Baza
Naszą bazą wypadową we włoskich Dolomitach był kurort Cortina d’Ampezzo znany przede wszystkim ze sportów zimowych. Latem jest tutaj mniej tłoczno, a wczasach popandemicznych miasteczko wygląda na niemal opustoszałe. Niewielu jest zagranicznych turystów, miejscówka powoli budzi się z letargu, zaś atrakcje dostępne są bez zbędnych kolejek. Spodziewałem się kurortu zabudowanego drapaczami chmur i condohotelami, tymczasem większość tutejszej zabudowy to miłe dla oka pensjonaty, w dodatku utrzymane w jednorodnej, biało-brązowej kolorystyce. Brak też typowo polskiej pastelozy i szyldozy co powoduje, że czuje się ducha gór, które, notabene, wynurzają się z końca niemal każdej najbardziej zapomnianej uliczki. Miłym zaskoczeniem są także przyjazne dla kieszeni ceny. Wypasiona pizza to koszt 11-12 euro, danie mięsne w restauracji to 15-17 euro. Piwo kosztuje 5-7 euro, makaron carbonara w okolicach 11 euro. Za pięć nocy w hotelu „Olimpia” w centrum miasta każdy z nas zapłacił w sumie po 250 euro za pojedynczy pokój ze śniadaniem. Baza jest więc bardzo przystępna, dodatkowe środki można przeznaczyć na kolejki linowe, których tutaj nie brakuje (ta z Cortina d’Ampezzo na górę Faloria kosztowała nieco ponad 20 euro za osobę za bilet „tam i z powrotem”).
Centrum Cortina d'Ampezzo |
Kolej linowa na górę Faloria |
To tyle wstępu, pora na mięso.
Na początek pół-rzeźnia czyli Tre Cime di Lavaredo
Zaczęliśmy od prawdziwego wyzwania, czyli trasy z Cortina d’Ampezzo na przełęcz Forcella Longeres (2330 m n.p.m.) znajdującej się bezpośrednio pod masywem górskim Tre Cime di Lavaredo (Trzy Szczyty Lavaredo), który wysokością przekracza 3000 m n.p.m. Masyw został wpisany do światowego dziedzictwa UNESCO i jest punktem obowiązkowym każdej wizyty w Dolomitach. W czasie pierwszej wojny światowej o Tre Cime di Lavaredo toczyły się zacięte boje pomiędzy armiami Włoch i Austro-Węgier. Do dzisiaj skały noszą ślady po bombach, są tu też umocnienia i pozostałości po fortyfikacjach. Na przełęczy znajduje się duży budynek restauracji i schroniska, Forcella Longeres to także meta wyścigów Giro d’Italia. Z jeziora Misurina pod Tre Cime di Lavaredo prowadzi 7-mio kilometrowa droga asfaltowa, został też wytyczony odrębny pieszy szlak. Nasz kurs zaczęliśmy w Cortina d’Ampezzo, od razu wspinając się na przełęcz Tre Croci (1809 m n.p.m.), najłatwiejszy z całej gamy podjazdów. Potem był zjazd do wspomnianego Lago di Misurina i łagodny początek podjazdu na Forcella Longeres. Męka zaczęła się 4 kilometry przed końcem, gdzie trasa ostro wspina się pokonując ponad 400 metrów w pionie. Dzięki temu diametralnie rośnie nachylenie osiągając wartości od 12 do 19 %. Całe szczęście, że tego dnia słońce dość często chowało się za chmury, co poniekąd uratowało nam życie. Niektórym pomagała też jazda wężykiem, od pobocza do pobocza. Było to możliwe bo asfalt jest wyłączony z ruchu drogowego, trzeba jedynie uważać na rozpędzone z góry rowery. Ogólna rada dla wszystkich wjeżdżających na szosie jest taka: jeśli nie macie mięśni ze stali w zamian musicie wyposaży się w miękkie przełożenia. Moja tylna kaseta kończy się na 34 zębach, a i tak miejscami przydałyby się nawet i dwa więcej. No cóż, ostatecznie po kilku odpoczynkach dotarliśmy do mety zasługując na piwo z widokiem na wspaniały masyw Trzech Szczytów Lavaredo. Po odpoczynku, zrobieniu kilkudziesięciu zdjęć i podzieleniu się emocjami, pognaliśmy w dół. W drodze powrotnej zaliczyliśmy jeszcze Lago di Landro i okrężną drogą wróciliśmy do Cortina d’Ampezzo. Długość trasy to 57 km, przewyższenia 1300 m.
Jezioro Misurina |
Tre Cime di Lavaredo |
Pośrodku rzeźnia czyli Marmolada
W poniedziałek przyszła kolej na dwie następne przełęcze. Tym razem za cel obraliśmy Przełęcz Fedaia (na wysokości 2057 m n.p.m.) leżącą u stóp najwyższego masywu Dolomitów – Marmolady (3343 m n.p.m.). Rozległe zbocza wierzchołków przykryte są największym z tutejszych lodowców i prawdopodobnie od niego pochodzi geneza nazwy górskiego tworu (z języka ladyńskiego „marmoleda” oznacza „błyszcząca”). Sama przełęcz gościła uczestników Giro d’Italia, zaś w czasie pierwszej wojny światowej przez góry przetaczał się włosko-austriacko-węgierski front walk. Na rozległej przełęczy znajduje się sztuczne jezioro Fedaia utworzone wskutek spiętrzenia wody na tamie. Jego lazurowa toń doskonale kontrastuje ze śnieżnobiałymi wierzchołkami Marmolady.
Naszą trasę zaczęliśmy w miejscowości Rocca Pietore i tam, po przejechaniu ponad 60-cio kilometrowej pętli, też ją skończyliśmy. Już sam początek dał nam się we znaki, a im było bliżej Passo Fedaia, tym każdy kilometr ciągnął się niczym spaghetti. 11-sto kilometrowy podjazd to blisko 1 km w pionie, pot zatem lał się strumieniami. Na szczęście i tym razem słońce niezbyt mocno prażyło, a zdobycie a następnie przejazd dość długą i wypłaszczoną przełęczą to była już czysta przyjemność. Pod Marmoladą wypiliśmy piwo i ruszyliśmy w stronę Canazei i Arabba na spotkanie Pordoi Pass (2239 m n.p.m.), drugiej tego dnia przełęczy. Powiedzieć, że kolejna przełęcz dała nam w kość to nic nie powiedzieć. Szarpaliśmy się jak mustangi przywiązane na długiej linie, nie mogąc się od niej uwolnić. Zryw, postój, zryw, postój, tak wyglądała ta walka, z perspektywy czasu niezbyt mądra. Ostatecznie 12-sto kilometrowy podjazd i 800 metrów w pionie okupiliśmy niemal nadludzkim wysiłkiem, a niezbyt przemyślana taktyka (lub jej brak) omal nas nie wykończyły. Ostatecznie udało się, zdobyliśmy przełęcz, w nagrodę wypijając podwójną porcję sycylijskiego niefiltrowanego ale z widokami na przepiękne, poszarpane i oświetlone zachodnim słońcem szczyty gór. Do pokonania pozostał zjazd i kilka niewielkich podjazdów do początku pętli w Rocca Pietore. Stąd Fordem Kugą wróciliśmy do Cortina d’Ampezzo. Długość trasy 66 km, suma podjazdów 1800 metrów.
Przełęcz Fedaia. Byli tu nasi... |
Masyw Marmolady |
Przełęcz Pordoi |
Na koniec 0,7 rzeźni czyli Przełęcz Falzarego
Po dniu przerwy w środę ruszyliśmy w naszą ostatnią trasę na podbój kolejnych dwóch przełęczy. I tu dygresja, jeśli podobnie jak my sądziliście, że nazwa Przełęczy Falzarego (2105 m n.p.m.) wzięła się od nazwiska (Falzary), a w dodatku zastanawialiście się nad tym, czym w historii Dolomitów wsławił się ów jegomość to, podobnie jak my, zostaliście przez swój umysł nieźle wkręceni. Spieszę wyjaśnić, że nazwa Falzarego pochodzi od zbitki słów „falsa” i „rego” co znaczy „fałszywy król” i jest częścią lokalnej legendy. Co nie znaczy, że należy pomniejszyć znaczenie i wysiłek włożony w jej zdobycie. Ostatnia szosowa pętla zapowiadała się na prawdziwą rzeźnię. Ostatecznie (co było efektem treningu i bardziej przemyślanej strategii) okazała się mniej przerażająca. Dość szybko wjechaliśmy na łagodną Falzarego Pass po czym, zaliczając zjazd, ruszyliśmy na jedną z najpiękniejszych przełęczy w Dolomitach – Giau (2236 m n.p.m.). Nie trzeba nawet dodawać, że także i tu o laur pierwszeństwa bój toczyli kolarze Giro d’Italia, bo to chyba oczywiste. Podjazd pod przełęcz zaczęliśmy z najtrudniejszej strony od miejscowości Colle Santa Lucia. Ten 11-sto kilometrowy odcinek asfaltu ma średnie nachylenie 11 % i rzadko kiedy schodzi poniżej tej wartości. Do pokonania było w sumie 28 zakrętów, które ostatecznie otworzyły wrota do szerokiej przełęczy z niesamowitymi widokami na okoliczne łańcuchy gór. Na Przełęczy Giau Dolomity najbardziej upodabniają się do amerykańskich Gór Skalistych, przypominając pościnane szablą szczyty. Jeśli do tego dodać grę świateł układającą się w misterny i urzekający spektakl przy zachodzącym słońcu oraz bezkresne uczucie wolności – wszystko to musiało sprawić, że pod powiekami poczułem wilgoć. Kto choć raz znalazł się tutaj w podobnych okolicznościach przyrody, ten wie o czym mówię…
Do Cortina d’Ampezzo zjechaliśmy niemal błyskawicznie, kończąc 64 kilometrową pętlę wypełnioną dwoma tysiącami metrów podjazdów.
Przełęcz Falzarego |
Przełęcz Giau |
Podsumowanie czyli bez rzeźni
Tak, bez rzeźni się nie da, chyba że zdobywamy przełęcze autem lub motocyklem, których jest tu równie dużo jak rowerów. Inna opcja to rower elektryczny, coraz bardziej popularny na wszystkich trasach, także i tych płaskich. Mimo ludzkiej obecności i hałasu generowanego głównie przez motocykle Dolomity wciąż w wielu miejscach sprawiają wrażenie dzikich gór. Dzieje się tak za sprawą ich rozległości, ale i okresu mniejszej turystycznej koniunktury. W każdym razie dla mnie to, jak do tej pory, najpiękniejsze góry jakie w życiu widziałem, a w sumie widziałem ich już niemało. Patrzeć i podziwiać je przez szybę samochodu to jedno, zupełnie co innego je zdobywać. Z pewnością to męczące i w jakichś aspektach niebezpieczne, ale pociągające i nieodzowne. Przekonałem się o tym stojąc na przełęczy i ścierając z policzków mieszaninę potu, łez i kurzu. Dolomity na zawsze pozostaną w moim sercu, mam też nadzieję, że i w Waszych, kiedy tu zawitacie. Tych niecodziennych doznań życzę Wam najbardziej. Przy okazji też i sobie… A na koniec tekst jaki ułożyłem na cześć Dolomitów. Być może kiedyś powstanie z tego piosenka:
Bella donna Marmolada (3343 m n.p.m.)
Gdy każdy lepiej czuje się niż ja zbity
Gryzę wargi, mrużę oczy, Dolomity
Kiedy znów mam wkurw bo klikam „send” e-pity
Dobrze, że nad łóżkiem wiszą Dolomity
Gdy nad ranem stan wciąż mocno niedopity
Gott, niech to szlak, let’s go to Dolomity
Kiedy świat jest zamiast w słońce to w pepity
Dziewięć godzin, trochę minut: Dolomity
Ref.
Canelloni, pizza, gorgonzola
Makaroni, beer, not Coca Cola
Bela donna, karbon, żel delecta
Dolomity, Marmolada, ya, perfecta…
Nie smakuje z lodem mętna lemoniada
Jeśli już to bułka z masłem, Marmolada
Z netu atakują lale-glonojady
WTF, mam już dość, chcę do Marmolady
Tak na miesiąc zbrzydł mi widok schabojada
Żaden problem, tam zapomnę, Marmolada
Gdzie Syberia, gdzie Kolumbia, a Hurgada?
Migacz w lewo, za trzy kraje Marmolada
Ref.
Romeo & Julia, tortellini
Vespa, tutti-frutti, Mussolini
Dolce vita, karbon, żel delecta
Dolomity, Marmolada, so perfecta…
Weszła szosa, potem druga, czekolada
Jest Shimano, dętka, jest i marmolada
Grzesiu z kierą, obok Maciek, tam Damiano
W fordzie gruba navi, wbite: „I-t-a-l-i-a-n-o”
Piwa zapas, 3 cyfrowe gigabity
Let’s go crazy, będzie live from Dolomity
Arrivederci, szyba w dół, buziak z vana
Bye bye Bogatynia, viva Italiana
Ref.
Carbonara, pesto, cannelloni
Włoski fizyk Guglielmo Marconi
Bela donna, karbon, żel delecta
Dolomity, Marmolada, so perfecta…
0 komentarze:
Prześlij komentarz