Zaczęliśmy nasze wakacje na Węgrzech. Kilka najbliższych
wpisów będzie poświęconych właśnie temu regionowi Europy, więc jeśli ktoś nie
ma ochoty na śledzenie naszych wojaży, zapraszam za około 2 tygodnie, kiedy
ponownie powrócimy do Bogatyni. A tymczasem zaczynamy nasz letnią przygodę...
Naszą bazą wypadową jest letnia stolica Węgier, czyli miasto
Siófok, którego nazwa pochodzi od wpływającej do Balatonu rzeki Sió. Ta nieco
ponad 20-sto tysięczna miejscowość, położona po południowej części
madziarskiego „morza”, w sezonie zamienia się w 100-stu tysięczną aglomerację
za sprawą nalotu wczasowiczów, przede wszystkich węgierskich, ale nie tylko.
Dość powiedzieć, że przysłowiowej szpilki nie sposób tu wcisnąć i jest naprawdę
gęsto od ludzi. Na szczęście my mieszkamy w spokojnej części miasta, położonej
od brzegu zaledwie niecałe 500 metrów. Nie jest więc tak źle. Ale przecież nie
spędzimy w Siófok całych wakacji. Dlatego już pierwszego dnia postanowiliśmy
przeprawić się na drugą stronę Balatonu w jego najwęższym miejscu, czyli na
wysokości półwyspu Tihany. Za sprawą promu, który kursuje tu na okrągło, udało
nam się całkiem szybko, w niecałe 6 minut, przepłynąć akwen. Za samochód i trzy
osoby w środku zapłaciliśmy nieco ponad 50 złotych, a więc sporo. Dzięki temu
skróciliśmy jednak znacznie drogę, a przy okazji dość szybko znaleźliśmy się w
centrum miejscowości o tej samej nazwie co półwysep.
|
Siófok |
|
W drodze na Tihany |
Serce Tihany stanowi kościół i położone obok opactwo benedyktyńskie,
założone w 1055 przez Andrzeja I, pochowanego w krypcie kościoła. Tuż obok
budowli znajduje się punkt widokowy na Balaton, uznawany za jeden z
najpiękniejszych w ogóle. Poza tym miejscowość to centrum wszelkiego rodzaju
okazji do wydania pieniędzy, czyli kramy, sklepiki, restauracje, etc. W
słoneczną pogodę czuje się tu klimat środziemnomorski, choć wiadomo, że na
prawdziwe południe jest jeszcze kilkaset kilometrów. Turystów też sporo, ale
nam się udało zejść nieco poza ten utarty szlak i znaleźliśmy się na łące tuż
obok hodowanych tu krów. Milo było znaleźć się na chwilę poza sporym
turystycznym ruchem.
|
Kościół w Tihany |
|
Panorama Balatonu |
|
Tihany z oddalenia |
Po dwóch godzinach spędzonych na półwyspie pojechaliśmy na
południowy zachód, kierując się w rejon zwany Badacsony, znany z licznych
winnic usytuowanych na stoku charakterystycznego wygasłego wulkanu o tej samej
nazwie. Wysokość góry sięga 437 m n.p.m., czyli jak na nasze warunki śmiesznie
mało. Góra robi jednak wrażenie za sprawą charakterystycznego płaskiego grzbietu,
który widać z wielu miejsc wokół Balatonu. Kawałek dalej zakończyliśmy pierwszy
dzień pobytu na Węgrzech zwiedzając ruiny zamku Szigliget, pochodzącego z XIII
wieku. W swoim czasie była to twierdza, która służyła za linię obrony przed
atakami Turków, którym nie udało się nigdy jej zdobyć. Po przejęciu zamku przez
Austriaków został on ostatecznie wysadzony i nigdy nie odbudowany, a kamienie z
powstałej ruiny posłużyły za budulec dla okolicznych mieszkańców. Ze wzgórza
zamkowego rozciąga się piękny widok na okolice. Widać stąd zwłaszcza liczne
wygasłe wulkany, których kraina kojarzy się z jej odpowiednikiem na Dolnym
Śląsku.
|
W ruinach zamku Szigliget |
|
Badacsony |
Mapa:
Map
0 komentarze:
Prześlij komentarz