Zacznę od butów. Od wielu lat sezon rowerowy kończę dość późno, w grudniu, przy pierwszych śniegach, a zdarza się, że jeżdżę nawet wtedy, gdy biała pierzyna przykrywa okolice, drogi zaś są ledwie przejezdne. Wymaga to nie tyle wytrwałości, co dobrego ubioru w myśl powiedzenia, że nie ma złej pogody a jedynie źle dobrana odzież. W okresach jesienno-zimowych najwięcej problemów sprawiało mi zapewnienie odpowiedniego komfortu cieplnego stóp. Niestety, letnie buty rowerowe nie są w stanie przez dłuższy czas chronić dolne partie nóg. Nie pomagają osłony z neoprenu ani nawet potrójna warstwa skarpet. Piętą Achillesową jest brak izolacji podeszwy przez co bezpowrotnie tracone jest ciepło. Od dawna myślałem o zakupie dedykowanych zimowych butów pozbawionych wad ich letnich odpowiedników. Na zamierzeniach jednak się kończyło. Tym razem się zawziąłem i oto, po kilku sezonach wielokrotnie przemarzniętych stóp, wreszcie są: zimowe buty mtb. Padło na Rogelli Artic, co okazało się, po pierwszych sobotnich testach (w temperaturze kilku stopni poniżej zera i umiarkowanym do średniego wietrze) zakupem wartym każdej wydanej złotówki. Stopa odziana w skarpetę kompresyjną i drugą warstwę z wełny z merynosa dzielnie zmierzyła się z przeciwnościami chłodu i wiatru. Przez kilka godzin sobotniej wyprawy ani razu nie poczułem dojmującego uczucia marznięcia stóp nie mówiąc o wnikaniu chłodu do wnętrza buta. Obuwie posiada tak dobrą izolację, że okazało się odporne na zimno nawet podczas długotrwałych zjazdów. Co ciekawe, w Rogelli Artic da się swobodnie chodzić. Minusem może być niezbyt przyczepny protektor wykonany z grubych i wysokich plastikowych kostek, który generuje uślizgi, zwłaszcza na wilgotnym podłożu. Na szczęście w jeździe nie ma to znaczenia. Generalnie zakup w dziesiątkę, szkoda jedynie, że o wiele sezonów spóźniony…
W drodze do Bedřichova. Test nowych zimowych butów... |
Czarna Nysa |
Po technicznej dygresji wróćmy do sobotniego wyjazdu nad wodospad Kaskáda na Jeřici. Ten położony 480 m n.p.m. wodospad znajduje się w pobliżu wjazdu na jeden z głównych asfaltowych szlaków rowerowych przecinających czeskie Góry Izerskie. Do wodospadu prowadzi gruntowa droga zakończona punktem widokowym położonym nad widocznym w dole rozległym terenem wartkiego górskiego strumienia. Mimo że pierwszy stopień wodospadu wznoszący się na ponad 11 metrów jest w rzeczywistości kaskadą określenie „wodospad” przyjęło się w potocznym użyciu. Natomiast drugi stopień o wysokości nieco ponad 5 m to już prawdziwy wodospad. Ogólnie lokalizacja jest bardzo urokliwa i często odwiedzane przez turystów, także w zimie, m.in.: jako cel uprawiania lodowatych kąpieli w niezbyt może głębokim, ale zapewne odpowiednio schłodzonym zbiorniku utworzonym pod pierwszym stopniem wodospadu. Brrrrrr...
Morsowanie w Kaskádzie na Jeřici |
Pocieszony świadomością, że to jednak nie ja jestem tym morsem taplającym się w wodospadzie skierowałem rower na drogę do domu wiodącą między innymi przez Oldřichovské sedlo. Zanim jednak wjechałem na niewielką przełęcz, przy której umiejscowiona jest gospoda Hausmanka u Kozy odwiedziłem znajdujący się ok. 300 m od niej stary kamieniołom z czynną skałę wspinaczkową. Lejąca się z góry woda z powodu niskiej temperatury przymarza do skały tworząc lodową ściankę przyciągającą amatorów wspinaczkowej aktywności. Niestety, w ostatnich latach zimy są ciepłe i na „lodopad” nie ma co liczyć. Kamieniołom stoi za to innymi atrakcjami, jak choćby przeszczepionym ze Stanów Zjednoczonych Halloween. Pozostałości po tym świeckim święcie zachowały się do teraz: trupie czaszki, czarownice, groby, a przede wszystkim dynie rozlokowane są po całym terenie ogrodzonego kamieniołomu. Ma to swój klimat, nawet za dnia. Za to po zmroku dopiero musi robić się ciekawie…
Halloween w kamieniołomie |
Trasa:
1 komentarze:
Super miejsce na weekendowy wypad https://montiko.pl/pl/menu/rower-2672
Prześlij komentarz