakcję dla narciarzy: znajdują się tu wyciągi,
podstawowy warunek do uprawiania zjazdów. Ponieważ z pogodą nie było najgorzej
(tylko temperatura trochę spadła – do ok. 13 st. C) postanowiłem zjechać z
przełęczy z jej drugiej strony w kierunku miasteczka Železniki. Po drodze
miałem drobną przygodę na remontowanej przez Słoweńców drodze. Bez problemów puścili
mnie przez plac budowy, szkopuł, jak się okazało, tkwił na drugim końcu budowy.
Stał tam postawiony w poprzek drogi kafar. Jego operator skończył zapewne kurs
precyzyjnego sterowania, gdyż maszyna jednym końcem stykała się z pionową
skarpą, drugim zaś niemal dotykała drogowej bariery, za którą czaiła się
złowieszcza przepaść. Ledwie zmieściłem w tej wąskiej szparze nogę, rower,
niestety, musiałem jakoś przecisnąć górą. Nie wiem czemu, ale miałem nieodparte
wrażenie, że ten kilkunastometrowy kafar zaraz się na mnie zwali.
|
Wspinaczka na Bohinjsko Sedlo |
|
A tuż już podczas zjazdu wśród malowniczo położonych wsi |
|
Sorica |
|
Rzeczony kafar i adekwatny znak |
|
Železniki |
Później obyło się już bez przeszkód. Minąwszy Železniki
rozpocząłem powrót w kierunku, z którego przyjechałem, tylko inną nieco drogą. Inną
nie znaczy, że łatwiejszą. Ponieważ do Železnik z przełęczy nieustannie
zjeżdżałem, teraz musiałem wrócić w pobliże Bohinjsko Sedla, a to oznaczało
kolejną tego dnia wspinaczkę. Tym gorszą, że droga oznaczona na mapie jako
jedna z głównych nagle straciła asfalt i przez 20 km jechałem po ulubionym budulcu
tutejszej dyrekcji dróg, mianowicie skalnym szutrze. Ponieważ była to oficjalna
droga miała nieco bardziej uklepaną nawierzchnię od leśnych tras. Ale i tak
dała mi w kość. Kiedy dojeżdżałem do trasy, którą kilka godzin wcześniej się
wpinałem z ulgą stwierdziłem, iż asfalt tu jeszcze leży. „Nie bój, nie bój, i
tu dotrą asfaltowe potworki”.
I mapka:
0 komentarze:
Prześlij komentarz