niedziela, 26 kwietnia 2015

Quitzdorf i Hochstein (24.04.2015)

W sobotę pierwszy dzień prawdziwego lata w tym roku. Zrealizowałem zatem plan wyjazdu sprzed tygodnia do zapory Quitzdorf niedaleko Niesky. Wracając do domu wdrapałem się rowerem na szczyt Hochstein leżący w granicach góry Königshain. W sumie przejechałem 147 km, czyli całkiem sporo.
Sam dojazd do zalewu Quitzdorf był mało ciekawy. Po niemieckiej stronie pola uprawne graniczyły z wiatraki i nie rzucającymi się w oczy miasteczkami. W jednym z większych, Rychbach, zanim natrafiłem na właściwy wyjazd zwiedziłem wszystkie możliwe trasy wylotowe. W każdym razie nieźle się tam przez jakieś dobre pół godziny plątałem. O dziwo, także i w tych rejonach ścieżki rowerowe nie należą do rzadkości, a ostatnie kilkanaście kilometrów przed zbiornikiem to już sama rozkosz: asfalt bez skrzyżowań i męczących zmian strony drogi. Taka wręcz idealna ścieżka prowadzi prawdopodobnie aż do Niesky.
Żeby trafić do tamy należy na wysokości miejscowości Jankendorf odbić w lewo (są drogowskazy). Potem nagle robi się cicho i wjeżdżamy na teren czegoś w rodzaju naszej Witki. W porównaniu z najeżonym infrastrukturą zalewem Berzdorfer See, Quitzdorf to miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. W planie miałem objechać zbiornik, ale z uwagi na brak ścieżek rowerowych wzdłuż linii brzegu – odpuściłem. Teren poprzetykany jest za to trasami dla pieszych, znajduje się tu również ośrodek z domkami letniskowymi. Samochodem można się zatrzymać przed szlabanem ośrodka i pospacerować to lasem, to plażą. Jeśli chodzi o samą tamę, spodziewałem się czegoś w rodzaju Witki. Tymczasem budowla jest skromna, żeby nie powiedzieć miniaturowa. Quitzdorf to dobre miejsce dla lubiących pływać, zarówno kraulem jak i łódką.


Tama - nie robi wrażenia

Zalew Quitzdorf

Przebiegające kangury to zmora tutejszych dróg

Niemiecka Witka

Samotny biały żagiel

To nie fatamorgana

Po krótkim odpoczynku ruszyłem w kierunku Bogatyni, czując to, co rowerzyści „uwielbiają” najbardziej, a więc wiatr od czoła. Na górę Königshain, pod którą znajduje się tunel autostrady nr 4 wjeżdżałem od strony północnej, ale najlepiej dostać się tam od południa, od miejscowości o tej samej nazwie. Przed drogą na szczyt Hochstein znajduje się bezpłatny parking. Jest on usytuowany w pobliżu nieczynnej stacji kolejowej, której pozostałości można tu jeszcze podziwiać. Kończące się niedaleko tory kolejowe gładko przechodzą w kilkukilometrową asfaltową ścieżkę rowerową. Nic w każdym razie się nie zmarnuje.

Po drodze do Hochstein

Totenstein


Jeziorko

Na horyzoncie Landeskrone



Mój rower pośrodku

Wieża a raczej platforma widokowa


Zamiast torów - ścieżka rowerowa

Wracając do Königshain – warto przed szczytem odbić w prawo (patrząc od strony parkingu) i dojść do skalnego zamku Totenstein położonego obok urokliwego jeziorka. Sam szczyt Hochstein to miejsce złożone z restauracji (www.hochsteinbaude.de), 22-metrowej wieży widokowej (wejście bezpłatne) oraz ciekawych skałek. Przeżyciem samym w sobie jest zdobycie wieży, która potrafi zrobić wrażenie na osobach o słabszych nerwach. Nieco poniżej wierzchołka, na skrzyżowaniu szlaków, znajduje się muzeum granitu z jeziorkiem. Tam niestety, nie dotarłem, a szkoda.  

W każdym razie Königshain jest ciekawszą odmianą mocno obleganej pobliskiej góry Landeskrone, jest też bardziej rozległa i zaciszna. Nie imponuje wysokością, niemniej łączy w sobie wiele atrakcji, których często próżno szukać w wyższych partiach gór. 

Dla niedowiarków




Najnowsza płyta irlandzkiego multiinstrumentalisty Gavina Dunna realizującego kolejną płytę projektu Miracle of Sound


2 komentarze:

Ciekawy blog, dobrze się czyta - szkoda że trasy dystansowo nie dla przeciętnego rowerzysty :-)

Będą i takie, musimy się tylko z S. zgrać co do wspólnego wypadu, cierpliwości:)