wtorek, 4 kwietnia 2017

Brodząc w śniegu po Górach Izerskiech: punkt widokowy i wiadukt kolejowy w Smržovce (1.04.2017)

Pierwszy tegoroczny wyjazd w góry postanowiłem ukierunkować na Izery. Po drodze zahaczyłem o Smržovkę i znajdujący się tam punkt widokowy ochrzczony mianem Finkův Kamień oraz wiadukt kolejowy będący najciekawszym obiektem linii kolejowej Jablonec  n. Nysą - Tanvald. A ponieważ w Górach Izerskich sezon narciarski niemal w pełni – przyszło mi przeprawiać się z rowerem przez 6-ścio kilometrowy odcinek zasypanej śniegiem drogi.

Zachodnia część Gór Izerskich czyli Bedřichov i okolice jest już niemal w całości pozbawiona śniegu. Kiedy w kurorcie ujrzałem narciarza poruszającego się charakterystycznym kanciastym krokiem na zjazdowych butach pomyślałem, że to raczej przebieraniec. Jak okiem sięgnąć szaro-zielono, a śnieg zalega jedynie w zacienionych miejscach, gdzie trudno szusować. Ski Areał Severák przerzedzony jak łysina pana po 50-tce, wyciągi powyłączane. W sumie jednak niezbyt ciepło, 11 stopni i wiejący południowy wiatr nie zachęcał do wędrówek, pewnie dlatego ilość turystów raczej skromna. 

Panorama Liberca w drodze do Bedřichova


Ski Areał Severák



Po zjechaniu do Smržovki pogoda się poprawiła: chmury w końcu gdzieś zniknęły i wyszło długo oczekiwane słońce. Najwyższa pora bo tu był mój pierwszy cel, punkt widokowy Finkův Kamień (678 m n.p.m.). Jak informuje tablica ustawiona przy wejściu na wierzchołek skały, ma ona 30 m wysokości i wykute schody. Na górze znajduje się kilka mis skalnych, z których jedna, zwana Czarcim Źródełkiem, o średnicy ok. 130 cm i głębokości 50 cm jest nieustannie napełniona wodą. Misy stały się przyczyną powstania kilku lokalnych legend o nadprzyrodzonych siłach. 

Finkův Kamień


Tanvald

Wiadukt kolejowy z daleka



Punkt widokowy znajduje się nad stacją kolejową. Niestety, rowerem da się dotrzeć jedynie w pobliże skały, ostatnie kilkaset metrów trzeba przebyć piechotą, ale się opłaca. W zamian dostaniemy widok na Smržovkę, górę Černá Studnice i wiadukt kolejowy, który miałem zamiar odwiedzić w następnej kolejności. Finkův Kamień to raczej osamotniony cel pieszych wędrówek, gdyż poza mną była tu tylko jeszcze jedna osoba. W gruncie rzeczy jednak jest to pozytywna wiadomość, osobiście preferuję raczej mało uczęszczane szlaki.

Do wspomnianego wcześniej wiaduktu dotarłem bardzo szybko zjeżdżając po stromej drodze. Wznosi się on nad głęboką doliną i był budowany w latach 1893-94 przy udziale włoskich inżynierów. Obiekt powstał z wysokiej jakości granitu, klasę prac z kolei potwierdził remont budowli, który przeprowadzono dopiero w 2008 roku. Wiadukt uznawany jest za jeden z piękniejszych w Czechach i znajduje się na trasie kolei pomiędzy miastami Jablonec  n. Nysą– Tanvald. 

Wiadukt z bliska




Kiedy zostawiłem za sobą wiadukt zrobiło się już naprawdę ciepło. Tym milej było jechać od Tanvaldu w kierunku miejscowości Desná w górę rzeki Bílá Desná. Kilkukilometrowa malownicza droga prowadzi do szlaku, który z kolei wiedzie do przerwanej tamy będącej tragiczną pamiątką po wydarzeniach z 1916 roku. Ale zanim dojechałem do szlaku minąłem po drodze kompleks czterech skoczni narciarskich, z których największa ma punkt konstrukcyjny o wielkości 60 m, najmniejsza zaś – jedyne 8 m. 

Kompleks skoczni. Najmniejsza znajduje się za moimi plecami

Ku mojemu zdziwieniu, w przeciwieństwie do zachodniej części Gór Izerskich – wschodnia wciąż opanowana jest przez zimę. Kiedy pieszy szlak zaczął wchodzić do lasu zrobiło się biało, pięknie i… niedostępnie. Mimo wielkiej ochoty kontynuowania podjazdu pod tamę musiałem zawrócić: nie dało się tędy iść a co dopiero jechać. Zmieniłem zatem początkowe plany jazdy i do Bogatyni postanowiłem wrócić drogą Souš – Smědava. Po drodze widziałem znaki informujące o zamkniętym odcinku trasy, pomyślałem jednak, że przecież rowerem jakoś się przedrę. Niestety, okazało się, że odcinek od hotelu Montanie do schroniska w Smědavie jest zawalony śniegiem. W sumie to 6 km trasy, po której jak gdyby nigdy nic biegali narciarze. Alternatywą dla tej drogi był objazd przez Jakuszyce, ale to ok. 50 km dodatkowej drogi, na którą nie byłem przygotowany. Chcąc nie chcąc zacząłem brodzić w śniegu, bo inaczej tej czynności nazwać nie można. Mimo, że śnieg leżał tu od dość dawna, zapadał się nie tylko pod butami ze sztywną podeszwą (co dodatkowo utrudniało marsz), ale nawet pod kołami, wydawało mi się do tej pory, dość lekkiego roweru. Ta mordęga zajęła mi ok. 1,5 godziny. Na szczęście było ciepło, słońce świeciło, ptaki śpiewały, nawet motyle unosiły się nad śniegiem co było dość abstrakcyjnym widokiem. A zamiast  prześmiewczych komentarzy usłyszałem słowa zachęty i wsparcia ze strony narciarzy. Dzięki!

Najwcześniej w te rejony powrócę za 2 miesiące.  Innym rowerzystom też póki co radzę poczekać.


Trójzębna kolej Tanvald - Harrachov


W górę rzeki Bílá Desná



Dalej nie dało się jechać



Zamarznięty Souš



Koniec męki

Mapa:



0 komentarze: