W sobotę umówiłem się na wizytę w browarze Dolina Bobru we
Wleniu. Po czeskich i angielskich rozmówkach, które do tej pory prowadziłem z
piwowarami, miałem w końcu okazję porozmawiać na temat piwa w języku polskim. I
dobrze, bo młodzi duchem i ciałem właściciele przybytku warzą zaskakująco dojrzałe
smakowo piwa. Opłacało się przejechać na rowerze 130 km, by poczuć ducha craftu
unoszącego się nad płynącą w oddali rzeką Bóbr.
We Wleniu byłem już przy okazji odwiedzin
zamku, a do
pobliskiej Pławnej zajrzałem onegdaj z uwagi na funkcjonowanie tutejszego
ZamkuŚląskich Legend i
Arki Noego. Tym razem celem wyjazdu był otwarty w zeszłym roku browar Dolina Bobru. Na
miejscu umówiłem się z jednym z trzech współwłaścicieli obiektu – Patrykiem
Bartoszko, z którym przeprowadziłem godzinną rozmowę połączoną z delikatną
degustacją piwa nalewanego prosto z tanku. Generalnie trunek w butelkach można
kupić w sklepiku w dni powszednie, ale jak pokazał mój przykład, w weekendy też
da się to zrobić. Wszelkie informacje na temat browaru znajdują się na facebookowym
profilu firmy. Tam też można znaleźć info dotyczące warzonych przez browar piw.
Są to przede wszystkim nowofalowe gatunki takie jak american lager, east coast
ipa czy brown ipa. Każdy z produktów browaru zasługuje na uznanie, przede
wszystkim z uwagi na wyraźne chmielenie i pełnię smaku. Nie ma tutaj lipy, co
czuć w aromacie a chwilę potem na kubkach smakowych języka. Zasyp składników
jest uczciwy a ich pochodzenie najwyższej próby. Nie ma też błędów przy
produkcji co przekłada się na brak wad w piwie. W skrócie: dobra i uczciwa
robota! Na uwagę zasługuję też etykiety na butelkach, na których pojawiają się
wizerunki zwierząt. Większość z nich ma swoją lokalną historię, jak choćby
dzięcioł, który stukając dziobem w metalową lampę stojącą w pobliżu browaru
robił niemiłosierny hałas na dzielni, oczywiście w celach zdobycia najatrakcyjniejszej
partnerki. Albo sowa, która pohukiwaniem dawała znać o swoim istnieniu. Jako że
browar położony jest niemal nad samą rzeką, podobnych historii można się wciąż
spodziewać.
|
Markocice parę minut po siódmej... |
|
Rozkopany Lubomierz |
|
Pławna |
|
Bóbr i górujący nad Wleniem zamek |
|
Tanki |
|
Patryk Bartoszko |
|
Moje zakupy |
Pomysł otwarcia browaru krystalizował się przez wiele lat.
Najpierw były czasy studenckie i piwna rewolucja, która zabrała na pokład
przyszłych piwowarów. Potem przyszła era domowego warzenia piwa, z której wypączkował
wspólny cel jakim było otwarcie browaru. Po dwóch latach od podjęcia decyzji
plan zmaterializował się we Wleniu. Akurat tutaj znalazł się odpowiedni budynek
i chętny do jego sprzedaży. Jeśli chodzi o dystrybucję, piwa trafiają na obszar
południowej Polski, głównie do multitapów i restauracji. Jako że Patryk
Bartoszko mieszka w Katowicach (choć, podobnie jak pozostali twórcy browaru
jest z pochodzenia jeleniogórzaninem) piwa Doliny Bobru można kupić nawet w
stolicy Górnego Śląska. Jeśli chodzi o lokalne podwórko, w tym roku właściciele
zamierzają otworzyć przy browarze kącik do spożywania piwa na wolnym powietrzu,
kiedyś być może przyjdzie czas na restaurację. Na razie browar zyskuje
lokalnych zwolenników nie tylko wśród beer geeków, ale choćby emerytów, którzy
odwiedzając pobliskie ogrody działkowe robią po drodze piwne zakupy.
Żegnając się z Patrykiem do plecaka załadowałem trzy butelki
piwa, w tym przepyszny vanilla milky stout. Odliczając jedną butelkę gratis otrzymaną
z okazji moich sobotnich urodzin, zapłaciłem w sumie 15 zł, czyli siedem i pół
złotego za półlitrowe piwo, co nie jest wygórowaną ceną. Droga do domu zajęła
mi niecałe trzy godziny, trochę więcej niż przyjazd do Wlenia, bo wiało w
czoło. Trasa niezbyt męcząca, głównie za sprawą wiosennej soboty. Oby więcej
takich udanych wycieczek połączonych z poznawaniem ludzi pochłoniętych craftową
pasją. Na zdrowie!
|
Karkonosze w śniegu |
Mapa:
0 komentarze:
Prześlij komentarz