W drugi dzień wakacji pojechaliśmy do nieodległego Colico do
dwóch leżących obok siebie fortyfikacji, z których jedna pochodzi z okresu
pierwszej wojny światowej, druga z czasów dominacji Hiszpanów w XVII wieku.
Popołudniu znów wspinałem się na rowerze i podobnie jak wczoraj – zdobyłem górski
staw Artesso, położony na wysokości 1200 m n.p.m.
Pierwszy z fortów, Montecchio Nord, został zbudowany w
latach 1912 – 14 i służył do obrony przed spodziewanym atakiem wojsk
niemieckich i austro-węgierskich przez Szwajcarię. Jest to najlepiej zachowana
fortyfikacja z tego okresu w Europie. Została wyposażona w działa o zasięgu ok.
14 km i była w pełni samowystarczalna. Na miejscu znajdowała się kuchnia i
zaplecze socjalne, była własna rozdzielnia prądu i akumulatorownia. Jednocześnie
przebywało tu 30 - 40 żołnierzy, a w czasie II wojny światowej ich liczba
dochodziła do 100. W środku wiele elementów jest oryginalnych, utrzymano w
doskonałym stanie sporo systemów, w tym wciąż mogące strzelać działa. Po
terenie fortu oprowadzała nas przewodniczka, która biegle posługiwała się
językiem angielskim. Koszt wejścia to 8 euro, ale jeśli połączymy bilet z
wejściówką do drugiego fortu, Fuentes – cena podwójnej wejściówki wyniesie
tylko 10 euro.
Przewodniczka i działo |
Oddalony o około 3 km fort Fuentes to dzieło hiszpańskiego
gubernatora z Mediolanu mające obronić tutejszą ziemię przed dominacją Trzech
Szarych Lig. Twierdza powstała w latach 1603 – 09 i przeszła swój test dopiero
ponad 100 lat później, w czasie wojny o sukcesję nad Polską. Następnie fort
przeszedł w ręce Austriaków, by ostatecznie zostać unicestwionym przez
Napoleona w 1796 roku. O ufortyfikowaniu przypomniano sobie w okresie pierwszej
wojny światowej i na wzgórzu po stronie północnej postawiono osiem dział, które
miały wspomagać baterię z fortu Montecchio Nord. Obiekt zwiedzamy we własnym
zakresie, na miejscu dostępne są tablice z językiem angielskim i niemieckim
opisujące poszczególne części fortecy.
Fort Fuentes |
Popołudniu wsiadłem na rower i pojechałem w Alpy, a
konkretnie w kierunku stawu Artesso, który znajduje się na końcu górskiego,
krętego i wąskiego asfaltu. Stąd nie da się na szosówce już dalej nigdzie
pojechać, ale może to i lepiej gdyż po przejechaniu 15 km miałem w nogach prawie
1000 m podjazdów. Wokół niewielkiego akwenu stawu znajduje się miejsce do
pikników i plac zabaw dla dzieci. Można stąd wyruszyć na piesze szlaki,
parkując samochód na wolnych miejscach pod drzewami. Można też odpocząć po
trudach podjazdu.
Przydrożny osioł próbuje zjeść moją kierownicę |
Como z lotu ptaka |
Staw Artesso |
W czasie zjazdu zboczyłem nieco z głównej trasy i wjechałem
w głąb do jednej z wiosek w ślad za wieżą kościelną, którą chciałem uwiecznić
na fotografii. Kiedy zatrzymałem się pośrodku miejscowości zagadnął mnie
siedzący przy głównej ulicy staruszek, pytając nie wiem o co i opowiadając też
nie wiem o czym. Jedyne co zrozumiałem to gest ręką wykonywany przez niego w
kierunku wskazującym bar. Tak oto, chcąc nie chcąc, skorzystałem z okazji i
poszedłem na piwo. Co by nie mówić, staruszek marnuje się w tej wiosce:
skutecznie zachwalać produkty w niezrozumiałym języku i robić to na tyle
sugestywnie, żeby klienci korzystali z usług, toż to skarb każdej agencji
reklamowej :).
Mapa:
0 komentarze:
Prześlij komentarz