środa, 6 lipca 2016

Wyspa Sobieszewska, Gdańsk, Sopot, Krynica Morska, Elbląg, Open’er (28.06 – 3.07.2016)

Przy okazji pobytu na festiwalu Open’er udało się zaliczyć okoliczne atrakcje i zwiedzić rowerem kawałek bałtyckiego wybrzeża. Ale nie tylko. Trójmiasto i sąsiadujące z aglomeracją Żuławy Wiślane to dwa bieguny: w jednym życie toczy się błyskawicznie, hałaśliwie i w ciągłym pośpiechu, w drugim leniwie, sennie i nudno. O tych kontrastach warto samemu się przekonać.
Z uwagi na noclegowe oblężenie terenów położonych na północ od Gdyni (bezpośrednie sąsiedztwo festiwalu Open’er) wylądowaliśmy na Wyspie Sobieszewskiej, będącej formalnie częścią Gdańska. Jednak pustkowie, cisza i słabo rozwinięta infrastruktura bardziej kojarzyły nam się z wsią niż, nawet z zaciszną, ale jednak dzielnicą wielkiego miasta. Dla poszukujących wypoczynku nad Bałtykiem, a zmęczonych tłumami ludzi odwiedzających znane kurorty jest to na pewno alternatywa (pod warunkiem, że wody Zatoki Bałtyckiej uzna się za morze – niektórzy mają z tym kłopot). Z drugiej strony, żeby gdziekolwiek się dostać, choćby do sklepu, trzeba mieć jakiś własny transport. Dlatego najlepiej przyjechać tu samochodem, wynajmując jeden z domków położonych na skraju lasu oddzielającego nieliczne zabudowania od szerokiej plaży. Brak tłoku na wybrzeżu, nawet w najbardziej słoneczne dni – gwarantowany. Dla tych, którzy jednak wolą mocniejsze wrażenia i gęściej upakowane przestrzenie jest równie dobra wiadomość. W niespełna godzinę znajdziemy się na gdańskiej starówce pośrodku wielonarodowego tłumu. Z celów mniej oczywistych polecam, a jakże, tutejsze browary: jeden ulokowany przy ul. Piwnej, drugi – Lubrow – położony w okolicy dworca Gdańsk Główny (ul. Karmelicka). W obu można kupić piwo w butelkach, ceny 8 – 10 zł.

Plaża na Wyspie Sobieszewskiej




Gdańska starówka

Nad Motławą

Bazylika Wniebowzięcia NMP

I widok z góry
W browarze Lubrow

Gdański most zakochanych

Ruiny koszar na Westerplatte
Jeśli ktoś czułby niedosyt ludzkiej masy może wykonać szybki skok z Gdańska do Sopotu na jeden z dwóch sławnych polskich deptaków (drugi to Krupówki w Zakopanem). O prestiżu tego miejsca świadczy choćby cena wstępu do toalety – 3 zł. Ale są i jasne strony, w górnej części sopockiego „monciaka” znajduje się kolejny godny polecenia przybytek – Browar Miejski Sopot, a bliżej mola drugi z lokali browaru Lubrow. A poza tym wypełniona po brzegi plaża i legendarne molo, za wstęp na które trzeba zapłacić. Psa najlepiej zaś nie brać, gdyż wejście na molo z pupilem jest zabronione.

Molo w Sopocie


W trzeciej części Trójmiasta, czyli w Gdyni, byliśmy jedynie przelotem, w drodze na festiwal Open’er. Impreza odbywa się w miejscowości Kosakowo, będącej siedzibą gminy sąsiadującej z Gdynią, posiadającej w swoich zasobach olbrzymie trawiaste (i czynne) lotnisko. O ile warunki na miejscu festiwalu są fantastyczne i właściwie impreza mogłaby pomieścić nawet milion ludzi, o tyle wąskim gardłem jest dojazd na festiwal. Drogę, którą w drodze powrotnej przejechaliśmy w 40 minut, pokonywaliśmy blisko 4 godziny. Główny korek tworzył się w Kosakowie, czemu trudno się dziwić, gdyż na wąskiej i cichej na co dzień drodze zjawiło się nagle kilkadziesiąt tysięcy pojazdów. Innym mankamentem były kolejki do budek z jedzeniem (własnego nie można było mieć): punktów gastronomicznych było po prostu za mało jak na taką ilość ludzi. Na plus należy zaliczyć sprawną organizację przy wymianie biletów na festiwalowe opaski, dobre nagłośnienie i obecność telebimów, dzięki czemu nawet stojący daleko od widowni mogli oglądać koncerty odbywające się na głównej scenie festiwalu.

Open'er Festival

Fantastyczny koncert Red Hot Chili Peppers
Jak pisałem na wstępie udało się także zaliczyć trasy rowerowe, a dokładnie trzy. Odwiedziłem Krynicę Morską i najdalej na wschód wysuniętą miejscowość po polskiej stronie Mierzei Wiślanej – Piaski. Byłem w Elblągu, zaliczyłem również małą pętelkę po Żuławach Wiślanych. Wrażenie z tych rowerowych wypraw mam mieszane. Z jednej strony zachwyca tutejsza cisza, spokój i królestwo bocianów, które przy odrobinie szczęścia można spotkać kroczące po mało ruchliwych wiejskich drogach. Sama jazda też nie nastręcza kłopotów: jeśli nie mamy pod wiatr, zasuwa się po prawie płaskich jak stół drogach. Z drugiej strony wieś do wsi podobne jak dwie krople bałtyckiego morza, a jazda po płaskim okazuje się nie takim błogosławieństwem: w rzeczywistości trzeba cały czas kręcić (osiągając mimo wszystko wyższe średnie niż w naszym górskim sąsiedztwie). Summa summarum: warto tu przyjechać na kilka dni i spędzić je intensywnie. Dłuższy pobyt to niebezpieczeństwo przeżycia ciągu dni nie różniących się od siebie czymś więcej niż pogodą. Wszak morze wygląda w każdym miejscu tak samo. Tymczasem u nas za kolejnym wzgórzem czai się następny niepowtarzalny widok...

Zalew Wiślany

Latarnia morska w Krynicy Zdrój


Plaża w Piaskach

Piaski - od zakrętu to już ziemia radziecka, tzn. rosyjska

Elbląg


Mapki:

 

0 komentarze: