Austria

Alpy Wapienne. Droga do jeziora Schwarzensee.

Czechy

Góry Izerskie. Okolice Detrichova.

Polska

Karkonosze. Przełęcz Odrodzenie.

Czechy

Czeski Raj. Panorama z wieży widokowej Cisarsky Kamen.

Austria

Alpy Wapienne. Góra Schafberg.

piątek, 20 lipca 2018

Przerwana zapora na rzece Bílá Desná (8.07.2018)

Powtórnie odwiedziłem urokliwe zakątki zniszczonej zapory na rzece Bílá Desná w czeskich Górach Izerskich. Tym razem bez roweru, dzięki czemu mogłem dokładnie obejrzeć wszystkie zakątki tego uchodzącego, po tylu latach od tragedii, za atrakcję turystyczną miejsca. 

Do opisu, który pojawił się przy okazji mojego poprzedniego wpisu o zaporze warto dodać, że pierwszy przeciek został zauważony przez przechodzących drwali, którzy powiadomili nadzór tamy o tryskającym źródełku o grubości połowy palca. Przeciek zaczął szybko się poszerzać i popołudniu od strony koryta rzeki zaczął odpadać materiał budowlany. Minęło pół godziny i tama została uszkodzona aż do samego dna co zapoczątkowało proces nieodwracalnej destrukcji. Po katastrofie przez 17 lat prowadzone było postępowanie karne, w wyniku którego ustalono, że przyczynami przerwania zapory było źle dobrane miejsce budowli i jej wady konstrukcyjne. Dyrektor firmy budowlanej po otrzymaniu wstępnego raportu dotyczącego przyczyn katastrofy popełnił samobójstwo.





Minionej niedzieli ruch nad zaporą był raczej okazjonalny, choć od czasu do czasu nad tamą pojawiały się większe grupy rowerzystów. Uwagę moją przykuł pomnik ku czci ofiar pamiętnej tragedii: skryty w lesie obelisk został opasany wąskimi odcinkami metalu, na których wytłoczono nazwiska i lata urodzenia osób zmarłych w wyniku katastrofy. Naniesione na paski daty pochodzące z końca XIX i początku XX wieku robią niesamowite wrażenie, uzmysławiają ile już czasu upłynęło od tamtych dni, a jednocześnie są pamiątką po życiu tych tragicznie zmarłych ludzi, których grobów zapewne nie ma już na żadnym istniejącym cmentarzu… Tutaj coś jednak po nich pozostało.
















Obelisk upamiętniający ofiary katastrofy


Bufet

Nad tamą można się pożywić i napić w czynnym bufecie, a nawet zjeść ciasto pochodzące z własnych wypieków. Jeśli chodzi o parking – auto najlepiej zostawić po lewej stronie drogi (patrząc od strony schroniska Smědava), około 300 m przed wejściem na szlak prowadzący do zapory. W miejscu, w którym trasa rowerowa nr 3020 wchodzi w głąb Gór Izerskich znajduje się plac na kilka pojazdów.

Mapa:

czwartek, 12 lipca 2018

Odrodzenie i 3033 metrów podjazdów! (7.07.2018)

Na Odrodzenie czyli Przełęcz Karkonoską (1198 m n.p.m.) wjeżdżałem już wcześniej ale na rowerze trekkingowym. Tym razem postanowiłem zmierzyć się z tym wymagającym podjazdem poruszając się na szosówce. W drodze powrotnej wjechałem na tyle, na ile się dało w głąb Doliny Łaby od strony Szpindlerowego Młyna, odkryłem też wiele kilometrów szlaków lub raczej karkonoskich bezdroży, po których najlepiej jeździć rowerem typu mtb. Na koniec okazało się, że pobiłem własny rekord w podjazdach, który od ostatniej soboty wynosi 3033 m!

Był to mój szósty wjazd na Odrodzenie (Odrodzenie1, Odrodzenie2). Czym różnił się od poprzednich? Tym razem ze Szklarskiej Poręby do Przesieki dotarłem nie asfaltem (przez Piechowice) ale Euroregionalnym Szlakiem Rowerowym ER-2. Szumna nazwa kryje za sobą leśną drogę gruntową, miejscami najeżoną kamieniami, i raczej wyboistą. Skraca jednak wydatnie drogę do celu. Drugą nowością był przejazd trudnego odcinka między Przesieką (a konkretnie od D.W. Chybotek) do przełęczy na szosówce. Ogólnie dało się jechać i myślałem, że pokonam górę bez przystanków. Tego dnia dwa najtrudniejsze odcinki o nachyleniu 25 % były jednak poza moim zasięgiem. Pierwszy, na początku podjazdu, z uwagi na uślizg koła, drugi, przed finałem – z braku sił. Niestety, po raz pierwszy odkąd mam szosówkę zwycięzcą okazał się rower trekkingowy, który przebił mój obecny sprzęt bardziej miękkimi przełożeniami. No cóż, mówi się trudno i jedzie się dalej :)

Zakręt Śmierci

Szrenica

Skwer radiowej Trójki w Szklarskiej Porębie

Ulice Szklarskiej Poręby

Na szlaku ER-2
 
Odrodzenie jak zwykle przywitało mnie oszałamiającymi widokami, a dodatkową nagrodą za męki podjazdu była euforyczna jazda w dół po doskonałym czeskim asfalcie w kierunku Szpindlerowego Młyna. Zanim dojechałem do centrum miasta skręciłem w niebieski pieszo-rowerowy szlak prowadzący wzdłuż Łaby. Ta asfaltowa, ale malownicza ścieżka o długości ok. 4 km świetnie nadaje się na spacery. Spotkać tu można nie tylko turystów pieszych, ale i całe rodziny z małymi dziećmi, a i wózki z niemowlakami nie są czymś wyjątkowym. Tędy przebiega również edukacyjna ścieżka NS Labský důl, która prowadzi dalej aż do Labskiej Boudy. Niestety, w miejscu gdzie kończy się asfalt szlak ostro się wznosi, dalsza jazda jest niemożliwa. Trzeba wrócić do Szpindlerowego Młyna. 

Przełęcz Odrodzenie




Łaba


Szlak spacerowy wzdłuż Łaby

Szpindlerowy Młyn





Z czeskiego kurortu przejechałem do osady Horní Mísečky, stamtąd zaś po karkonoskich bezdrożach dostałem się do odwiedzanego przeze mnie dość często w ostatnim czasie górskiego hotelu Dvoračky. Co mnie zaskoczyło to stan czeskich szlaków rowerowych. Spodziewałem się asfaltów lub w najgorszym razie ubitych dróg gruntowych. Tymczasem musiałem zmierzyć się z nierównymi gruntami w większości pokrytymi szutrem i grubym kamieniem. Ale i z takimi bezdrożami poradził sobie mój Cannondale. Na asfalt wróciłem dopiero od schroniska Dvoračky, skąd zjechałem do Harrachova, a potem to już wiadomo: Kořenov, Smědava…

Horní Mísečky


Dvoračky

Przez całą drogę Garmin systematycznie nabijał podjazdy. Kiedy tuż przed Bogatynią okazało się, że zbliżam się do 3000 metrów postanowiłem po raz drugi w moim życiu przekroczyć tę magiczną barierę pokonując na koniec fragment leśnego asfaltu od skrzyżowania dróg Dětřichov - Liberec. W ten sposób pobiłem swój zeszłoroczny rekord wynoszący 3014 metrów. Odtąd nową barierą jest liczba 3033!


Mapa:

czwartek, 5 lipca 2018

Rowerem na Szrenicę (30.06.2018)

Choć może brzmi to nieco absurdalnie, ale tym razem postanowiłem wjechać rowerem na Szrenicę, położony całkowicie po polskiej stronie szczyt Karkonoszy o wysokości 1362 m n.p.m. Oczywiście nie byłoby to możliwe, gdybym trasę wjazdu zaplanował od Szklarskiej Poręby. Dość powiedzieć, że pomimo iż niemal całą drogę przejechałem po czeskich szlakach na koniec i tak dopadło mnie ramię strażnika Karkonoskiego Parku Narodowego. Dobrze, że to ramię nie było karzące… Z kolei w drodze powrotnej przekonałem się, że Polska, jeśli nie absurdem, to przynajmniej skrajnościami stoi.

Po minięciu Smědavy i Kořenova dojechałem do perełki czeskich Karkonoszy, czyli Harrachova. W dalszym drogę ruszyłem asfaltem wzdłuż rzeki Mumlava, na której znajduje się sławny wodospad. Rzeka towarzyszyła mi przez kilka kilometrów, po czym odbiłem na drogę do Voseckiej Boudy, sezonowego czeskiego schroniska skąd do Szrenicy pozostał przysłowiowy rzut beretem. Dalej jednak jechać się już nie dało, przemaszerowałem kilkaset metrów po czym znów wsiadłem na dwa kółka. Pieszy szlak pokryty drobnym tłuczniem nie był idealną nawierzchnią do jazdy, zwłaszcza szosówką, ale, jak głosi powiedzenie, lepiej źle jechać niż dobrze iść. W ten sposób dojechałem do dawnego przejścia granicznego pod Szrenicą, gdzie zostałem przywołany do porządku przez strażnika Karkonoskiego Parku Narodowego. Pan wyszedł zza kosodrzewiny i kompletnie mnie zaskoczył. Przywitał się jednak kulturalnie i zaczął dość długi wykład o tym dlaczego nie można jeździć po pieszych szlakach (ze względów bezpieczeństwa, głównie w trosce o pieszych), że jest to wykroczenie, i jeśli nie czuję się doinformowany to zawsze mogę odwiedzić internetową stronę KPN. Ostatecznie wyjaśnił, że nie chodzi o nakładanie mandatów, ale o to, byśmy wszyscy bezpiecznie i miło spędzili wolny czas. Obiecałem, że dalej rower będę prowadził. Pan chciał jeszcze coś dodać, na szczęście pojawiły się dwie kobiety, które zaczęły wypytywać o drogę, pożegnałem się więc pospiesznie i podążyłem na piechotę szeroką, brukowaną i opustoszałą drogą prowadzącą do schroniska. Szczyt przywitał mnie porywistym wiatrem i niezbyt wysoką temperaturą, która tego dnia odstraszyła rzesze turystów. Nie tracąc czasu zrobiłem fotki i postanowiłem wracać, nie dopuszczając do wychłodzenia organizmu. Znów przyszło mi prowadzić rower po przerażająco pustej drodze (strażnik tymczasem się gdzieś ulotnił). Z uczuciem towarzyszącej mi ulgi wróciłem na czeską stronę.

Schronisko Smědava

Punkt serwisowy dla rowerów

Główna ulica Harrachova

Skocznia narciarska

Mumlava

Droga do Voseckiej Boudy, poniżej schronisko




Świńskie Kamienie


Śnieżne Kotły

W tym miejscu czaił się strażnik KPN

Schronisko na Szrenicy









Drogę do domu postanowiłem pokonać przez Góry Izerskie: przełęcz w Jakuszycach, schronisko Orle, Chatkę Górzystów i Świeradów Zdrój. Tutaj nikt nie czyhał w krzakach na jeżdżących rowerzystów, piesi i bikersi koegzystowali na wspólnej drodze. Niestety, niebawem miałem przekonać się o tym, że Polska to jednak kraj przeciwności, które trudno zrozumieć i wytłumaczyć. Tuż za Chatką Górzystów na krętej i spadzistej drodze, po której poruszały się liczne grupki turystów i rowerzystów jakiś inny pan, zapewne będący przeciwieństwem strażnika KPN, postanowił rozegrać wyścig mtb. Pędzący na łeb na szyję uczestnicy wyścigu mijali uciekających na pobocza turystów, ci zaś, co podjeżdżali musieli uważać przed każdym zarośniętym choinkami łukiem. Jeśli pomysłodawca wyścigu liczył na dodatkowe emocje i polanie się krwi, lepiej tego nie mógł wykombinować. Mistrzostwo świata! Tam strach jechać po pustej drodze w obawie o ukaranie mandatem, tutaj przez środek obleganego szlaku pędzą uczestnicy wyścigu. Czy to już nie jakiś rodzaj paranoi, gdzie rządzą skrajności, brak zaś jakiegoś złotego środka?

Schronisko Orle

Izera

Chatka Górzystów


Panorama na Świeradów Zdrój

Na szczęście wyścig niedługo się skończył i do Bogatyni dotarłem bez obrażeń, za to z głową pełną gotujących się myśli. Chyba ktoś mądrzejszy będzie mi musiał wytłumaczyć w jakiego rodzaju kraju przyszło mi mieszkać…

Mapa: