Choć może brzmi to nieco absurdalnie, ale tym razem
postanowiłem wjechać rowerem na Szrenicę, położony całkowicie po polskiej
stronie szczyt Karkonoszy o wysokości 1362 m n.p.m. Oczywiście nie byłoby to
możliwe, gdybym trasę wjazdu zaplanował od Szklarskiej Poręby. Dość powiedzieć,
że pomimo iż niemal całą drogę przejechałem po czeskich szlakach na koniec i
tak dopadło mnie ramię strażnika Karkonoskiego Parku Narodowego. Dobrze, że to
ramię nie było karzące… Z kolei w drodze powrotnej przekonałem się, że Polska, jeśli
nie absurdem, to przynajmniej skrajnościami stoi.
Po minięciu Smědavy i Kořenova dojechałem do perełki
czeskich Karkonoszy, czyli Harrachova. W dalszym drogę ruszyłem asfaltem wzdłuż
rzeki Mumlava, na której znajduje się sławny
wodospad. Rzeka towarzyszyła mi przez kilka kilometrów, po czym odbiłem na drogę do
Voseckiej Boudy, sezonowego czeskiego schroniska skąd do
Szrenicy pozostał
przysłowiowy rzut beretem. Dalej jednak jechać się już nie dało, przemaszerowałem
kilkaset metrów po czym znów wsiadłem na dwa kółka. Pieszy szlak pokryty
drobnym tłuczniem nie był idealną nawierzchnią do jazdy, zwłaszcza szosówką,
ale, jak głosi powiedzenie, lepiej źle jechać niż dobrze iść. W ten sposób dojechałem
do dawnego przejścia granicznego pod Szrenicą, gdzie zostałem przywołany do
porządku przez strażnika Karkonoskiego Parku Narodowego. Pan wyszedł zza
kosodrzewiny i kompletnie mnie zaskoczył. Przywitał się jednak kulturalnie i
zaczął dość długi wykład o tym dlaczego nie można jeździć po pieszych szlakach
(ze względów bezpieczeństwa, głównie w trosce o pieszych), że jest to
wykroczenie, i jeśli nie czuję się doinformowany to zawsze mogę odwiedzić
internetową stronę KPN. Ostatecznie wyjaśnił, że nie chodzi o nakładanie
mandatów, ale o to, byśmy wszyscy bezpiecznie i miło spędzili wolny czas.
Obiecałem, że dalej rower będę prowadził. Pan chciał jeszcze coś dodać, na
szczęście pojawiły się dwie kobiety, które zaczęły wypytywać o drogę, pożegnałem
się więc pospiesznie i podążyłem na piechotę szeroką, brukowaną i opustoszałą
drogą prowadzącą do schroniska. Szczyt przywitał mnie porywistym wiatrem i
niezbyt wysoką temperaturą, która tego dnia odstraszyła rzesze turystów. Nie
tracąc czasu zrobiłem fotki i postanowiłem wracać, nie dopuszczając do
wychłodzenia organizmu. Znów przyszło mi prowadzić rower po przerażająco pustej
drodze (strażnik tymczasem się gdzieś ulotnił). Z uczuciem towarzyszącej mi ulgi
wróciłem na czeską stronę.
|
Schronisko Smědava |
|
Punkt serwisowy dla rowerów |
|
Główna ulica Harrachova |
|
Skocznia narciarska |
|
Mumlava |
|
Droga do Voseckiej Boudy, poniżej schronisko |
|
Świńskie Kamienie |
|
Śnieżne Kotły |
|
W tym miejscu czaił się strażnik KPN |
|
Schronisko na Szrenicy |
Drogę do domu postanowiłem pokonać przez Góry Izerskie:
przełęcz w Jakuszycach, schronisko Orle, Chatkę Górzystów i Świeradów Zdrój. Tutaj
nikt nie czyhał w krzakach na jeżdżących rowerzystów, piesi i bikersi koegzystowali
na wspólnej drodze. Niestety, niebawem miałem przekonać się o tym, że Polska to
jednak kraj przeciwności, które trudno zrozumieć i wytłumaczyć. Tuż za Chatką
Górzystów na krętej i spadzistej drodze, po której poruszały się liczne grupki
turystów i rowerzystów jakiś inny pan, zapewne będący przeciwieństwem strażnika
KPN, postanowił rozegrać wyścig mtb. Pędzący na łeb na szyję uczestnicy wyścigu
mijali uciekających na pobocza turystów, ci zaś, co podjeżdżali musieli uważać
przed każdym zarośniętym choinkami łukiem. Jeśli pomysłodawca wyścigu liczył na
dodatkowe emocje i polanie się krwi, lepiej tego nie mógł wykombinować. Mistrzostwo
świata! Tam strach jechać po pustej drodze w obawie o ukaranie mandatem, tutaj przez
środek obleganego szlaku pędzą uczestnicy wyścigu. Czy to już nie jakiś rodzaj
paranoi, gdzie rządzą skrajności, brak zaś jakiegoś złotego środka?
|
Schronisko Orle |
|
Izera |
|
Chatka Górzystów |
|
Panorama na Świeradów Zdrój |
Na szczęście wyścig niedługo się skończył i do Bogatyni
dotarłem bez obrażeń, za to z głową pełną gotujących się myśli. Chyba ktoś
mądrzejszy będzie mi musiał wytłumaczyć w jakiego rodzaju kraju przyszło mi
mieszkać…
Mapa:
1 komentarze:
Szosówką na Szrenice to musi być dopiero frajda ;-).
Co do jazdy na Szrenicę, Śnieżkę to robiłem to kilka razy od polskiej strony: 1,5-1h przed zachodem słońca. Nie ma wtedy prawie żadnych turystów, a już na pewno wchodzących do góry, jedynie można spotkać ostrych biegaczy. Goprowców też ciężko spotkać, nigdy nie miałem problemów. Tylko trzeba się liczyć ze zjazdem po zmroku.
Można też próbować bardzo wcześnie rano ale nie wyobrażam sobie zjeżdżać przy wchodzących do góry turystach i ich straszenia.
Co do skrajności i bezmyślnej jazdy po szlakach w pełni się zgadzam, od ryzykowania są wyścigi lub miejsca wolne od turystów. Sam zawsze traktuje turystów na szlakach np. w Izerach jako osoby uprzywilejowane, mocno zwalniam, czasem staję, mijam najszerzej jak się da. Po prostu żadna to satysfakcja a wręcz głupie uczucie straszyć rodziny z dziećmi, które traktują rowerzystów bardzo nieufnie - i słusznie, nigdy nie wiadomo czy mamy do czynienia z idiotą czy zawodowcem.
Prześlij komentarz