Historyczna stolica Górnych Łużyc szczególnie nadaje się na
niedzielne spacery. Jest tu zarówno bulwar nad rzeką Szprewą, jak i cała masa
historycznych budynków, pomiędzy którymi prowadzą wąskie uliczki. A jeśli ktoś
chciałby zobaczyć Budziszyn z góry – też żaden problem, dostępnych jest
przynajmniej kilka wież, z których rozciąga się widok na starówkę i otaczające
miasto tereny. Trzeba jeszcze wspomnieć o muzeum musztardy i dość
rozpowszechnionym języku polskim: oto obraz miejsca, do którego warto a nawet
trzeba zajrzeć.
Poprzednio byłem w Budziszynie ponad dwa lata temu, na
rowerze, odwiedzając jeden z dwóch lokalnych browarów, przejeżdżając przez starówkę,
robiąc kilka pospiesznych zdjęć. Odsyłam do tamtego wpisu, gdyż zawarte w nim
informacje wciąż są aktualne. Cóż można dodać ponad to, co zostało już
powiedziane? Zacznijmy od drugiego browaru Frenzel-Bräu, który początkowo (od
2006 roku) mieścił się w restauracji Spree-Pension. Po powodzi z 2010 roku i z powodu wzrostu zapotrzebowania na piwo browar postanowiono
przenieść do dedykowanego zakładu. Od 2015 roku warzenie piwa odbywa się w
odległym o kilka minut drogi zakładzie, którego moce produkcyjne wynoszą 10 hl
na warkę. W restauracji piwo wciąż jest sprzedawane i to w butelkach (o
pojemności 0,33 l), w cenie około 2 euro za sztukę. Co ciekawe, jednocześnie
dostępnych jest aż 12 rodzajów piwa.
Będąc w Budziszynie koniecznie trzeba wspiąć się na krzywą
Bogatą Wieżę (o wysokości 56 metrów i odchyleniu od pionu o 1,44 m). Jej
krzywizna jest skutkiem budowy obiektu na niezbyt wystarczającej podstawie oraz
wielokrotnych pożarów, zniszczeń i restauracji, które na przestrzeni wieków
przechodziła zbudowana w 1490 roku wieża. Odchylenie powstrzymano dopiero w
latach 50-tych XX wieku dostawiając dodatkowy fundament, zatem wieża nie będzie
już bardziej krzywa. Wstęp kosztuje 2,5 euro, a kasę obsługuje starsza pani,
która, kiedy dowiedziała się, że przyjechaliśmy z Bogatyni momentalnie przeszła
na język polski, bardzo się z tego powodu ekscytując. Nam też było miło, tym
bardziej, że otrzymaliśmy przewodnik po mieście napisany w języku polskim, co
po stronie niemieckiej rzadko się zdarza. Z górnego tarasu wieży rozciąga się
widok na cztery strony świata, skąd widać przede wszystkim miasto i wyrastające
ponad ulice budynki innych wież.
W centrum miasta warto zajrzeć do muzeum musztardy, które
jest przede wszystkim sklepem oferującym kilkadziesiąt rodzajów tej przyprawy,
ale nie tylko, bo można tu kupić również lokalne piwo i inne trunki oraz całą
masę gadżetów i pamiątek. Historia produkcji musztardy w Bautzen sięga 1866
roku, kiedy powstał pierwszy zakład. W kolejnych dziesięcioleciach produkcja
wzrastała i osiągnęła apogeum przypadające na czasy istnienia NRD. Wtedy to
produkt z Budziszyna stał się najbardziej znaną marką w kraju, występującą pod
nazwą musztardy Bautzener. Po upadku komunizmu ważyły się losy zakładu, który
balansował na granicy upadku do czasu aż został wykupiony przez bawarski
koncern Develey. Dzisiaj po śladach kryzysu nie ma już śladu, co widać choćby w
sklepie, który poza zakupami oferuje również degustację będących w ofercie rodzajów
musztardy.
Przemieszczając się z centrum w kierunku rzeki dojdziemy do
zamku Ortenburg, Muzeum Serbołużyckiego i teatru Burgtheater. Dalej zaczyna się
bulwar nad Szprewą, który prowadzi między innymi do Starej Wieży Wodnej. Ta budowla z końca XV wieku o wysokości 47 metrów jest doskonałym miejscem
widokowym na płynącą w dole rzekę i widoczny z dali most. W przeszłości zaś
służyła do przepompowywania wody ze Szprewy do miejskich wodociągów. Gruntownie
odrestaurowana w 2007 roku służy również za muzeum: w głębokich podziemiach
zachowano zabytkową konstrukcję systemu pomp i koła wodnego. Wstęp na wieżę
wynosi 3 euro.
Miejski ratusz |
Kościół Św. Piotra |
Muzeum Serbołużyckie |
Teatr |
Szprewa |
Stara Wieża Wodna |
Budziszyn warto odwiedzić nie tylko dla samych zabytków, ale
i dla gościnności jego mieszkańców. Kiedy staliśmy pod zamkniętym w niedzielę
podziemnym parkingiem zastanawiając co dalej zrobić, do auta podeszła starsza
przesympatyczna pani, która, używając również języka polskiego, cierpliwie i
powoli przeliterowała nam „długą na kilometr” nazwę ulicy (wklepywaną do
nawigacji), na której na pewno będziemy mogli zaparkować. Cóż dodać?
1 komentarze:
Uwielbiam takie lokalne wycieczki. Myśle, ze w Polsce mamy duzo ciekawych miejsc do zwiedzania. Jak to sie mowi: cudze chwalicie swego nie znacie:)
Prześlij komentarz