Do trzech razy sztuka. Dwie poprzednie mokre i zimne soboty
skutecznie odstraszyły mnie przed jazdą. Prognozy na kolejną niby nie były
najgorsze, co z tego skoro od rana a to padało, a to przecierało się. Podjąłem jednak
męską decyzję: jadę. Pożałowałem jej już po przejechaniu 500 metrów: z powodu
braku błotników moje cztery litery zaczęły pływać. Opasałem się przeciwdeszczową
folią i ruszyłem dalej.
Z mżawką, deszczem, kapuśniakiem i chlapą...