Do miejscowości, w której przed nieco ponad rokiem otwarto
podwoje nowego browaru miałem wybrać się jeszcze w poprzednim sezonie, ale
jakoś pogoda nie sprzyjała. Tymczasem już w styczniu pojawiło się cieplejsze
okienko, choć mocno wietrzne. Bez głębszych rozmyślań wyruszyłem na południowy
zachód, aby zaliczyć pierwszą tegoroczną setkę. Przy okazji był to test mojego
nowego roweru.
Browar w Cvikovie, małej
miejscowości położonej na trasie pomiędzy Libercem a Děčínem, otwarto 29.11.2014
roku. Można by sądzić, że koniec listopada to nie jest dobry moment na
otwieranie czegokolwiek (no może poza butelką kilkunastoletniej whiskey), tym
bardziej browaru. A jednak ze zdziwieniem na własne oczy ujrzałem tłumy
kłębiące się pod budynkiem restauracji i w jej wnętrzu. Pogoda była o wiele
gorsza niż w czasie ostatniej soboty (jeśli nie liczyć wiatru) – temperatura w
okolicach zera, duża wilgotność, uczucie mrozu. Nie odstraszyło to jednak
Czechów od uczczenia święta narodowego trunku. I co by nie mówić, browar działa
już drugi rok. Powoli odgruzowywany z ruin (podobnie jak pobliski pivovar we Frýdlancie)
przyjmuje gości od jedenastej rano. Oferuje nie tylko złocisty trunek, można tu
też dobrze zjeść. Piwa nalewają do kufli i do butelek typu PET (1,5 litra),
które można zabrać ze sobą (w cenie ok. 70 koron). Nazwy piw pochodzą między
innymi od turystycznych atrakcji Gór Łużyckich, a dokładnie od wierzchołków szczytów:
Klíč, Hvozd, Luž. Aktualnie w ofercie jest 6 rodzajów piw, w tym dwa o nieco
większym ekstrakcie (16 i 14 stopni Plato).
|
Od lewej: Zámecký vrch, Hvozd i Sokol |
|
Od lewej: Ortel i przyprószony śniegiem Klíč |
|
Zabudowania browaru |
|
Przy zakupie piwa w PET-kach obowiązuje samoobsługa |
|
Moje zakupy |
|
Listopad 2014 roku: otwarcie browaru |
|
Hvozd, Bogatynia jest z drugiej strony |
|
Krompach |
|
Upragniona niemiecka ziemia |
|
Panorama Hradka |
Jeśli zatem nie liczyć silnego wiatru tegoroczna wyprawa do
browaru Cvikov nie przypominała tej sprzed półtora roku, kiedy z powodu zimna walczyłem
o życie wybierając drogi prowadzące podjazdami (wtedy robiło się cieplej). Miała
też dodatkową wartość w postaci pierwszego dłuższego testu mojej nowej szosówki
Cannondale Synapse. Zdecydowałem się na zmianę roweru z uwagi na możliwość
pokonywania większych dystansów. A w związku z tym, że rower nie jest typową
„wyścigówką”, lecz przedstawicielem segmentu „endurance”, umożliwia o wiele
dłuższe spędzanie czasu w siodełku i podróże nie tylko po gładkich asfaltach. Jeśli
chodzi o dokładne testy, zainteresowanych odsyłam do internetu. Dość powiedzieć,
że po spędzeniu pięciu godzin na rowerze nie odczułem żadnych ubocznych skutków
zmiany ułożenia ciała a karbonowa rama i system tłumienia drgań doskonale
poradził sobie z nierównościami i mniejszymi dziurami w asfalcie. Średnia
przejazdu wzrosła (na czym najbardziej mi zależało), zaś zjazdy i płaskie
odcinki stały się areną do uzyskiwania życiowych rekordów prędkości. Słaba
strona to konieczność wożenia plecaka: szkoda obciążać 9-cio kilogramowy rower
sakwą i żelastwem. Cóż, trzeba będzie wzmocnić mięśnie pleców.
Zapowiada się przełomowy rok.
|
Moja nowa maszyna |
Mapka:
0 komentarze:
Prześlij komentarz