poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Wielka Rowerowa Majówka etap II: Chudenin – Mariańskie Łaźnie - 29.04.2019

Padający deszcz sprawił, że dzisiaj zamiast na rowerach dzień spędziliśmy w aucie, choć nie do końca. Przed południem odwiedziliśmy budowlę stylistycznie i symbolicznie nawiązującą do mitologii germańskiej, a popołudniu zagościliśmy w Mariańskich Łaźniach wydeptując naszą trasę pośród wielu innych ścieżek tego przepięknego kurortu.

Na jednym z naddunajskich wzgórz w miejscowości Donastauf wznosi się budowla w stylu późnoklasycystycznym upamiętniająca sławne postacie z bogatej historii Niemiec. Walhalla, bo o niej tu mowa, wzniesiona została w pierwszej połowie XIX wieku z inicjatywy króla Bawarii Ludwika I i dość często bywa porównywana do greckiego Partenonu. Jej nazwa wywodzi się z mitologii germańskiej i oprócz skrywanych we wnętrzu posągów jest świetnym punktem widokowym na przepływający w dole Dunaj. Żeby dotrzeć do budowli najlepiej skierować się na górny płatny parking skąd do Walhalli jest raptem kilkaset metrów. Jeśli chodzi o inne koszty, to okolice samej budowli można odwiedzać bezpłatnie, wstęp do jej wnętrze kosztuje zaś 4,50 euro.

Walhalla





Popołudniu dotarliśmy do Mariańskich Łaźni, miejsca naszego jutrzejszego startu. To jedno z trzech uzdrowisk ulokowanych na zachodzie Czech (pozostałe to Karlowe Wary i maleńkie Franciszkowe Łaźnie). Jeśli chodzi o historię, warto wspomnieć, że w chwili odkrycia tego miejsca dla turystów i kuracjuszy (w XIX wieku) miejscowości nazywała się Marienbad i zjeżdżali do niej nie tylko sławni Niemcy, ale choćby Brytyjczycy. Przykład króla Edwarda VII na nikim nie robi wrażenia, a przecież do Mariańskie Łaźnie odwiedzały takie sławy jak Kafka, Goethe, Freud czy Wagner. Całe lato 1836 roku spędził tu Fryderyk Chopin. Na pamiątkę pobytu naszego kompozytora każdego lata odbywa się w kurorcie festiwal pianistyczny. Część uzdrowiskowa miasta to około 50 źródeł wody polecanych na różnego rodzaju schorzenia, a także parki, wymarzone do spacerów, biegania, niespiesznych pogawędek. W okolicach neoklasycystycznej kolumnady zbudowanej w 1899 roku odbywają się koncerty, a znana w świecie Śpiewająca Fontanna to źródło nie tylko uzdrowiskowej wody, ale i muzyki: co godzinę spod przezroczystych gejzerów rozbrzmiewa przebój światowej klasyki muzycznej. 















A na koniec coś dla ciała. Niedaleko naszego noclegu w Mariańskich Łaźniach w 2018 roku otwarto rodzinny browar Kronl, którego nazwa pochodzi od legendy o lokalnym łotrze i zbójcy grasującym w przeszłości po okolicznych lasach, grabiącym co się dało i ukrywającym zdobycze w jaskiniach i leśnych ostępach. W przeciwieństwie do naszego Janosika, Kronl nie dzielił się bogactwem z nikim, był okrutny i przebiegły. Skończył tracąc głowę. Tyle mówi legenda, tymczasem browar Kronl istnieje naprawdę i miło zaskakuje swoją ofertą. Poza tym, że można tutaj zjeść, do picia dostaniemy nowofalową zawartość w postaci piw IPA czy single hop ale. Wystrój wnętrza pubu jest co prawda surowy, ale bardzo estetyczny, głównie za sprawą drewnianych beli, które obecne są pod sufitem. Drewno jest też na ceglanym barze, za którym stoi kowboj w chuście na twarzy. Atmosfera, jak to u Czechów, jest rodzinna i przyjazna, wypisz wymaluj „Lemoniadowy Joe”. 



1 komentarze:

Ale pogoda... Mam nadzieję, że teraz z dnia na dzień będzie robić się coraz cieplej. Z tego, co zapowiadali to ma właśnie nieźle popadać, ale nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki, że mimo wszystko będzie ciepło.