Austria

Alpy Wapienne. Droga do jeziora Schwarzensee.

Czechy

Góry Izerskie. Okolice Detrichova.

Polska

Karkonosze. Przełęcz Odrodzenie.

Czechy

Czeski Raj. Panorama z wieży widokowej Cisarsky Kamen.

Austria

Alpy Wapienne. Góra Schafberg.

wtorek, 29 września 2015

Do browaru Česká Kamenice (19.09.2015)

Browar w miejscowości Česká Kamenice pojawił się na piwnych mapach dosłownie „przed chwilą”. W sobotni ciepły poranek wyruszyłem na rowerze, by sprawdzić jakość warzonego tam trunku.
Do browaru pojechałem trasą przez Jonsdorf, Myslivny i Kytlice. Z uwagi na wczesną porę byłem jedynym z bikerów w Górach Łużyckich, w których, dla odmiany, zawsze można liczyć na niemieckich emerytowanych pieszych turystów. I, na potwierdzenie mojej teorii, kilka zażywnych postaci wyłoniło się z porannych mgieł na szlaku za Jonsdorfem: ja byłem zdziwiony ich widokiem (choć powinien się był już przyzwyczaić), oni zaskoczeni moim. I tak się mijaliśmy aż do zabudowań Myslivny, dokąd dojechałem przed otwarciem tutejszych gospod (choć wcale późno ich nie otwierają).

Okolice stacji kolejki wąskotorowej w Olbersdorfie


Ewangelicko-luterański kościół w Jonsdorfie

Skały Nonnefelsen nad Jonsdorfem

Punkt widokowy w Sonneberg


Szczyt Łuż

Po zmianie granicy w miejscu niemieckich emerytów pojawili się czescy grzybiarze. Samochody obsiadły skraje lasu, a Czesi całymi rodzinami ruszyli w ich głąb omawiając po drodze strategię zbierania. Opuściłem zalesione Góry Łużyckie i miłą i niezbyt ruchliwą drogą dojechałem do granic Českiej Kamenicy. Przejechałem przez rynek i, klucząc uliczkami, w końcu dostałem się w pobliże okazałego browaru. Ich właściciele, małżeństwo Kotoučovi, włożyli w odbudowę obiektu 30 mln koron, z czego połowa pokryła dotacja unijna. Jeśli chodzi o historię browaru, pierwsza wzmianka o tutejszej faktorii pochodzi sprzed 1640 roku. W połowie XVIII wieku browar nawiedził pożar a ponowne przywrócenie obiektu do życia zajęło ponad 10 lat. W wiekach późniejszych, aż do współczesności budynek powoli zmieniał swoje przeznaczenie, by w końcu zamienić się w nieużyteczną ruinę. Aż do dzisiaj, gdy w planach, poza warzeniem piwa, jest otwarcie restauracji oraz gorzelni, właściciele chcą także produkować tutaj cydr.
Zachęcony tymi informacjami wjechałem na wielkie podwórze browaru, spodziewając się blasku bijącego od milionów włożonych w obiekt koron. Tymczasem powitał mnie zaniedbany plac i trzy panie, które tłumaczyły sobie nawzajem, o co może mi chodzić. W końcu, kiedy zrozumiały, że przyjechałem po piwo, jedyne czym mogły mnie poczęstować był moszcz (a nie mocz:), jak niektórzy zrozumieli, gdy im o tym opowiadałem). W każdym razie dostałem zaproszenie na listopad, bo dopiero wtedy piwo będzie w sprzedaży. Mam nadzieję, że do tego czasu właściciele uporają się z niezbyt estetycznym otoczeniem browaru, choć zdaję sobie sprawę, że tak wielki budynek wymaga sporych nakładów, na które będzie można łożyć dopiero wówczas, kiedy pojawią się przychody z produkcji piwa i spirytusu (i pewnie także wódek). Najważniejsze, że coś się dzieje, a sypiąca się ruina dostała drugie życie.

W drodze do Czeskiej Kamienicy

Od dronów nie ma odwrotu


Rynek w Czeskiej Kamienicy





Budynek browaru z zewnątrz, podwórka nie ma co pokazywać


Czując niedosyt zmieniłem wstępnie zaplanowaną trasę powrotu i zahaczyłem o browar Kocour w Varnsdorfie, gdzie zrobiłem stosowne, aczkolwiek znane już z wcześniejszych wizyt zakupy. 

Szczyt Hradek nad Varnsdorfem


Widok z Breiteberghauser

Ziitau


Mapka:




piątek, 25 września 2015

Wieża widokowa Studenec (13.09.2015)

Niedzielny spacer przeznaczyliśmy na zdobycie szczytu Studenec (736 m n.p.m.) leżącego w paśmie Gór Łużyckich w pobliżu miejscowości Líska.
Żeby skrócić podejście, samochód najlepiej zaparkować na końcu miejscowości Líska, gdzie znajduje się bezpłatny parking. Aby się tam dostać należy skręcić z głównej drogi nr 263 do centrum miejscowości, a potem jechać cały czas pod górę, niekiedy bardzo wąskimi odcinkami drogi. Z parkingu na szczyt prowadzi czerwony szlak. Na górze znajduje się ponownie otwarta dla turystów w 2009 roku wieża widokowa. Pierwsza konstrukcja platformy widokowej była czynna już w XIX wieku jednak na skutek spadku popularności po II wojnie światowej wieży nie konserwowano i zaczęła popadać w ruinę. Oprócz niej na szczycie znajdował się letni gościniec, z którym czas obszedł się jeszcze gorzej i dzisiaj nie ma praktycznie po nim śladu.
Czeskie Lasy blisko 10 lat starały się o odbudowę wieży i wskrzeszenie turystyki w tym rejonie. Udało się tego dokonać za sprawą przede wszystkim sponsorów, którzy dali pieniądze na modernizację konstrukcji platformy i na zrekonstruowanie schodów. Obecnie schodów jest 89 i każdy na odwrocie posiada tabliczkę z nazwiskiem bądź nazwą sponsora. Są tu osoby indywidualne, instytucje, firmy i rządowe agendy. Koszty odbudowy wieży ponieśli głównie Czesi, ale wśród sponsorów można również znaleźć Niemców.
Z platformy rozciąga się widok na Góry Łużyckie i Czeską oraz Saską Szwajcarię. Wędrówka na górę nie trwa zbyt długo, a gdyby ktoś czuł niedosyt może spod parkingu ruszyć na sąsiedni, nieco niższy, Złoty Wierch. Tam również prowadzi czerwony szlak.

Studenec

Złoty Wierch


Wieża na Studencu


Sponsorzy schodów






Lista sponsorów

Zwałowisko skalne na zboczu Studenca





I mapka:

czwartek, 24 września 2015

Z Przesieki na Medvědín i do browaru Pivovarská bašta (12.09.2015)

I znów zawitałem w Karkonosze. I znów wystartowałem z Przesieki. Ale tym razem moje plany pokrzyżował Karkonoski Klasyk, czyli Górskie Szosowe Mistrzostwa Polski w kolarstwie.
Jak zwykle chciałem zatrzymać samochód na parkingu pod OW Chybotek w górnej części Przesieki. Coś mnie jednak podkusiło, aby posłuchać GPS i przed Przesieką skręcić do Zachełmia. Tuż przed wjazdem do Przesieki przywitała mnie tablica informująca o wyłączeniu ulic z ruchu w związku z wyścigiem kolarskim. I rzeczywiście, kilometr dalej natrafiłem na barierki z zakazem wjazdu. Musiałem wrócić do Zachełmia i stąd główną drogą ponownie ruszyć do Przesieki. Już na początku miejscowości ujrzałem ten sam znak zakazu ruchu, dalej więc nawet już nie próbowałem brnąć. Zatrzymałem się na parkingu, przebrałem się i wskoczyłem na rower. Stąd do Chybotka miałem ok. 5 km pod górę. Niestety, na wysokości tramwaju ruch, także dla rowerzystów, był zablokowany. Miałem do wyboru albo szukać jakiejś zupełnie innej trasy albo spróbować dostać się w okolice Chybotka i dalej na Przełęcz Odrodzenie jakąś alternatywną drogą. Na mapie znalazłem ledwie widoczną powyginaną linię: biegła przez las, po kamieniach i szutrze, miejscami ginąc pod grubą kreską asfaltu, po którym ścigali się kolarze. Ruszyłem nią w nadziei, że uda mi się o sensownej porze dostać na przełęcz. I faktycznie, błądząc, ale ostatecznie znajdując właściwą drogę, miejscami jadąc pod prąd wyścigu w końcu dotarłem do skrzyżowania, z którego odbijała bezpośrednia droga na Odrodzenie (o której pisałem tutaj). Przez te wszystkie manewry, kiedy znalazłem się po czeskiej stronie granicy, miałem dwie godziny opóźnienia, dlatego musiałem skorygować ambitne plany.
Dalsza droga minęła bez niespodzianek, aczkolwiek zaskoczeniem były dla mnie, mimo skrócenia drogi, spore podjazdy. Dość powiedzieć, że pokonałem ich w sumie blisko 2,5 km. Wszystkim spragnionym karkonoskich widoków polecam cel mojej podróży, górę Medvědín, na którą można się ze Špindlerůvego Mlýna dostać wyciągiem krzesełkowym (ja wjechałem na dwóch kółkach). Oprócz restauracji na szczycie jest park zabaw dla najmłodszych i bezpłatne leżaki do opalania. W zimie znajduje się tu stacja narciarska.

Przełęcz Odrodzenie


Medvědín na horyzoncie

Widok w kierunku Odrodzenia z okolic Moravskiej Boudy

Widać nawet Śnieżkę

Szczyt Medvědín

Symbol góry





Drogę powrotną zaplanowałem przez Vrchlabi, gdzie znajduje się hotel Pivovarská bašta, a w nim browar warzący piwa pod nazwą, jakżeby inaczej, Krkonosský Medved. W recepcji hotelu można kupić kilka rodzajów piwa lanych do butelek typu PET. Za litr trunku zapłacimy ok. 80 koron.

W drodze do Vrhlabi - areał pod górą Medvědín


Browar we Vrchlabi



Dwa Niedźwiedzie


Z Vrchlabi ruszyłem na podjazd pod Odrodzenie, mijając po drodze Špindlerův Mlýn. Z góry zjeżdżali rollkarze, słońce powoli zaczęło chować się za okoliczne wzgórza. Kiedy pokonałem przełęcz i ostrożnie zjechałem po dziurawym asfalcie w okolice Chybotka, wyścig trwał w najlepsze. Pod prąd wjechałem na metę, a potem ruszyłem w dół Przesieki, uważając aby nie wpaść na którąś z młodych dziewczyn, które późnym popołudniem ścigały się na ulicach tej górskiej miejscowości. Żadna siła nie byłaby mnie w stanie zatrzymać i skierować na inną trasę. Widocznie miałem wypisane to na twarzy, bo nikt nawet nie próbował. Kiedy dotarłem do samochodu było po 17-stej. A ja miałem naprawdę na dzisiaj dość...

I mapka: