Austria

Alpy Wapienne. Droga do jeziora Schwarzensee.

Czechy

Góry Izerskie. Okolice Detrichova.

Polska

Karkonosze. Przełęcz Odrodzenie.

Czechy

Czeski Raj. Panorama z wieży widokowej Cisarsky Kamen.

Austria

Alpy Wapienne. Góra Schafberg.

wtorek, 31 marca 2015

Skalne miasto Jonsdorf (29.03.2015)

Niedziela nie należała do „wyjściowych”, ale uparłem się i pojechaliśmy ponownie do Jonsdorfu, tym razem pochodzić po skalnym mieście, przez który przechodzi szlak oznaczony przekreślonym na zielono białym kwadratem. Mimo wilgoci i gór spowitych chmurami, deszcz nas oszczędził. Widoki były jednak marne. Dlatego trzeba ten wypad powtórzyć, tym bardziej, że ławki stojące w wielu punktach widokowych zachęcają do wspinaczki (niewielkiej). Atrakcją poza skałami przypominającymi kształtem różne zwierzaki jest eksploatowany przez ponad 350 lat kamieniołom kamieni młyńskich zwany tutaj Schwarzes Loch. Od kwietnia kamieniołom można zwiedzać, w niedzielę niestety pocałowaliśmy klamkę. Dużym plusem wytyczonego między skałami szlaku jest oznakowanie. Na każdym większym rozwidleniu znajdują się drogowskazy, nie mówiąc już o oznaczeniach barwnych wzdłuż trasy. Są również opisy w języku polskim. I jest czysto, jak to u Niemców. A w niedzielę skalne miasto było wyludnione i udało się zrobić kilka fajnych fotek. 







Jak tak wygląda jamnik to ciekawe jak Niemcy wyobrażają sobie kobietę


Tutaj się zgadza - faktycznie organy



Lew też prawie jak żywy

Wejście do kamieniołomu

Widok z góry

Kamieniołom - widok od strony zamkniętej na kłódkę bramy

Okres działania kamieniołomu

Możliwe, że stąd pochodzi także Frankenstein, choć nigdzie o tym nie piszą


Javornik i Krásná Studánka (28.03.1015)


W sobotę ponownie trasa z S. Tym razem zmieniliśmy mapę i kraj obierając kierunek na południe. Celem wyjazdu była góra Javornik położona w Grzbiecie Jesztiedzkim, ale nie tylko ona. Po drodze zaliczyliśmy opłotki Liberca, a w drodze powrotnej mini browar Krásná Studánka.
Pogoda dopisała o tyle, że nie padało, ale zdecydowanie mogłoby być cieplej. Rozgrzewały nas podjazdy i perspektywa zbliżającej się wiosny. Choć to drugie, jak się okazuje, na razie nam nie grozi.

Przez chwilę widać było nawet Jested

Zachodnie przedmieścia Liberca to tereny niemal wiejskie, które nagle znalazły się w granicach miasta. Łażą tu kury, nie brakuje typowo wiejskich obejść. Graniczą one z wypasionymi willami co bogatszych Czechów. Sielsko i anielsko, latem miło się tu mieszka, zwłaszcza, że za oknem Jeszted. Okolice upatrzyli sobie golfiści obsadzając trawą pole, jest też stadnina i nauka jazdy konnej.
Pole golfowe

Na zboczu Javornika leży jeszcze szeroka połać śniegu, ślad po dośnieżaniu stoku. Wyciąg kolejki krzesełkowej był chyba nieczynny, albo trwała przerwa, w każdym razie przy górnej stacji krzątała się obsługa. Można było pojechać bryczką konną do Obří Sud – pensjonatu z restauracją, można też było ruszyć w przeciwną stronę (niestety pieszo), w kierunku wieży widokowej Rašovka. Myśmy pojechali za bryczką, a jakże, na rumakach, ale, jakby to powiedział jeden z bogatyńskich działaczy, stalowych.

Javornik ginący w chmurach a po prawej droga dojazdowa

Górna stacja wyciągu

Na konie zawsze można liczyć


W Obří Sud ruch od samego rana. Czechom najwyraźniej nie przeszkadza pogoda, a może wręcz nastraja do biesiadowania. Z południowej strony pensjonatu, pod namiotem, wystawionym tu na czas zimy, ciepło i swojsko, kuchnia piecze na rożnie kiełbasę i żeberka, można zamówić piwo. Czas zatrzymuje się w miejscu, skąd wziąć siły na powrót do domu? 

Olbrzymia Beczka z przodu...

...i z tyłu


Maszt przy pensjonacie

Na szczęście słońce na chwilę wygląda zza chmur i korzystamy z tej okazji. Gnamy w dół. Wracamy do Liberca tą samą drogę, potem odbijamy na Frydlant i już przy wyjeździe z miasta skręcamy na miejscowość Krásná Studánka. Mamy tu zaplanowaną wizytę w mini browarze, do którego prowadzą przyklejone na płotach znaki, trudno nie trafić. 
Wejście do browaru

Ja się warzy piwo? Mała ściąga

Michal Havrda

Sam browar działa od 2010 roku i mieści się w willi. Prowadzi go rodzina dzieląc pomiędzy siebie obowiązki: syn warzy piwo, matka sprzedaje, a ojciec... pije? W każdym razie w sobotę można było tu kupić cztery rodzaje piwa, także na wynos (w plastikowych butelkach). Ceny od 18 koron za 0,5 litra (więcej info na www.minipivovar.eu). Piwo nalewał sam właściciel warzelni Michal Havrda, który w poprzednim zawodowym wcieleniu był mechanikiem.

Objuczeni dodatkowym ciężarem ruszyliśmy w stronę Albrechtic. Całe życie pod górę, chciałoby się powiedzieć. Dlatego następnym razem pojedziemy na rynek do Frydlantu...

I mapka:



I coś do posłuchania:


niedziela, 22 marca 2015

Myslivny i (prawie) Luż (21.03.2015)

W sobotę kontynuowałem, tym razem z S., pogłębianie znajomości Jonsdorfu i okolic, choć celem była czeska osada Myslivny, znana u nas jako miejsce spotkań i zawodów rzeźbiarzy władających piłą spalinową. Stąd zaledwie kilkadziesiąt minut spaceru do najwyższego szczytu Gór Łużyckich Luż (niem. Lausche, 793 m n.p.m), gdzie przebiega czesko-niemiecka granica i skąd roztaczają się ciekawe widoki. Niestety, na Luż można się dostać jedynie piechotką, więc warto tu przyjechać samochodem kierując się w stronę parkingu w Horní Světlá lub zostawiając pojazd w miejscowości Waltersdorf. Druga opcja jest dłuższa i niestety trzeba pokonać sporą różnicę wzniesień. Jednak widok z góry zdecydowanie nagradza wysiłek (sprawdzone w poprzednim sezonie).
Dworzec kolejki wąskotorowej w Bertsdorf

A to już koniec torów w Jonsdorfie

Jak na Niemkę może być

Nonnenfelsen

I jeszcze jeden miły widoczek z Jonsdorfu

Pogoda dopisała, jedynie wiatr mógłby być nieco bardziej boczny a najlepiej w plecy. Niestety, wiał w paszczę i w dodatku do południa był przenikliwie zimny. Ale jak na pierwszym dzień wiosny nie ma co narzekać. W Jonsdorfie dwóch niemieckich kierowców sprawdzało na nas stan swoich klaksonów. Nic w tym dziwnego: w regionie, w którym najlepszymi samochodami jeżdżą wiekowi emeryci może się przecież zdarzyć wypadek. Stąd Niemcy wolą minimalizować ryzyko, bo emerytura to najlepszy dla nich czas. Poza wnętrzami samochodów są na ścieżkach trekingowych, suną rowerami, cały region Zittauer Gebirge (Gór Łużyckich) to raj z ośrodkami medycznymi i sanatoriami. Polscy schorowani emeryci mogą tylko o takiej starości pomarzyć. Jeśli więc zdarzy się, że nie możesz dogonić jakiegoś rowerzysty, prawdopodobnie jedzie nim niemiecki emeryt.
Z Jonsdorfu do Myslivny dotarliśmy leśną ścieżką biegnącą obok Nonnenfelsen. Droga pnie się tu systematycznie ku górze, trzeba więc uzbroić się w cierpliwość (i siły). Po osiągnięciu Waltersdorf warto zaliczyć punkt widokowy przy hotelu Rübezahlbaude. Stąd do Myslivny są niecałe 2 km. 
Luż

Waltersdorf

Parking przy hotelu Rübezahlbaude

W samej czeskiej osadzie życie toczy się leniwie. Ulica latem zapchana turystami, teraz była wyludniona. Gdzieniegdzie leżały resztki śniegu, niektóre rzeźby z drewna wciąż stały przykryte folią ochronną. Słońce przygrzewało, wiatr się uspokoił, kupiliśmy piwo. W tym błogostanie minęła prawie godzina.
Główna i jedyna uliczka w Myslivny

Tu zima jeszcze się nie skończyła

Wnętrze Lužickiej  Boudy w Myslivny

W drodze powrotne odbiliśmy do Dolni Světlá, skąd ruszyliśmy na Krompach (w pierwszym zrywie nie tą drogą, sorry).



Z Czech ponownie wjechaliśmy na niemiecką ziemię w Jonsdorfie i stąd już cały czas w dół kierując się na Hartau. W sumie miła przejażdżka po kraju, który mógłby być moją ojczyzną. Może w następnym wcieleniu...

I jeszcze mapka




Tradycyjnie coś do posłuchania, tym razem ze Szwajcarii


wtorek, 17 marca 2015

Jonsdorf i Nonnenfelsen (15.03.2015)

Sobota była zimna i deszczowa, w sam raz na regulacje przedniej przerzutki, której ostatecznie nie udało się ustawić, bo dopiero po kilku godzinach walki zorientowałem się, że poluzował się pedał i powstał luz na korbie. Dzięki temu zebrałem bogate doświadczenie i jeszcze trochę praktyki a będę mógł nakręcić jakiś instruktaż na youtubie. 
Skupmy się jednak na niedzieli i kurorcie Jonsdorf, przez który wielokrotnie przejeżdżałem rowerem obiecując sobie, że kiedyś zdobędę te piękne skałki górujące nad kurortem. Słowo „zdobyć” jest tu zresztą eufemizmem, bo ta wyprawa to raczej niedzielny spacerek dla emerytów z dziećmi. Niemniej z dołu skałki wyglądają zachęcająco, a z góry jest jeszcze lepiej.
W Jonsdorfie zatrzymaliśmy się na płatnym parkingu (0,5 euro za godzinę) i od razu, co dla niejednego Polaka musi być zapewne szokiem, znów dała o sobie znać niemiecka czystość i porządek. Szeroki, wygładzony i wchodzący w las trakt jest nie tylko utrzymany w czystości, ale i zamiatany z liści. 
Restauracja przy stawie

Przystrzyżona trawa i zadbane alejki

Na początku drogi jest piękny staw i skwer z zadbaną trawą i ławkami, który latem przyciąga tłumy, potem szlak wchodzi w las częściowo porastający okoliczne skały. Tym razem było spokojnie i prawie bezludnie, dzięki czemu psa można było puścić ze smyczy. Na Nonnenfelsen (czyli Skalną Zakonnicę) prowadzi kilka ścieżek, my wybraliśmy drogę może nieco dłuższą, ale za to bardzo malowniczą.

W drodze na szczyt

Wspinaczka na najwyższy punkt widokowy zabrała nam niecałą godzinę i to z częstymi postojami na pozowanie do zdjęć. Ze szczytu Nonnenfelsen (537 m n.p.m.) roztacza się piękny widok na Jonsdorf i okolice. 
Staw a w oddali parking

Jonsdorf z Nonnenfelsen


Łuż ginący w chmurach



Widać stąd najwyższy szczyt Gór Łużyckich czyli Łuż (w niedzielę trochę za chmurami), przy lepszej pogodzie można dostrzec Landeskrone. 

Restauracja Berggasthof

Rozwidlenie dróg przy restauracji


Jest tu również przyrośnięta do skał restauracja z XIX wieku, w której można się solidnie posilić już za około 10 euro, a menu jest także w języku czeskim. Największą atrakcją są jednak piaskowce, którym w zależności od wyobraźni patrzącego można nadać kształty zwierząt lub postaci (stąd nazwa szczytu). 

Żaba i ...




Klucząc między potężnymi głazami na myśl przychodzą krajobrazy Czeskiej lub Saskiej Szwajcarii. Mimo, że skałki nie wymagają od turystów większych przygotowań, warto się tu wybrać, zwłaszcza, że w okolicy są jeszcze inne atrakcyjne punkty widokowe. Nonnenfelsen to także miejsca dla uprawiających wspinaczkę skałkową. Liczne gotowe via ferraty i stałe punkty asekruracyjne zachęcają do uprawiania tego sportu. Jest tu też mały raj dla miłośników domów przysłupowych, których kres istnienia został odroczony na wiele następnych lat.




PS. W drodze powrotnej minęliśmy jadącą do z Zittau kolejkę SOED. 



Na koniec dla tych, którzy jeszcze nie słyszeli - najnowsza płyta perkusisty Nirvany, czyli Foo Fighters i "Sonic Highways"