środa, 4 maja 2016

Bielatal w Saskiej Szwajcarii (1.05.2016)

W okolicach zachodniej części Saskiej Szwajcarii byłem już rowerem (tutaj), tym razem wybraliśmy się tam dla odbycia pieszej wycieczki po okolicznych skałkach. Przejście żółtym szlakiem pętlą wokół miejscowości Bielatal, w tempie niespiesznym, zajęło nam (z krótkim postojem na frytki) około cztery godziny. To wycieczka, którą gorąco polecam dla całej rodziny.
Bielatal (i pobliski Rosenthal) to leżące na uboczu od głównych atrakcji Saskiej Szwajcarii miejsca, wypełnione urokliwymi skałkami i gęsto porośniętym lasem. Na pierwszy rzut oka okolica nie zachęca do wędrówki, gdyż wszystkich tych punktów, przez które biegnie szlak po prostu nie widać. Osłonięte drzewami, zakryte przez wniesienia i zakręty terenu wyłaniają się stopniowo, smakując coraz lepiej. Jeśli do tego doliczyć ciszę i nieliczne towarzystwo innych turystów, mamy do czynienia z perełką i to niespełna sto kilometrów od Bogatyni. Nie będzie przesadą jeśli napiszę, że chciałbym w tej ciszy spędzić emeryturę :). Do opisu brakuje sąsiadujących ze skałkami pól rzepaku, na które można się natknąć schodząc dosłownie kilka metrów ze szlaku. Mamy tu bowiem do czynienia z sytuacją gdzie z jednej strony jest płaska jak stół przestrzeń, z drugiej zaś wydrążona (najpewniej przez rzekę kilka milionów lat temu) dolina o głębokości kilkudziesięciu metrów. Granicą pomiędzy doliną a płaskimi polami biegnie właśnie szlak.
Z praktycznych informacji: samochód najlepiej zatrzymać na parkingu kilkaset metrów przed willą Angela (tymczasowo bezpłatny, bo automat się zbuntował). Pętla prowadzi żółtym szlakiem (jak na poniższym zdjęciu), my poszliśmy trasą zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara. W nieco ponad więcej niż połowie drogi szlak schodzi w dół, do tutejszych gospod i baru szybkiej obsługi (gdzie podają najlepsze, jakie jadłem w życiu frytki). Potem znów wybiega w las i w górę, w stronę następnych punktów widokowych.
Miejsce jest również ośrodkiem turystyki skałkowej, gdzie amatorów tejże nie brakuje. Dla spragnionych głębszych doznań lecz nie wyekwipowanych śmiałków polecam skałkę Sachsenstein przy końcu naszej wędrówki (oznaczonej na mapie numerem 2). Pociągnięto tu pionowe drabiny na sam szczyt i już samo wejście po jej stopniach uwalnia adrenalinę. Plecak trzeba zostawić na dole, w połowie drogi znajduje się bowiem wąskie gardło, przez które ciężko się przecisnąć nieco tęższej osobie, nie mówiąc o dodatkowych gabarytach na grzbiecie. Na górze widać już tylko sąsiednie skałki i morze lasu. Zacny to widok, wywołujący silną mieszankę strachu i podziwu.
Sam Bielatal powstał w miejscu kilku dawnych osad, których korzenie sięgają XIV wieku. Rozwijające się z czasem zagłębie metalowe, na którego produkcję składało się wytwarzanie młotów, lemieszy i kos, w XIX wieku przeszło metamorfozę za sprawą zakładu wodoleczniczego. Swoich pracowników na odpoczynek wysyłała tu firma Maggi, a od lat 90-tych XX wieku przyjeżdżają tu dzieci poszkodowane w czasie wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Nic dziwnego, tutejsza zieleń i cisza ukoją nerwy i wprawią w dobry nastrój.

Mapka z żółtym szlakiem

Willa Angela, kilkaset metrów przed nią znajduje się parking


Pierwszy z wielu punktów widokowych


Pole rzepaku, na horyzoncie Decinsky Snieżnik









Raj dla śmiałków


W dole centrum Bielatal



Orzechy w workach, u nas tylko głupek mógłby wpaść na taki rodzaj sprzedaży

Kto powiedział, że rowerem się nie da?




Tam byliśmy


Na tę skałkę można wejść po drabinach (poniżej)






Mapka:

 


0 komentarze: