Spełniło się moje marzenie, czyli próba rowerowych sił w
najwyższych górach Europy (w Alpach). Nieprzypadkowo wybór padł na austriacki
Tyrol, gdyż właśnie tu znajduje się drugi w kolejności najwyższy w UE punkt, do
którego można dojechać po asfalcie (pierwszy to Veleta w hiszpańskich górach
Sierra Nevada). Niestety, tym razem pogoda pokrzyżowała nam szyki i nie udało
się pojechać drogą lodowcową z doliny Ötztal. Dostaliśmy się za to na lodowiec
Kaunertal oraz wjechaliśmy na legendarną, znaną z wyścigów Giro d’Italia,
przełęcz Stelvio osiągając swoje życiowe wyniki (2.758 m n.p.m.). Te
niesamowite pod względem krajobrazowym miejsca zasługują na co najmniej kilka
następnych wizyt.
Naszą bazę stanowiła urocza, położona na uboczu od głównej
drogi przelotowej, turystyczna wioska Kappl. Stąd do początków interesujących
nas tras było od kilkunastu do kilkudziesięciu kilometrów jazdy autem. Na
pierwszy ogień poszedł lodowiec Kaunertal, który stał się naszym celem następnego
dnia po przyjeździe. Miejscem startu było miasteczko Prutz, gdzie do szczytu
prowadzi ponad 30-sto kilometrowy kawałek asfaltu. Droga na górę składa się z
dwóch niemal równych odcinków przedzielonych sztucznym zbiornikiem
Gepatsch-Stausee. Do akwenu jest w miarę łagodnie, po minięciu jeziora zaczyna
się właściwy podjazd. Na tym etapie największą trudność stanowiły ścianki o
nachyleniu 16, a miejscami 18 procent, o długościach dochodzących do 0,5
kilometra. Warto przy tym pamiętać, że na głównym podjeździe nie ma żadnych punktów
gastronomicznych, dlatego płyny musimy zabrać ze sobą. Ich
brak jest groźny, bo może spowodować odwodnienie, a w rezultacie odwrót z
podjazdu. Co do samej drogi na szczyt, ta jest mało ruchliwa, niewielu jest tu też
śmiałków na rowerach. Są za to niespodziewanie nagradzani, tak jak my, uniesionym
kciukiem kierowcy wystawionym przez otwarte okno zjeżdżającego ze szczytu SUV-a.
Generalnie, i potwierdziło się to również przy podjeździe na przełęcz Stelvio,
drogi są tu bezpieczne, a kierowcy ostrożni, z atencją mijając rowerzystów. Co
by jednak nie mówić, podjazd jest ciężki i bez odpowiedniego przygotowania
sukces może być poza zasięgiem organizmu. Pewnym pocieszeniem
są znaki powbijane na zakrętach, informujące o osiągniętej wysokości i
pozostałych do pokonania podjazdach, które tym bardziej są pomocne im bliżej jest do mety. Istotna informacja jest taka, iż jeśli będziecie wjeżdżać na
szczyt rowerem szosowym, a nie dysponujecie nogami ze stali, warto wymienić
tylną kasetę na lżejszą, na 32, a nawet 34 zęby wokół największej koronki. Dzięki
temu wykonacie więcej obrotów korbą, ale siła włożona w pojedyncze 360 stopni będzie
o wiele mniejsza.
|
Nasz pensjonat |
|
Centrum Kappl |
|
Widoki z okna |
|
Połowa podjazdu na Kaunertal |
|
Najwyższy szczyt to lodowiec Kaunertal |
Na szczycie pod lodowcem Kaunertal znajduje się restauracja,
jest tu też stacja kolejki gondolowej wynosząca narciarzy na wyższe poziomy. Temperatura
całkiem znośna, 10 st. C, a w promieniach słońca jeszcze cieplej. Niemniej,
należy pamiętać o zabraniu ubrań na przebranie, które przydadzą się także przy
zjeździe. Ten odbył się tą samą drogą, do Prutz, ponad 30-sto kilometrowym
przyjemnym pochyłym odcinkiem. W sumie trasa zajęła nam ok. 4,5 godziny czystej
jazdy przy średniej prędkości 17,8 km/h.
|
Kaunertal, tu kończy się asfalt |
Po dniu przerwy, w czwartek, zdecydowaliśmy się na zdobycie
drugiego podjazdu, tym razem włoskiej przełęczy Stelvio. Mimo niezbyt ciekawych
prognoz pogody podjęliśmy wyzwanie, co ostatecznie okazało się bardzo dobrą decyzją.
Poza krótkotrwałym deszczem, który złapał nas w połowie podjazdu, aura była
raczej sprzyjająca, a brak upału pomógł nam lepiej pokonać różnicę wysokości. A
ta była podobna do Kaunertal, tyle że wjechaliśmy o 8 metrów wyżej, na wysokość
2.758 m n.p.m. Sam podjazd rozpoczęliśmy w miejscowości Prato allo Stelvio, już
po włoskiej stronie Alp. Stąd na przełęcz jest 25 km czystego podjazdu. Na
pocieszenie pozostaje świadomość, iż Włosi drogę na Stelvio zaprojektowali
nieco łagodniej niż Austriacy. Ścianki tu również występują, ale są krótsze i o
nieco mniejszym nachyleniu. Sama przełęcz to najwyżej położona przejezdna
przełęcz w Alpach, spina Włochy ze Szwajcarią, ale też trzecią odnogą schodzi
do Włoch. Powrót można zatem zaplanować aż dwiema innymi trasami. My zjechaliśmy
na stronę szwajcarską, skąd wróciliśmy do Włoch, do miasteczka Glorenza, na
czekające na nas auto (wielkie podziękowania dla Grzesia!).
|
Wieża zatopionego kościoła na sztucznym jeziorze Lago di Resia |
|
Twórca muzeum i autor rzeźb z kości |
|
Podjazd na Stelvio |
Sama przełęcz przywitała nas niską temperaturą, a
uczucie zimna potęgował wiatr i niewielkie opady deszczu ze śniegiem. Przed
zimnem schroniliśmy się w tutejszym barze, w którym spędziliśmy prawie dwie
godziny przed czekającym nas zjazdem. W sumie pokonaliśmy ok. 1800 m podjazdów,
cała trasa zajęła nam 3 h i 40 min.
|
Stelvio |
|
Umowny trójstyk granic (rzeczywisty leży w górach) i początek Szwajcarii |
W piątek, mimo zaklęć i próśb, pogoda była fatalna,
odpuściliśmy zatem wjazd z doliny Ötztal na lodowiec Rettenbach. W zamian
udaliśmy się autem na 22-dwu kilometrową płatną trasę
Silvretta-Hochalpenstraße, jedną z najpopularniejszych dróg widokowych w
austriackich Alpach. W najwyższym punkcie szlaku znajduje się wybudowany dla
celów tutejszej elektrowni zbiornik Silvretta Stausee, położony na 2032 m
n.p.m. i zasilany m.in.: wodami z lodowców. Przy okazji odwiedziliśmy sztuczny
akwen Kops Stausee, z charakterystyczną, podwójnie wygiętą, 55-cio metrową
tamą. Zbiornik położony jest na wysokości 1800 m n.p.m. i został wybudowany w
latach 1962-69.
|
Droga Silvretta |
|
Zbiornik Silvretta |
|
Jezioro Kops |
Krótki, niespełna tygodniowy pobyt w Austrii zakończyliśmy
spacerem nad kilkudziesięciometrowy wodospad Visnitzer położony z drugiej
strony doliny Paznaun. Jego szum towarzyszył nam przez cały pobyt w Kappl,
stając się jeszcze jednym symbolem tego co piękne, surowe, wymagające i,
niestety, z bogatyńskiej perspektywy, odległe. Niemniej, zakochani po uszy w
Tyrolu, obiecaliśmy sobie, że jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa i
wkrótce tu wrócimy. Oby jak najszybciej :).
|
Dolina Paznaun |
|
Wodospad Visnitzer |
Mapy:
0 komentarze:
Prześlij komentarz