piątek, 11 grudnia 2015

Elektrownia Hagenwerder. Dzień po eksplozji (6.12.2015)


Sobota 5.12 była dla niemieckiej elektrowni Hagenwerder dniem Sądu Ostatecznego. Dzień później, w wietrzną niedzielę, wybrałem się w rejony dawnego zakładu z misją sfotografowania pozostałości po wyburzonym obiekcie. Okazuje się, że było ich całkiem sporo.
Grudniowo-mikołajkowy łikend należał do ciepłych aczkolwiek słońcu towarzyszył silny południowy wiatr. Do Hagenwerder jechało się zatem lepiej niż z górki, prawdziwe kłopoty pojawiły się w drodze powrotnej. Ale to dopiero miało nastąpić, tymczasem znalazłem się na szlaku po niemieckiej stronie Nysy Łużyckiej. Remontowana w tym roku ścieżka rowerowa nie ma już żadnych przerw w asfaltowej nawierzchni i sunie się po niej jak po autostradzie. Dodatkową atrakcją, co może zabrzmi dziwnie, był brak liści na drzewach i przerzedzony stan gałęzi. Moim oczom ukazały się bowiem fragmenty lasów skrywane do tej pory przez bujną zieleń: nowe polskie słupki graniczne i ruiny przystanków kolejowych. Ruch jak na grudzień nawet spory. Spotkałem dwóch niemieckich emerytowanych rowerzystów i kilku spacerujących. Ogólnie miło i zacisznie.

Niemiecki asfalt nad Nysą Łużycką





Przystanek w Posadzie


Klasztor St. Marienthal

O wiele więcej żywych dusz kręciło się pod elektrownią Hagenwerder. Gruzowisko ściągnęło ciekawskich Niemców, którzy pod ogrodzeniem robili sobie rodzinne ujęcia. Ta, mająca niegdyś wpływ na opinię „czarnego trójkąta” elektrownia, zaprzestała swojej trującej działalności w latach 90-tych. Mimo wyburzenia kominów, jeszcze do minionej soboty ponad okolicę wznosiła się jej produkcyjna część. Szara i budząca grozę z daleka, z bliska okazywała się miejscem, które powoli porządkowała przyroda. W wielkich otworach pojawiły się samosiejki, w hali zagościły ptaki. Jeszcze kilka lat a stałaby się pomnikiem przyrody, takim obszarem „Natura 2000”.
Ale nie doczekała. W sobotę wyburzono jej najwyższą część pozostawiając nad ziemią trzypiętrowy fundament. Była kopalnia, jest jezioro, była elektrownia, są wiatraki – ekolodzy lepiej by nie wymyślili. 













A tak wyglądała przed zburzeniem




Zawróciłem i przez przejście graniczne w Ostritz wjechałem do Polski. Potem, mając wiatr w czoło, przedostałem się do Lutogniewic i Andelki. Do Bogatyni dotarłem umordowany, jakbym cały czas wspinał się na jakąś górę. Na szczęście było całkiem ciepło. 

W drodze powrotnej - widok z Lutogniewic

Na dawnym przejściu granicznym w Andelce

Dla tych, którzy chcą zobaczyć zburzenie Hagenwerder – link.

Mapka




1 komentarze:

W sumie to ja nigdy nie słyszałam o jakieś katastrofie, ale to pewnie dlatego że aż nie była taka straszna. Mimo wszystko ja bardzo cenię sobie współpracę z dostawcami prądu jak https://poprostuenergia.pl/ dzięki którym mam pewność, że moje rachunki za energię elektryczną cały czas będą jednymi z najniższych.