środa, 9 marca 2016

Zimowy Świeradów-Zdrój (5.03.2016)

O tym, że zima ma się doskonale i nie zamierza nas opuścić przekonałem się minionej soboty jadąc do Świeradowa-Zdroju. Warunki zimowe panowały nie tylko przy kolejce gondolowej, ale i w centrum miasta. Okazuje się, że im bliżej wiosny tym narciarze mają coraz lepsze warunki do uprawiania sportu. Nie tego się spodziewałem po pogodzie na przednówku.
Do Świeradowa-Zdroju wjechałem od strony Czerniawy-Zdrój i podjazdu pod stację kolejki gondolowej. Po drodze zatrzymałem się przy punkcie antygrawitacyjnym, który ma podobno powodować, że pod górę samochody wjeżdżają same. Osobiście postuluję, aby punkt rozszerzyć na cały podjazd pod gondolę (który miejscami ma nachylenie 16 %) i wcale nie tak łatwo poddaje się rowerzystom, w szczególności takim jak ja, którzy zamienili miękkie przełożenia crossa na twarde przerzutki szosówki. Ostatecznie dotarłem jakoś do stacji i w jednej chwili znalazłem się w zupełnie innym świecie. Mimo, że śnieg leżał już wcześniej, tu zimowych warunków dopełnili narciarze, dzięki czemu poczułem się jak kosmita. I tak też byłem postrzegany, jak rowerzysta urwany z choinki. 

Góry Izerskie

Czerniawa-Zdrój


Odcinek antygrawitacyjny


Przy dolnej stacji kolei gondolowej

W mieście nie było lepiej. W parku zdrojowym jedynie nieliczne alejki były nieco przetarte ze śniegu, z kolei bulwar przy Domu Zdrojowym to już prawdziwa porażka: pieszym zostawiono wąski kawałek chodnika, w dodatku miejscami oblodzony. A co, niech mają radochę! Na szczęście ulice były odśnieżone, ruszyłem zatem w stronę pensjonatów Czeszka i Słowaczka. Plan był taki, by dojechać do rozwidlenia dróg w kierunku Stogu Izerskiego i Chatki Górzystów, następnie udać się trzecią odnogą w dół, w stronę szosy Świeradów-Zdrój – Szklarska Poręba. Zanim jednak wjechałem w otulinę lasu zostałem zaczepiony przez tutejszą parkową żulię, która już od godziny 9.00 ledwo trzymała się na nogach. Miałem ochotę podroczyć się z przedstawicielami tutejszej „bohemy”, ale ostatecznie dałem spokój, jeszcze któremuś przyszłoby do głowy rzucić się za mną w pogoń. Żal jedynie zrewitalizowanego centrum miasta, którego znakiem rozpoznawczym są także i „ci panowie”, przesiadujący i spożywający na ławkach przez okrągły rok. Dziwię się miejscowej władzy, która nie może sobie poradzić z kilkoma chwiejącymi się na nogach opojami. Czyżby menelstwo miało być specyficzną formą promocji miasta?
Zostawiłem park za sobą i powoli zacząłem wspinać się w stronę pensjonatów. Niestety, czarna droga skończyła się tuż za budynkami hoteli, dalej okolice opanowała prawdziwa zima. Zrobiłem pamiątkowe zdjęcie i zarządziłem odwrót.



Dom Zdrojowy




Cannondale w swoim naturalnym środowisku

Dalej jechać dało się na sankach



Zanim opuściłem Świeradów-Zdrój pojechałem jeszcze w okolice stacji benzynowej Orlenu przy drodze wylotowej z miasta, gdzie w jednej z bocznych uliczek znajdują się rzadziej odwiedzane Łazienki Leopolda. Wybudowane w latach 1838-39 przez rodzinę Schaffgotschów mieściły 29 kabin wannowych, w których prowadzono zabiegi kąpieli w wywarze z igieł świerkowych. W 1881 roku Łazienki strawił częściowo pożar, budynek został jednak odbudowany i dzisiaj mieści się tu centrum reumatologii.

Łazienki Leopolda



W drogę powrotną ruszyłem przez Orłowice, następnie, już w Czechach, skręciłem na Jindřichovice pod Smrkem, zatrzymując się po drodze przy ruinach kościoła św. Jakuba. pochodzącego z 1340 r. W 1431 r. kościół został zniszczony przez husytów. Z kolei w 1999 r. przeprowadzono badania archeologiczne i renowację murów. Aktualnie odbywają się tutaj imprezy kulturalne, spektakle teatralne, wesela.

Ruiny kościoła św. Jakuba





Do domu wróciłem przez Višňovą dokręcając dystans do 100 km.

Mapka:

1 komentarze:

Dawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.