Pierwszy tegoroczny wyjazd w góry postanowiłem ukierunkować na
Izery. Po drodze zahaczyłem o Smržovkę i znajdujący się tam punkt widokowy
ochrzczony mianem Finkův Kamień oraz wiadukt kolejowy będący najciekawszym
obiektem linii kolejowej Jablonec
n.
Nysą - Tanvald. A ponieważ w Górach Izerskich sezon narciarski niemal w pełni – przyszło
mi przeprawiać się z rowerem przez 6-ścio kilometrowy odcinek zasypanej śniegiem
drogi.
Zachodnia część Gór Izerskich czyli Bedřichov i okolice jest
już niemal w całości pozbawiona śniegu. Kiedy w kurorcie ujrzałem narciarza
poruszającego się charakterystycznym kanciastym krokiem na zjazdowych butach
pomyślałem, że to raczej przebieraniec. Jak okiem sięgnąć szaro-zielono, a
śnieg zalega jedynie w zacienionych miejscach, gdzie trudno szusować. Ski Areał
Severák przerzedzony jak łysina pana po 50-tce, wyciągi powyłączane. W
sumie jednak niezbyt ciepło, 11 stopni i wiejący południowy wiatr nie zachęcał
do wędrówek, pewnie dlatego ilość turystów raczej skromna.
|
Panorama Liberca w drodze do Bedřichova |
|
Ski Areał Severák |
Po zjechaniu do Smržovki pogoda się poprawiła: chmury w
końcu gdzieś zniknęły i wyszło długo oczekiwane słońce. Najwyższa pora bo tu
był mój pierwszy cel, punkt widokowy Finkův Kamień (678 m n.p.m.). Jak
informuje tablica ustawiona przy wejściu na wierzchołek skały, ma ona 30 m
wysokości i wykute schody. Na górze znajduje się kilka mis skalnych, z których
jedna, zwana Czarcim Źródełkiem, o średnicy ok. 130 cm i głębokości 50 cm jest
nieustannie napełniona wodą. Misy stały się przyczyną powstania kilku lokalnych
legend o nadprzyrodzonych siłach.
|
Finkův Kamień |
|
Tanvald |
|
Wiadukt kolejowy z daleka |
Punkt widokowy znajduje się nad stacją kolejową. Niestety,
rowerem da się dotrzeć jedynie w pobliże skały, ostatnie kilkaset metrów trzeba
przebyć piechotą, ale się opłaca. W zamian dostaniemy widok na Smržovkę, górę Černá Studnice i wiadukt kolejowy, który miałem zamiar odwiedzić w następnej kolejności.
Finkův Kamień to raczej osamotniony cel pieszych wędrówek, gdyż poza mną była
tu tylko jeszcze jedna osoba. W gruncie rzeczy jednak jest to pozytywna
wiadomość, osobiście preferuję raczej mało uczęszczane szlaki.
Do wspomnianego wcześniej wiaduktu dotarłem bardzo szybko
zjeżdżając po stromej drodze. Wznosi się on nad głęboką doliną i był budowany w
latach 1893-94 przy udziale włoskich inżynierów. Obiekt powstał z wysokiej
jakości granitu, klasę prac z kolei potwierdził remont budowli, który
przeprowadzono dopiero w 2008 roku. Wiadukt uznawany jest za jeden z piękniejszych
w Czechach i znajduje się na trasie kolei pomiędzy miastami Jablonec n. Nysą– Tanvald.
|
Wiadukt z bliska |
Kiedy zostawiłem za sobą wiadukt zrobiło się już naprawdę
ciepło. Tym milej było jechać od Tanvaldu w kierunku miejscowości Desná w górę
rzeki Bílá Desná. Kilkukilometrowa malownicza droga prowadzi do szlaku, który z
kolei wiedzie do
przerwanej tamy będącej tragiczną pamiątką po
wydarzeniach z 1916 roku. Ale zanim dojechałem do szlaku minąłem po drodze
kompleks czterech skoczni narciarskich, z których największa ma punkt
konstrukcyjny o wielkości 60 m, najmniejsza zaś – jedyne 8 m.
|
Kompleks skoczni. Najmniejsza znajduje się za moimi plecami |
Ku mojemu zdziwieniu, w przeciwieństwie do zachodniej części
Gór Izerskich – wschodnia wciąż opanowana jest przez zimę. Kiedy pieszy szlak
zaczął wchodzić do lasu zrobiło się biało, pięknie i… niedostępnie. Mimo
wielkiej ochoty kontynuowania podjazdu pod tamę musiałem zawrócić: nie dało się
tędy iść a co dopiero jechać. Zmieniłem zatem początkowe plany jazdy i do Bogatyni
postanowiłem wrócić drogą Souš – Smědava. Po drodze widziałem znaki informujące
o zamkniętym odcinku trasy, pomyślałem jednak, że przecież rowerem jakoś się
przedrę. Niestety, okazało się, że odcinek od hotelu Montanie do schroniska w
Smědavie jest zawalony śniegiem. W sumie to 6 km trasy, po której jak gdyby
nigdy nic biegali narciarze. Alternatywą dla tej drogi był objazd przez
Jakuszyce, ale to ok. 50 km dodatkowej drogi, na którą nie byłem przygotowany.
Chcąc nie chcąc zacząłem brodzić w śniegu, bo inaczej tej czynności nazwać nie
można. Mimo, że śnieg leżał tu od dość dawna, zapadał się nie tylko pod butami
ze sztywną podeszwą (co dodatkowo utrudniało marsz), ale nawet pod kołami,
wydawało mi się do tej pory, dość lekkiego roweru. Ta mordęga zajęła mi ok.
1,5 godziny. Na szczęście było ciepło, słońce świeciło, ptaki śpiewały, nawet
motyle unosiły się nad śniegiem co było dość abstrakcyjnym widokiem. A zamiast prześmiewczych komentarzy usłyszałem słowa
zachęty i wsparcia ze strony narciarzy. Dzięki!
Najwcześniej w te rejony powrócę za 2
miesiące. Innym rowerzystom też póki co radzę poczekać.
|
Trójzębna kolej Tanvald - Harrachov |
|
W górę rzeki Bílá Desná |
|
Dalej nie dało się jechać |
|
Zamarznięty Souš |
|
Koniec męki |
Mapa:
0 komentarze:
Prześlij komentarz