Pec pod Sněžkou, dokąd wybraliśmy się w pierwszy tegoroczny
jesienny łikend, kojarzy się przede wszystkim z kolejką linową na najwyższy
szczyt Czech – Śnieżkę. Tymczasem będąc w tych stronach warto spojrzeć na
lokalne atrakcje szerzej i skorzystać choćby z wyciągu krzesełkowego na Hnědý
vrch, gdzie znajduje się wieża widokowa. Wracając do kurortu proponuję również,
jeśli nie skorzystać, to przynajmniej obejrzeć samoobsługową budkę piwną. Tym
bardziej, że śmierć tego rodzaju przybytku w Polsce (gdyby powstał) to tylko
kwestia czasu…
Koszt wjazdu wyciągiem na Hnědý vrch (Brązowe Wzgórze) to
180 koron od osoby. Na szczycie (o wysokości 1207 m n.p.m.) znajduje się
najwyżej położona w Karkonoszach wieża widokowa o wysokości 27 metrów na którą
prowadzi 138 schodów. Obiekt został wybudowany w 2009 roku ze środków Unii
Europejskiej i oferuje widoki na główny szczyt Karkonoszy, w tym Śnieżkę, oraz
na czeskie szczyty Luční hora i Studniční hora. Niestety, w sobotę panowały
niezbyt sprzyjające warunki pogodowe i najwyższe partie gór były przesłonięte
przez chmury. Na szczęście nie padało.
Powrót do kurortu Pec pod Sněžkou odbyliśmy trasą wzdłuż
czerwonego, zielonego i niebieskiego szlaku. Po drodze można zjeść obiad w
Chacie Leśnej (Lesní bouda), a w okolicach Chaty Husa (Husova bouda) koniecznie
trzeba zatrzymać się na dłuższy postój. Raz, że rozciąga się stąd doskonały
widok na dolinę i górne pasmo Karkonoszy, dwa, że postawiono tu samoobsługową
budkę piwną oferującą dwa rodzaje napojów: piwo Konrad i czeską oranżadę
Malinovkę. Jest to chyba jedyny tego rodzaju przybytek w tej części świata,
którego powodzenie opiera się na zaufaniu do klienta. Otóż, żeby napić się piwa
wystarczy wyjąć jednorazowy kubek (o pojemności 0,5 lub 0,3 l), podstawić pod
kranik i nacisnąć kurek. Piwo leje się z otworu w dowolnej ilości, a to ile
ostatecznie z niego poleci i ile zapłacimy zależy od naszej uczciwości. Cennik
jest przyklejony do budki i naprawdę nie jest wygórowany: duże piwo kosztuje 30
a małe 20 koron. Pieniądze wrzucamy do otworu i już możemy gasić pragnienie ulubionym
napojem spoglądając przy okazji na błyszczącą w oddali Śnieżkę. W tych
okolicznościach mogą do głowy cisnąć się pytania w rodzaju jak długo i czy w
ogóle taka budka przetrwałaby w naszym kraju. Obawiam się, że jej los byłby z
góry przesądzony, ale może się mylę i jej właściciel zrobiłby na niej złoty
interes. No cóż, może jakiś odważny się jednak znajdzie…
Na parking w górnej części miejscowości Pec pod Sněžkou
wróciliśmy po przejściu 7 kilometrów. I tu niespodzianka, ceny za parkowanie
nie odbiegają od tych w polskiej części Karkonoszy (chociażby z Karpaczu). Za
kilkugodzinny postój zapłaciliśmy 240 koron…