wtorek, 15 sierpnia 2017

Wakacje nad Gardą – cz. VII: rowerem dookoła jeziora Garda (14.08.2017)

I nadszedł ten dzień, kiedy trochę już oswojony z tunelami i panującym ruchem na jedynej drodze wokół jeziora Garda postanowiłem zaliczyć rowerową rundę dookoła akwenu. Wyszło nieco ponad 160 km, ale z dojazdem i powrotem do Prabione. Jeśli zaczniecie start przy samym jeziorze, liczba kilometrów będzie o 20 mniejsza. Przy okazji udało mi się dotrzeć do pierwszego włoskiego browaru.

W ogóle ciężko określić ile dokładnie kilometrów przejechałem, gdyż w tunelach nie działał gps, w związku z czym odległość wg mapy na końcu wpisu jest, szacuję, o ok. 10 km mniejsza niż w rzeczywistości. Tak, tunele zajmują dość istotną część jazdy wokół jeziora, dlatego moim priorytetem było jak najwcześniejsze i jak najszybsze ich pokonanie. W ogóle to, idąc za radą Fabioli, wybrałem zwykły dzień tygodnia na jazdę, gdyż w łikendy panuje tu jeszcze większy ścisk. Później się okazało, że co prawda poniedziałek jest zwykłym dniem, ale przed świątecznym wtorkiem, zatem mój wybór na niewiele się zdał. Najwięcej tuneli jest po północno-zachodniej stronie Gardy, więc jechałem w nich już przed godziną 7.00 (ciekawostką jest fakt, że w tutejszych „karawankach” kręcono Jamesa Bonda). Było pusto i bezpiecznie, ale i tak miałem włączoną tylną lampę (nie wszystkie tunele są oświetlone, zwłaszcza te krótkie), na sobie miałem jarzącą kurtkę przeciwdeszczową, a na plecak założony odblaskowy pokrowiec. Warto mieć jeszcze jakąś lampkę z przodu, niestety, nie udało mi się nic takiego tutaj kupić. Po stronie wschodniej też są tunele, ale zdecydowanie jest ich mniej, w dodatku w większości są odkryte od strony jeziora, wydają się zatem bezpieczne. Jeśli chodzi o samą w nich jazdę, najgorszy jest straszny huk, który potrafi nieźle podziałać na wyobraźnię. Najbardziej zaś hałasują motocykle, które słychać na długo przed tym, zanim da się je zobaczyć. Ale, jak pisałem, wszystko jest kwestią przyzwyczajenia, tak samo jak ruch panujący na drodze. Rano jest tu naprawdę błogi spokój. Niestety, z czasem pojazdów przybywa, a już od godziny 9.00 zaczyna się robić tłoczno, zwłaszcza w kurortach. Trzeba jednak przyznać, że kierowcy są wyjątkowo uważni, mało tego, nie tracą cierpliwości, jeśli zdarzy nam się wyminąć stojący w korku samochód – z prawej bądź z lewej strony. Wielokrotnie musiałem włączać się do ruchu w kolumnę pojazdów i nigdy nie czekałem zbyt długo, zawsze był jakiś uprzejmy kierowca, który zatrzymał się i mnie wpuścił. W ogóle to doszedłem do wniosku, że szarżujący kierowcy mają tu problem z rowerzystami. Przez blisko 20 km jechałem w grupie trzech włoskich półzawodowców siedząc im na kole. Jazda była super, zwłaszcza, że udało mi się utrzymać ich tempo, szkoda, że ostatecznie zjechali na nadbrzeże i dalej w pojedynkę musiałem walczyć z oporami powietrza. W każdym razie gdy jeden z kierowców minął nas niebezpiecznie blisko, w górę poszły zaciśnięte pięści, a z gardeł moich kompanów wydostały się jakieś włoskie k…wy. Dobrze, że gość pojechał dalej, bo nie chciałbym być w jego skórze, gdyby udało się go jednak dogonić. 

Z czasem robiło się coraz cieplej i tłoczniej, a prawdziwa gehenna zaczęła się przed miejscowością Peshiera, na wysokości licznych parków rozrywki i sławnego Gardalandu. Droga z Werony była tak zakorkowana, że nie dało się nią jechać, także dlatego, że brakuje tu poboczy. Ratowałem się jazdą po drugiej stronie ulicy, po wąskim chodniku. A kiedy i jego nie było, to i środkiem drogi, ale to nie jest bezpieczne, choć często praktykowane, zarówno przez rowerzystów jak i motocyklistów. Taka męcząca jazda trwała około godziny, kolejna podobna męczarnia spotkała mnie po południowo-zachodniej części jeziora, gdzie tym razem auta wlekły się w kierunku Riva del Garda. Dość powiedzieć, że cała południowa strona jeziora to praktycznie niekończący się kurort z całą turystyczną infrastrukturą. Jest tu widokowo bardzo przyjemnie, ale, niestety, tłoczno. Południowo-zachodnia część jeziora to także lokalizacja craftowego browaru, który sprzedaje swoje wypusty w butelkach (3,5 euro za 0,33 l). Co prawda bar przy browarze jest otwierany dopiero od 16.00, ale pan z obsługi powiedział, że w następnym budynku jest sklep, w którym można się zaopatrzyć. I faktycznie, poza niezliczoną ilością wina było też i piwo, wciśnięte w róg sklepu. Cztery zakupione butelki i miła obsługa wprawiły mnie w naprawdę radosny nastrój. Przed sobą miałem ostatni odcinek drogi wokół Gardy z jeszcze jednym, ponad kilometrowym tunelem. Ale jechałem nim już wcześniej, wiedziałem więc czego się tam spodziewać. A potem, niestety, męczący, blisko 10-cio kilometrowy, podjazd do Prabione, który naprawdę dał mi w kość, tym bardziej, że dźwigałem na plecach butelki. Ale ostatecznie udało się: wyjechałem nieco po 6.00, z powrotem byłem o 15.00. Przynajmniej godzinę zmarnowałem w korkach, ale i tak najważniejsze, że w całości dotarłem do mety. Na czym mi najbardziej zależało 😀.

Co do zaś samej trasy – jeśli lubicie niezapomniane widoki, ciągle zmieniające się perspektywy gór i jezioro pokazujące co chwilę coraz to inne oblicze – warto przejechać trasę wokół Gardy, mimo niedogodnień, o których wspominałem. Zawsze też można skrócić sobie drogę korzystając z licznych wodnych połączeń pomiędzy przeciwległymi brzegami.


W jednym z takich tunelów kręcono Jamesa Bonda


Jedyny pustostan jaki udało mi się znaleźć

Charakterystyczny uskok nad Riva del Garda

Tunele widziane z przeciwległego brzegu

Malcesine





Jeden z wielu parków rozrywki

Peshiera





Południowe widoczki




Wspinaczka do Prabione

Zakupy w browarze
 
Mapa:

0 komentarze: