środa, 28 sierpnia 2019

Wakacje nad jeziorem Maggiore cz. II: rowerem dookoła Maggiore (27.08.2019)

Korzystając z bezwietrznej pogody i dość jeszcze długiego dnia wyruszyłem w objazd jeziora Maggiore. Położony w dwóch krajach akwen (we Włoszech i Szwajcarii) sprawił, że dwukrotnie przekraczałem granicę i to tę z prawdziwego zdarzenia, jakie były i u nas przed wstąpieniem do strefy Schengen – z budkami i strażnikami. W sumie przejechałem 168 km w dość dobrym tempie, bo średnia wyszła 24,3 km/h.

Jeśli macie zamiar odbyć wycieczkę wokół Maggiore, najlepiej tak zaplanować trasę, by część zachodnią linii brzegowej przejechać jak najwcześniej. Jest tu dość wąsko, a im później, tym ruch coraz większy. Ta część jeziora jest też mocno zurbanizowana, a miasta i miasteczka niemal łączą się ze sobą. To samo dotyczy części szwajcarskiej. Już od granicy zaczyna się aglomeracja, by w swojej kulminacji, czyli mieście Locarno, przybrać wygląd prawdziwej metropolii. Plusem tej części trasy jest jej przebieg wzdłuż linii brzegowej dzięki czemu nie tracimy jeziora z oczu. Jeśli chodzi o ukształtowanie terenu, jest płasko jak na stole, a widoki zapierają dech w piersiach. Godnym polecenia miejscem jest Verbania z bulwarem nad brzegami jeziora, gdzie rozlokowały się przystanie i porciki. 




Słońce nad górami a u mnie ponad 30 przejechanych kilometrów











Po przekroczeniu szwajcarskiej granicy od razu widać różnice w bogactwie i infrastrukturze. Mimo, że szwajcarski kanton Ticino jest jakby przedłużeniem Włoch (włoski jest tu językiem urzędowym i język ten obecny jest na każdym kroku), po przekroczeniu granicy naprawdę odczujemy, że znaleźliśmy się w innym kraju. Najbardziej widać to na stacji benzynowej. Litr paliwa we Włoszech kosztuje 1,62 euro, tymczasem w Szwajcarii – 1,38, i jest tu taniej nawet niż w Austrii. Jeśli jesteśmy przy pojazdach, w Ticino widziałem dwie Tesle. Owszem, we Włoszech nie brakuje kosztownych bryk, ale w Szwajcarii na kilometr kwadratowy przypada ich o wiele więcej. To samo jest z nowoczesną architekturą, Szwajcaria właściwie na niej stoi podczas gdy we Włoszech dominują wille z okresu renesansu i baroku. I wreszcie ścieżki rowerowe, w części włoskiej jeziora jest ich niewiele, podczas gdy całe, ciągnące się na przestrzeni kilkunastu kilometrów Locarno przejechałem po trasie wytyczonej tylko dla rowerzystów. Podsumowując, wjeżdżając do Szwajcarii od strony Włoch ma się wrażenie przeskoczenia do nieco wyższej cywilizacyjnej półki, co jest bardzo pozytywnym doświadczeniem.

Szwajcarski odcinek jeziora







Opuszczając Locarno trasa skręca na południe powoli wkraczając na wschodnią linię brzegową jeziora. Po ponownym wjeździe do Włoch robi się cicho i szeroko. Droga jest równa, z jednego pasa asfaltu można by zrobić dwa. Z rzadka też pojawiają się zabudowania, mało jest miasteczek. Novum są tunele. Co prawda nie ma ich tyle co nad Gardą, ale trzeba być na nie przygotowanym, choćby poprzez wyposażenie roweru w tylne światło. Większość tuneli da się objechać na zewnątrz po przygotowanych dla rowerzystów i pieszych drogach, jednak najdłuższy tunel (1,5 km) nie ma alternatywy i trzeba w niego wjechać. Wschodnia część jeziora to także lekkie wzniesienia i coraz bardziej przypominający naszego Góry Izerskie krajobraz. Jest tu sporo pól uprawnych, a linia brzegowa stoi odłogiem, co jest nie do pomyślenia po zachodniej stronie, gdzie każdy piędź ziemi jest zagospodarowany. Niestety, droga coraz częściej odchodzi od jeziora i są fragmenty, kiedy kilometrami nie widać szmaragdowej toni wody. Im bliżej południowego zakrętu, tym gęściej od ruchu drogowego i zabudowań. Po skręcie na północ jest już nieprzerwana linia miast z centrami handlowymi i typowym dla takich miejsc pośpiechu. Z czasem aglomeracja przechodzi w spokojne kurorty, z których warto wyróżnić  takie jak Meina, Lesa, Stresa czy Baveno. Widać stąd zamek Angera usytuowany na wzniesieniu po wschodniej części jeziora, powoli wyłaniają się Wyspy Boromejskie. Jeszcze kilka kilometrów i kończy się trasa objazdu. 







Zamek Angera


Z trzech włoskich jezior (pozostałe to Garda i Como) Maggiore jest najłatwiej objechać. Jest tu płasko jak na stole, a i bezpieczeństwo podróżowania jest wysokie. Stosunkowo mały ruch, ścieżki rowerowe w części szwajcarskiej (do której należy 20 % jeziora) i mała ilość tuneli powodują, że warto odważyć się na rundę wokół Maggiore. Tym bardziej, że towarzyszyć nam będą niezliczone grupy kolarzy, ale też objuczonych rowerzystów, którzy przemierzają włoskie jezioro w poszukiwaniu niezapomnianych wrażeń. Czego i Wam życzę. 

Mapa:

1 komentarze:

Ja zakochałem się w jeziorze Maggiore. Wcześniej byłem nad Como, ale to właśnie Maggiore zrobiło na mnie większe wrażenie. Może też dlatego, że jest mniej turystów tam i większy spokój. Znalazłem namiar na to jezioro na https://turyn.pl/
w jednym z artykułów. Polecam każdemu odwiedzić to miejsce, przy okazji zwiedzania Turynu.