niedziela, 22 marca 2015

Myslivny i (prawie) Luż (21.03.2015)

W sobotę kontynuowałem, tym razem z S., pogłębianie znajomości Jonsdorfu i okolic, choć celem była czeska osada Myslivny, znana u nas jako miejsce spotkań i zawodów rzeźbiarzy władających piłą spalinową. Stąd zaledwie kilkadziesiąt minut spaceru do najwyższego szczytu Gór Łużyckich Luż (niem. Lausche, 793 m n.p.m), gdzie przebiega czesko-niemiecka granica i skąd roztaczają się ciekawe widoki. Niestety, na Luż można się dostać jedynie piechotką, więc warto tu przyjechać samochodem kierując się w stronę parkingu w Horní Světlá lub zostawiając pojazd w miejscowości Waltersdorf. Druga opcja jest dłuższa i niestety trzeba pokonać sporą różnicę wzniesień. Jednak widok z góry zdecydowanie nagradza wysiłek (sprawdzone w poprzednim sezonie).
Dworzec kolejki wąskotorowej w Bertsdorf

A to już koniec torów w Jonsdorfie

Jak na Niemkę może być

Nonnenfelsen

I jeszcze jeden miły widoczek z Jonsdorfu

Pogoda dopisała, jedynie wiatr mógłby być nieco bardziej boczny a najlepiej w plecy. Niestety, wiał w paszczę i w dodatku do południa był przenikliwie zimny. Ale jak na pierwszym dzień wiosny nie ma co narzekać. W Jonsdorfie dwóch niemieckich kierowców sprawdzało na nas stan swoich klaksonów. Nic w tym dziwnego: w regionie, w którym najlepszymi samochodami jeżdżą wiekowi emeryci może się przecież zdarzyć wypadek. Stąd Niemcy wolą minimalizować ryzyko, bo emerytura to najlepszy dla nich czas. Poza wnętrzami samochodów są na ścieżkach trekingowych, suną rowerami, cały region Zittauer Gebirge (Gór Łużyckich) to raj z ośrodkami medycznymi i sanatoriami. Polscy schorowani emeryci mogą tylko o takiej starości pomarzyć. Jeśli więc zdarzy się, że nie możesz dogonić jakiegoś rowerzysty, prawdopodobnie jedzie nim niemiecki emeryt.
Z Jonsdorfu do Myslivny dotarliśmy leśną ścieżką biegnącą obok Nonnenfelsen. Droga pnie się tu systematycznie ku górze, trzeba więc uzbroić się w cierpliwość (i siły). Po osiągnięciu Waltersdorf warto zaliczyć punkt widokowy przy hotelu Rübezahlbaude. Stąd do Myslivny są niecałe 2 km. 
Luż

Waltersdorf

Parking przy hotelu Rübezahlbaude

W samej czeskiej osadzie życie toczy się leniwie. Ulica latem zapchana turystami, teraz była wyludniona. Gdzieniegdzie leżały resztki śniegu, niektóre rzeźby z drewna wciąż stały przykryte folią ochronną. Słońce przygrzewało, wiatr się uspokoił, kupiliśmy piwo. W tym błogostanie minęła prawie godzina.
Główna i jedyna uliczka w Myslivny

Tu zima jeszcze się nie skończyła

Wnętrze Lužickiej  Boudy w Myslivny

W drodze powrotne odbiliśmy do Dolni Světlá, skąd ruszyliśmy na Krompach (w pierwszym zrywie nie tą drogą, sorry).



Z Czech ponownie wjechaliśmy na niemiecką ziemię w Jonsdorfie i stąd już cały czas w dół kierując się na Hartau. W sumie miła przejażdżka po kraju, który mógłby być moją ojczyzną. Może w następnym wcieleniu...

I jeszcze mapka




Tradycyjnie coś do posłuchania, tym razem ze Szwajcarii


0 komentarze: