Browar w miejscowości Česká Kamenice pojawił się na piwnych
mapach dosłownie „przed chwilą”. W sobotni ciepły poranek wyruszyłem na
rowerze, by sprawdzić jakość warzonego tam trunku.
Do browaru pojechałem trasą przez Jonsdorf, Myslivny i
Kytlice. Z uwagi na wczesną porę byłem jedynym z bikerów w Górach Łużyckich, w
których, dla odmiany, zawsze można liczyć na niemieckich emerytowanych pieszych
turystów. I, na potwierdzenie mojej teorii, kilka zażywnych postaci wyłoniło
się z porannych mgieł na szlaku za Jonsdorfem: ja byłem zdziwiony ich widokiem
(choć powinien się był już przyzwyczaić), oni zaskoczeni moim. I tak się
mijaliśmy aż do zabudowań Myslivny, dokąd dojechałem przed otwarciem tutejszych
gospod (choć wcale późno ich nie otwierają).
|
Okolice stacji kolejki wąskotorowej w Olbersdorfie |
|
Ewangelicko-luterański kościół w Jonsdorfie |
|
Skały Nonnefelsen nad Jonsdorfem |
|
Punkt widokowy w Sonneberg |
|
Szczyt Łuż |
Po zmianie granicy w miejscu niemieckich emerytów pojawili
się czescy grzybiarze. Samochody obsiadły skraje lasu, a Czesi całymi rodzinami
ruszyli w ich głąb omawiając po drodze strategię zbierania. Opuściłem zalesione
Góry Łużyckie i miłą i niezbyt ruchliwą drogą dojechałem do granic Českiej
Kamenicy. Przejechałem przez rynek i, klucząc uliczkami, w końcu dostałem się w
pobliże okazałego browaru. Ich właściciele, małżeństwo Kotoučovi, włożyli w
odbudowę obiektu 30 mln koron, z czego połowa pokryła dotacja unijna. Jeśli
chodzi o historię browaru, pierwsza wzmianka o tutejszej faktorii pochodzi
sprzed 1640 roku. W połowie XVIII wieku browar nawiedził pożar a ponowne
przywrócenie obiektu do życia zajęło ponad 10 lat. W wiekach późniejszych, aż
do współczesności budynek powoli zmieniał swoje przeznaczenie, by w końcu
zamienić się w nieużyteczną ruinę. Aż do dzisiaj, gdy w planach, poza warzeniem
piwa, jest otwarcie restauracji oraz gorzelni, właściciele chcą także
produkować tutaj cydr.
Zachęcony tymi informacjami wjechałem na wielkie podwórze
browaru, spodziewając się blasku bijącego od milionów włożonych w obiekt koron.
Tymczasem powitał mnie zaniedbany plac i trzy panie, które tłumaczyły sobie
nawzajem, o co może mi chodzić. W końcu, kiedy zrozumiały, że przyjechałem po
piwo, jedyne czym mogły mnie poczęstować był
moszcz (a nie mocz:), jak niektórzy zrozumieli, gdy im o tym opowiadałem). W każdym
razie dostałem zaproszenie na listopad, bo dopiero wtedy piwo będzie w
sprzedaży. Mam nadzieję, że do tego czasu właściciele uporają się z niezbyt
estetycznym otoczeniem browaru, choć zdaję sobie sprawę, że tak wielki budynek
wymaga sporych nakładów, na które będzie można łożyć dopiero wówczas, kiedy
pojawią się przychody z produkcji piwa i spirytusu (i pewnie także wódek). Najważniejsze,
że coś się dzieje, a sypiąca się ruina dostała drugie życie.
|
W drodze do Czeskiej Kamienicy |
|
Od dronów nie ma odwrotu |
|
Rynek w Czeskiej Kamienicy |
|
Budynek browaru z zewnątrz, podwórka nie ma co pokazywać |
Czując niedosyt zmieniłem wstępnie zaplanowaną trasę powrotu
i zahaczyłem o browar
Kocour w Varnsdorfie,
gdzie zrobiłem stosowne, aczkolwiek znane już z wcześniejszych wizyt zakupy.
|
Szczyt Hradek nad Varnsdorfem |
|
Widok z Breiteberghauser |
|
Ziitau |
Mapka:
0 komentarze:
Prześlij komentarz