sobota, 8 września 2018

Wakacje nad jeziorem Como cz. VI: do browaru Tartavelle (8.09.2018)

Po dwóch dniach niewidzenia się z rowerem ponownie wskoczyłem na siodełku i ruszyłem na podjazdy. W sumie na dystansie 54 km było ich 1350 m, sporo, ale to przecież Alpy. W drodze powrotnej do Dorio odwiedziłem lokalny browar w miejscowości Taceno. Poznałem sympatyczne małżeństwo, które oprowadziło mnie po swoich włościach, zrobiłem też małe zakupy, w cenie 4 euro za butelkę piwa. 

Dzisiejsza trasa to po części przejazd po znanych już asfaltach, ale tylko na początku. Im dalej w góry i na wschód tym mniej znajome rejony, których wcześniej nie byłem nawet w stanie dojrzeć. Droga iście górska, wąska, kręta, w wielu miejscach pozbawiona jakichkolwiek zabezpieczeń nad rozległymi przepaściami, miejscami mocno uszkodzona. Od czasu do czasu słychać klaksony aut, które standardowo ostrzegają o dojeździe do ostrych, niewidocznych zakrętów. Nie brakuje tuneli, ale i widoków, które otwierają się w miarę pokonywania kilometrów. I o to właśnie w tej rowerowej przygodzie chodzi, o poczucie wolności i swobody jakiej nigdy nie da samochód, którego nie można w dowolnym miejscu zatrzymać, na przykład na serpentynie, wyjść i spojrzeć w dół. Doceniam ten wspaniały spalinowy wynalazek, ale tylko dzięki rowerowi docieram do miejsc, które są wyludnione, a jeśli są tam jacyś to rzadziej widujący turystów, a dzięki temu bardziej otwarci i życzliwi. Dzisiaj przez kilkanaście minut nie spotkałem człowieka, nie widziałem auta, nie słyszałem odgłosów cywilizacji. Wystarczyła tylko godzina, aby zjechać z utartych szlaków…



Mury cmentarza


Tunel





Rzeka Pioverna





Właśnie przy jednej z bocznych dróg Maurizio ze swoją żoną Eleną w 2012 roku założyli mini-browar Tartavelle, w którym warzą piwa dolnej fermentacji w bardzo nowoczesnej (i zapewne drogiej) instalacji. Specjalizują się w piwach mocnych, opartych o niemieckie słody i chmiele, z wykorzystaniem wody z własnego ujęcia. Jak mówił Maurizio, który chętnie wprowadził mnie w tajniki swojego browaru, oprowadzając po jego wnętrzach, kiedyś w tych rejonach była produkowana woda mineralna. I faktycznie, początków sławy okolicy jako źródła wody mineralnej używanej zarówno do picia jak i kąpieli należy szukać już w połowie XIX wieku. Wtedy po raz pierwszy dokonano analizy chemicznej składu wody, skupiając się na jej właściwościach leczniczych. Dzięki temu w następnym stuleciu powstał tutaj ośrodek, dzisiaj nazwalibyśmy go „spa”, który oferował noclegi i zabiegi wodolecznicze. Wodę butelkowano i sprzedawano, a źródło o nazwie „Tartavelle” zostało zabezpieczone i chronione jak największy skarb. Dzisiaj „spa” nie działa, jest tylko browar, ale także pomysły na rozwój tego miejsca. W sali restauracyjnej, która oczekuje na licencję, by móc ruszyć i zapraszać gości, na pomalowanym suficie zobaczymy podobizny lokalnych górskich bohaterów, których imiona zostały użyte do nadania nazw piwom. W pobliż,u nad rzeką Pioverna, znajduje się ścieżka rowerowa, z której łatwo zjechać do browaru, w samym zaś wnętrzach zakładu jest sympatyczne małżeństwo Włochów, którzy z otwartym sercem przyjmują każdego gościa. 

Tanki w browarze Tartavelle


Sala restauracyjna

Sufit


Moje zakupy
Mapa:

 


0 komentarze: