Po dwóch dniach niewidzenia się z rowerem ponownie
wskoczyłem na siodełku i ruszyłem na podjazdy. W sumie na dystansie 54 km było
ich 1350 m, sporo, ale to przecież Alpy. W drodze powrotnej do Dorio
odwiedziłem lokalny browar w miejscowości Taceno. Poznałem sympatyczne
małżeństwo, które oprowadziło mnie po swoich włościach, zrobiłem też małe
zakupy, w cenie 4 euro za butelkę piwa.
Dzisiejsza trasa to po części przejazd po znanych już
asfaltach, ale tylko na początku. Im dalej w góry i na wschód tym mniej znajome
rejony, których wcześniej nie byłem nawet w stanie dojrzeć. Droga iście górska,
wąska, kręta, w wielu miejscach pozbawiona jakichkolwiek zabezpieczeń nad
rozległymi przepaściami, miejscami mocno uszkodzona. Od czasu do czasu słychać
klaksony aut, które standardowo ostrzegają o dojeździe do ostrych,
niewidocznych zakrętów. Nie brakuje tuneli, ale i widoków, które otwierają się w
miarę pokonywania kilometrów. I o to właśnie w tej rowerowej przygodzie chodzi,
o poczucie wolności i swobody jakiej nigdy nie da samochód, którego nie można w
dowolnym miejscu zatrzymać, na przykład na serpentynie, wyjść i spojrzeć w dół.
Doceniam ten wspaniały spalinowy wynalazek, ale tylko dzięki rowerowi docieram
do miejsc, które są wyludnione, a jeśli są tam jacyś to rzadziej widujący
turystów, a dzięki temu bardziej otwarci i życzliwi. Dzisiaj przez kilkanaście
minut nie spotkałem człowieka, nie widziałem auta, nie słyszałem odgłosów cywilizacji.
Wystarczyła tylko godzina, aby zjechać z utartych szlaków…
|
Mury cmentarza |
|
Tunel |
|
Rzeka Pioverna |
Właśnie przy jednej z bocznych dróg Maurizio ze swoją żoną
Eleną w 2012 roku założyli mini-
browar Tartavelle, w którym warzą piwa dolnej fermentacji w bardzo nowoczesnej (i zapewne drogiej)
instalacji. Specjalizują się w piwach mocnych, opartych o niemieckie słody i
chmiele, z wykorzystaniem wody z własnego ujęcia. Jak mówił Maurizio, który
chętnie wprowadził mnie w tajniki swojego browaru, oprowadzając po jego wnętrzach,
kiedyś w tych rejonach była produkowana woda mineralna. I faktycznie, początków
sławy okolicy jako źródła wody mineralnej używanej zarówno do picia jak i
kąpieli należy szukać już w połowie XIX wieku. Wtedy po raz pierwszy dokonano
analizy chemicznej składu wody, skupiając się na jej właściwościach
leczniczych. Dzięki temu w następnym stuleciu powstał tutaj ośrodek, dzisiaj
nazwalibyśmy go „spa”, który oferował noclegi i zabiegi wodolecznicze. Wodę
butelkowano i sprzedawano, a źródło o nazwie „Tartavelle” zostało zabezpieczone
i chronione jak największy skarb. Dzisiaj „spa” nie działa, jest tylko browar,
ale także pomysły na rozwój tego miejsca. W sali restauracyjnej, która oczekuje
na licencję, by móc ruszyć i zapraszać gości, na pomalowanym suficie zobaczymy
podobizny lokalnych górskich bohaterów, których imiona zostały użyte do nadania
nazw piwom. W pobliż,u nad rzeką Pioverna, znajduje się ścieżka rowerowa, z
której łatwo zjechać do browaru, w samym zaś wnętrzach zakładu jest sympatyczne
małżeństwo Włochów, którzy z otwartym sercem przyjmują każdego gościa.
|
Tanki w browarze Tartavelle |
|
Sala restauracyjna |
|
Sufit |
|
Moje zakupy |
Mapa:
0 komentarze:
Prześlij komentarz