poniedziałek, 7 września 2015

Z Sobieszowa do browaru Miedzianka (5.09.2015)

Browar Miedzianka to jeden z najmłodszych w naszym kraju piwny przybytek wybudowany w sercu tętniącej niegdyś życiem górniczej wsi o tej samej nazwie. Wybrałem się tam rowerem z Sobieszowa, z parkingu leżącego pod zamkiem Chojnik.
O miejscowości Miedzianka jest w ostatnich miesiącach głośno, między innymi za sprawą nowootwartego browaru, choć nie tylko. Żyjąca niegdyś pełnią życia wieś, a właściwie miasteczko (prawa miejskie otrzymała w XVI wieku i znana była jako Kupferberg), w którym był rynek, apteka, kino, cztery gospody, dwa kościoły, do roli wsi została zdegradowana po II wojnie światowej. Wcześniej była to górnicza miejscowość skąd z pobliskich sztolni wydobywano przede wszystkim rudy żelaza. Kiedy złoża w XIX wieku zostały wyczerpane miasteczko stało się atrakcją turystyczną przede wszystkim za sprawą warzonego tutaj piwa. Wraz z nastaniem komunizmu pieczę nad kopalniami przejęli sowieci, którzy wysiedlili ludność niemiecką a sztolnie przekształcili w kopalnie rudy uranu w całości wywożonej do Związku Radzieckiego. Kiedy zakończyli działalność, szkody jakie zostały w jej wyniku wyrządzone doprowadziły do decyzji o likwidacji wsi. W powietrze wysadzono kościół ewangelicki, miejscową ludność wysiedlono, a zabudowania pozostawiono samopas, co z czasem doprowadziło do ich zagłady. Dzisiaj z dawnej świetności miasteczka pozostało kilka budynków, kościół katolicki oraz bryła ówczesnej gospody.

Tablice informacyjne w Miedziance




Gospoda - wygląd dzisiejszy

Mimo, że sytuacja wydaje się beznadziejna za sprawą lokalnego stowarzyszenia okolice Miedzianki znów zaczynają tętnić życiem. Oprócz browaru powstała ścieżka edukacyjna, a w centrum miejscowości znajdują się tablice ze zdjęciami miasta z okresu dawnej świetności. To nie wszystko. Lokalni pasjonaci historii tych miejsc wierzą, że uda się zbudować muzeum z makietą rynku, a z czasem także fontannę oraz udostępnić ekspozycję mineralogiczną.
Tyle o miejscach, do których zmierzałem się udać. Pora przejść do opisu samego wyjazdu.
Do browaru przyjechałem dość wcześniej, bo po 11, i choć na tablicy było napisane, że podwoje otwierają dopiero w południe, za sprawą miłego personelu bez problemu zostałem obsłużony. Budynek browaru powstał od zera i ma nowoczesną, przeszkloną bryłę. W środku oprócz baru znajdziemy udostępnione do oglądania kadzie warzelne i instalację do produkcji piwa. Obecnie sprzedawane są trzy gatunki piwa w cenie po 8 zł każde, także w butelkach. „Górnik” (a więc coś dla nas) czyli piwo ciemne dymione górnej fermentacji, „Cycuch Janowicki” (od widoku pobliskich bliźniaczych gór Sokolika i Krzyźnej Góry zwanych „Piersiami Lolobrygidy”) – klasyczne APA oraz „Rudawskie” czyli piwo słodowe dolnej fermentacji o ciemno-rudej barwie, to godne polecenia trunki. Z kranika dostaniemy jeszcze piwo „Cycuch Jabłkowy”, którego nie próbowałem. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to do mało wyrazistych etykiet, ale nie szukajmy dziury w całym. Oprócz piwa na miejscu można zjeść obiad, a także wynająć pokoje do spania.

W drodze do Miedzianki - Pałac na Wodzie w Staniszowie

Widok na Karkonosze

Pałac Staniszów

Pałac w Wojanowie

Rudawy Janowickie - góra Sokolik



Browar Miedzianka







Widoki z tarasu browaru

Piersi Lolobrygidy

W trakcie jazdy do browaru i późniejszego powrotu w stronę Sobieszowa towarzyszyła mi eskapada kolarzy biorących udział w bike maratonie Liczyrzepy z Karpacza. Na podjeździe przed Miedzianką kilku rowerzystów udało mi się nawet wyprzedzić, co chwilę później, gdy skręcałem z trasy w kierunku browaru, zostało skomentowane słowami że na piwo jeszcze nie czas.
Po wizycie w browarze opuściłem wyścig, by za kilka kilometrów znów znaleźć się w jego towarzystwie. Część kolarzy pędząca na załamanie karku po płaskich odcinkach bike maratonu na podjeździe pod Przełęcz Rędzińską okazała się bezsilna. Choć to raptem maksymalnie 16 % nachylenia kolarze padali jak muchy: zsiadali z rowerów i na górę zasuwali na piechotę. Tę część bike maratonu przeczesywała karetka pogotowia, a na samej przełęczy był punkt żywieniowy, gdzie, choć nie miałem numeru startowego na rowerze, chciano mnie poczęstować bananem. Grzecznie podziękowałem za troskę.

Przełęcz Rędzińska...

...i punkt żywieniowy z bananami

Karkonosze - widok z przełęczy

I tak z maratonem dojechaliśmy aż do Kowar, od czasu do czasu zamieniając kilka zdań z tym czy z innym uczestnikiem rywalizacji. Potem cała kawalkada skierowała się do Karpacza, ja odbiłem w bok w stronę zamku Chojnik.

Jedno jest pewne: do browaru na pewno jeszcze przyjadę, a póki co muszą mi wystarczyć zdjęcia i smak przywiezionego stamtąd piwa. 

Zbiornik Sosnówka

Zamek Chojnik

Bez komentarza
I mapka:

0 komentarze: