O tym, że zima ma się doskonale i nie zamierza nas opuścić
przekonałem się minionej soboty jadąc do Świeradowa-Zdroju. Warunki zimowe
panowały nie tylko przy kolejce gondolowej, ale i w centrum miasta. Okazuje
się, że im bliżej wiosny tym narciarze mają coraz lepsze warunki do uprawiania
sportu. Nie tego się spodziewałem po pogodzie na przednówku.
Do Świeradowa-Zdroju wjechałem od strony Czerniawy-Zdrój i
podjazdu pod stację kolejki gondolowej. Po drodze zatrzymałem się przy punkcie
antygrawitacyjnym, który ma podobno powodować, że pod górę samochody wjeżdżają same.
Osobiście postuluję, aby punkt rozszerzyć na cały podjazd pod gondolę (który
miejscami ma nachylenie 16 %) i wcale nie tak łatwo poddaje się rowerzystom, w
szczególności takim jak ja, którzy zamienili miękkie przełożenia crossa na
twarde przerzutki szosówki. Ostatecznie dotarłem jakoś do stacji i w jednej chwili
znalazłem się w zupełnie innym świecie. Mimo, że śnieg leżał już wcześniej, tu
zimowych warunków dopełnili narciarze, dzięki czemu poczułem się jak kosmita. I
tak też byłem postrzegany, jak rowerzysta urwany z choinki.
|
Góry Izerskie |
|
Czerniawa-Zdrój |
|
Odcinek antygrawitacyjny |
|
Przy dolnej stacji kolei gondolowej |
W mieście nie było
lepiej. W parku zdrojowym jedynie nieliczne alejki były nieco przetarte ze
śniegu, z kolei bulwar przy Domu Zdrojowym to już prawdziwa porażka: pieszym
zostawiono wąski kawałek chodnika, w dodatku miejscami oblodzony. A co, niech
mają radochę! Na szczęście ulice były odśnieżone, ruszyłem zatem w stronę
pensjonatów Czeszka i Słowaczka. Plan był taki, by dojechać do rozwidlenia dróg
w kierunku Stogu Izerskiego i Chatki Górzystów, następnie udać się trzecią odnogą
w dół, w stronę szosy Świeradów-Zdrój – Szklarska Poręba. Zanim jednak wjechałem
w otulinę lasu zostałem zaczepiony przez tutejszą parkową żulię, która już od
godziny 9.00 ledwo trzymała się na nogach. Miałem ochotę podroczyć się z przedstawicielami
tutejszej „bohemy”, ale ostatecznie dałem spokój, jeszcze któremuś przyszłoby
do głowy rzucić się za mną w pogoń. Żal jedynie zrewitalizowanego centrum
miasta, którego znakiem rozpoznawczym są także i „ci panowie”, przesiadujący i
spożywający na ławkach przez okrągły rok. Dziwię się miejscowej władzy, która
nie może sobie poradzić z kilkoma chwiejącymi się na nogach opojami. Czyżby menelstwo miało być specyficzną formą promocji miasta?
Zanim opuściłem Świeradów-Zdrój pojechałem jeszcze w okolice
stacji benzynowej Orlenu przy drodze wylotowej z miasta, gdzie w jednej z
bocznych uliczek znajdują się rzadziej odwiedzane Łazienki Leopolda. Wybudowane
w latach 1838-39 przez rodzinę Schaffgotschów mieściły 29 kabin wannowych, w
których prowadzono zabiegi kąpieli w wywarze z igieł świerkowych. W 1881 roku Łazienki
strawił częściowo pożar, budynek został jednak odbudowany i dzisiaj mieści się
tu centrum reumatologii.
|
Łazienki Leopolda |
W drogę powrotną ruszyłem przez Orłowice, następnie, już w
Czechach, skręciłem na Jindřichovice pod Smrkem, zatrzymując się po drodze przy
ruinach kościoła św. Jakuba. pochodzącego z 1340 r. W 1431 r. kościół został
zniszczony przez husytów. Z kolei w 1999 r. przeprowadzono badania
archeologiczne i renowację murów. Aktualnie odbywają się tutaj imprezy
kulturalne, spektakle teatralne, wesela.
|
Ruiny kościoła św. Jakuba |
Do domu wróciłem przez Višňovą dokręcając dystans do 100 km.
Mapka:
1 komentarze:
Dawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.
Prześlij komentarz