wtorek, 19 lipca 2016

Hohnstein i Bad Schandau (16.07.2016)

Hohnstein to niemieckie miasteczko położone w Saskiej Szwajcarii, w pobliżu Pirny, nieco na uboczu od głównych atrakcji doliny Łaby. Słynie z zamku i atrakcyjnych ścieżek turystycznych. Stąd do kurortu Bad Schandau jest ok. 10 km bardzo urozmaiconą i malowniczą trasą. Wybrałem się do obu miejscowości w słoneczną i niezbyt, jak na lipiec, gorącą sobotę.
Zanim jednak przejdę do opisu trasy kilka słów dygresji na temat rowerów. Tak się akurat złożyło, że na blisko tydzień musiałem odstawić do serwisu szosowego Cannondale’a i wrócić do jazdy crossowym Cube’m, którym przecież jeszcze w tym roku pokonywałem setki kilometrów. Cube nie jest wcale takim złym rowerem i jeszcze całkiem niedawno górska przejażdżka to była spora przyjemność. Kiedy jednak odkurzyłem Cube’a okazało się, że ten jeszcze do niedawna doskonały i wychwalany rower to jednak spora ilość metalu, którą słabo da się jeździć. Miałem wrażenie, jakbym poruszał się w koleinach roztopionego, gęstego asfaltu, czyli jak przysłowiowa mucha w smole. Generalnie koszmar rowerzysty na jawie: pedałujesz, ale czujesz, że coś cię wstrzymuje, jakbyś ciągnął za sobą jakiś niewidzialny balast. W każdym razie z wielką ulgą wróciłem do „szosówki” i każdemu to polecam, mianowicie przesiadkę z crossa czy trekkinga na rower, który o niebo lepiej wykorzystuje siłę napędową cyklisty. Wcześniej czy później organizm przyzwyczai się do nieco innej pozycji i nawet plecak nie będzie przeszkodą. Za to frajda z jazdy gwarantowana.
Z ulgą odstawiłem Cube’a na zasłużony odpoczynek i na zachód ruszyłem rowerem szosowym. Większą część drogi do Hohnstein kilka razy przejechałem już w obu kierunkach. Nowością były dla mnie miejscowości Dolní Poustevna po czeskiej i Sebnitz po niemieckiej stronie granicy. Zwłaszcza to drugie miasteczko z urokliwym ryneczkiem i odnowionymi kamienicami może się turystom podobać. Stąd do Hohnstein jest kilkanaście kilometrów asfaltu wijącego się wśród pól uprawnych i pagórków. Do samego miasteczka wjeżdżamy jakby bez uprzedzenia, od razu wpadając na parking tuż przy zamku, którego początki sięgają XII wieku. Zbudowany przez Czechów na tutejszej skale, w XIV wieku stał się własnością saskiego księcia Fryderyka Łagodnego, przez wieki służąc jako więzienie i książęca siedziba łowiecka. W XX wieku zamek zajęli naziści i utworzyli w nim obóz koncentracyjny – przed wojną dla więźniów politycznych, natomiast w czasie wojny dla jeńców wojennych. Od zamku odchodzi uliczka w stronę zabytkowego centrum, a także szlaki piesze i rowerowe, w tym między innymi trasa prowadząca w stronę punktu widokowego położonego na pobliskiej skale. Warto przyjechać tu na cały dzień i odwiedzić nie tylko zamek, ale i kościół z XVIII wieku. 

Rynek w Sebnitz



W drodze do Hohnstein

I samo miasteczko


Górujący nad okolicą zamek


Atrakcją samą w sobie jest droga prowadząca z Hohnstein do Bad Schandau, początkowo serpentynami, później nieco bardziej prostymi odcinkami. Na jednym z zakrętów znajdziemy wyznaczony dla samochodów punkt widokowy na górę Lilienstein i nieco dalej położoną twierdzę Königstein. Potem wjeżdżamy na pola, za którymi czają się pełne uroku skały Saskiej Szwajcarii. Aż w końcu jest i Bad Schandau – w ostatnią sobotę kurort zapełniony turystami, jakże jednak miałoby być inaczej. Wszak dzień ciepły i wolny od pracy.
Tym razem miasteczko przejechałem w poprzek, skręcając w stronę parku zdrojowego. Dalszą część drogi pokonałem jadąc środkiem torów tutejszego tramwaju elektrycznego, którego linia powstała jeszcze w końcówce XIX wieku. Licząca ok. 8 km długości trasa tramwaju łączy centrum kurortu z wodospadem Lichtenhainer Wasserfall. 

Serpentyny


Punkt widokowy przy trasie


Jest i kukurydza

Nad  Łabą

Ślady dwóch wielkich powodzi, jakie nawiedziły Bad Schandau

Rynek kurortu

Koniec linii tramwajowej

Trasa z Bad Schandau do Hinterhermsdorf to także była dla mnie nowość, choć trzeba przyznać, że nieco żmudna (w przeważającej części droga jednak się wznosiła), dopiero w końcówce teren się wypłaszczył. Droga z asfaltowej zmieniła się w terenową, był to więc znak, że wjechałem do serca Saskiej, a później (po przekroczeniu zielonej granicy) także Czeskiej Szwajcarii. Kiedy znów pojawił się asfalt, oznaczał początek kilkukilometrowej urokliwej dolinki rozpoczynającej się lub kończącej (w zależności od punktu widzenia) w miejscowości Kyjov (skąd niebawem relacja). Stąd do Bogatyni zostało nieco ponad 40 km drogi. 

Mapka:


0 komentarze: