Austria

Alpy Wapienne. Droga do jeziora Schwarzensee.

Czechy

Góry Izerskie. Okolice Detrichova.

Polska

Karkonosze. Przełęcz Odrodzenie.

Czechy

Czeski Raj. Panorama z wieży widokowej Cisarsky Kamen.

Austria

Alpy Wapienne. Góra Schafberg.

piątek, 5 listopada 2021

Nasze wakacje w Hiszpanii na Costa Brava (21.08 – 4.09.2021)

Tym razem po raz pierwszy udaliśmy się w tak długą podróż samochodową na południe Europy. Przejeżdżając blisko 1800 km i pokonując dwa duże kraje, czyli Niemcy i Francję, dotarliśmy do Hiszpanii. Cel to Roses, kurort położony na Costa Brava, niedaleko granicy z Francją. To tutaj, w ciągu dwóch tygodni spędzonych nad wybrzeżem Morza Śródziemnego, zasmakowaliśmy słońca, morza, gór, lokalnych przysmaków, turystycznych atrakcji, kultury i egzotyki. Oto przegląd najciekawszych miejsc wraz z garścią praktycznych informacji.

Pogoda

Najlepiej zacząć od pogody, która na Costa Brava jest stabilna i utrzymuje się na poziomie do zniesienia dla mieszkańców naszej części Europy. Co prawda temperatury dochodzą a często przekraczają 30 stopni Celsjusza, a słońce z uwagi na brak chmur operuje niemal przez cały dzień, to jednak bliskość morza i wiatr wiejący od akwenu sprawiają, że odczuwalna temperatura jest nieco niższa. Ale tak jest tylko w niewielkim paśmie przybrzeżnym. Im dalej w głąb lądu tym temperatura bardziej doskwiera. Pewnym ratunkiem są Pireneje, które w okolicach Morza Śródziemnego osiągają wysokości do 600 – 700 m n.p.m. i na szczytach czy przełęczach jest nieco chłodniej, ale najpierw trzeba się tam dostać i to przy pełnym słońcu, a ponadto ciężko tam nocować, bo w większości brak jakiejkolwiek infrastruktury. W każdym razie Costa Brava to nie miejsce dla osób zimnolubnych, w nocy temperatury przekraczają 20 st. Celsjusza, a bliskość morza sprawia, że chmury i deszcze zatrzymują się nad wysokimi partiami Pirenejów, 50 – 100 km od Roses. Dzięki temu pod względem aury trudno odróżnić dzień od dnia, sens traci śledzenie serwisów pogodowych, codziennie jest tak samo czyli słonecznie i ciepło.

Egzotyka

Za sprawą klimatu Hiszpania należy do miejsc, w których egzotyka widoczna jest na każdym kroku. Już na bramkach wjazdowych do tego południowego kraju krajobraz i zabudowa diametralnie się zmieniają, a pierwsze wrażenie jest takie jakbyśmy wjeżdżali do Meksyku. Ale, jak napisałem, jest to pierwsze wrażenie, które szybko mija i w krótkim czasie przyzwyczajamy się do innego stylu, klimatu, a przede wszystkim roślinności. Bo ta najbardziej uderza swoją egzotyką. Na pierwsze miejsce wybijają się oczywiście palmy i kaktusy z najbardziej rozpowszechnionymi tutaj opuncjami mającymi jadalne owoce. Dość często można spotkać sosny pinie, drzewa oliwne, a w wyższych partiach eukaliptusy. Lasów o zróżnicowanym drzewostanie rozwiniętym na dużym obszarze znanych z naszej części Europy tu nie ma, rosną jedynie pojedyncze skupiska drzew, a wyżej trawy i krzewy, które bardziej przypominają tundrę niż obfite w rośliny tereny. Dzieje się tak prawdopodobnie za sprawą niewielkich opadów deszczu. W hiszpańskim klimacie przetrwają jedynie te rośliny, które odporne są na długotrwałe susze (średnio jedynie ok. 60 dni w ciągu roku jest deszczowych)i wysokie temperatury. Ujemną stroną braku opadów  są także widoki wyschniętych rzek. Nad martwymi korytami poprzerzucane są mosty, a większość z nieistniejących cieków ma nawet swoje nazwy. Takie widoki w naszym klimacie również się zdarzają, ale w Hiszpanii przybierają rozmiar kroczącej apokalipsy. 




 

Jeśli chodzi o świat zwierząt najbardziej zaskoczył mnie widok żółwia spacerującego po mało uczęszczanej drodze przy granicy z Francją. Okazuje się, że ten rodzaj gadów jest tu bardzo rozpowszechniony. Inną ciekawostką są papugi swobodnie fruwające nad głowami wczasowiczów i gnieżdżące się w palmach przy plaży. Ogólnie trudno spotkać tu coś znajomego. Zarówno krajobrazy jak i architektura są tak różne od tego, co widujemy na co dzień, że po prostu trzeba to zobaczyć.




 

Ceny

Co do cen, pominę koszty zakwaterowania, bo te są tak różne, że na pewno większość znajdzie tu coś na swoją kieszeń. Dość powiedzieć, że są niższe niż nad francuskim Lazurowym Wybrzeżem, przez co łatwiej w Hiszpanii usłyszeć język znad Loary niż hiszpański. Jeśli chodzi o wyżywienie stołowaliśmy się głównie w baro-restauracjach licznie położonych w bezpośrednim sąsiedztwie naszego apartamentowca. Co to takiego? Już raczej nie bar szybkiej obsługi, ale też nie jakaś wykwintna restauracja. Są kelnerzy, ale stoliki wychodzą na ulice, brak jest też klimatyzacji. Najważniejsze, że ceny są przystępne, a wiele przybytków jest otwarta w czasie popołudniowej sjesty. Owoce morza czy steka zjemy już za 15 – 20 euro, najtańsza pizza kosztuje poniżej 10 euro. Na śniadania jedliśmy to, co udało nam się kupić w kilku lokalnych supermarketach, kolacja przeważnie lekka lub „płynna” J. Najbardziej kosztowna była podróż przez francuskie autostrady, gdyż to około 9 euro za każde przejechane 100 kilometrów. W jedną stronę wyszło więc około 70 euro za same opłaty autostradowe, nie licząc kosztów paliwa. Drogą pozycją okazało się także wynajęcie na miejscu garażu. Początkowo sądziliśmy, że się bez niego obejdziemy, ale brak miejsc postojowych przy ulicach i sposób parkowania praktykowany przez ciemnoskórych przybyszów (polegający na przepychaniu sąsiednich pojazdów) uzmysłowiły nam, że warto zapłacić nawet tak wygórowaną cenę w zamian za spokój i bezpieczeństwo. Jeśli chodzi o koszt paliwa to w Hiszpanii jest niższy niż we Francji i w czasie naszego pobytu kupowaliśmy benzynę nawet po 1,4 euro. Co do biletów wstępu do atrakcji po ceny odsyłam do następnych rozdziałów. W każdym razie mając w świadomości nasze nadbałtyckie „paragony grozy” nad Costa Brava nie jest jakoś specjalnie drożej. Na pewno więcej zapłacimy za podobnej klasy nocleg, droższa jest też podróż. W zamian jednak dostajemy słońce, ciepło i egzotykę. 

Widoki z okna naszego apartamentowca




 

Ludzie

To, co uderza w Hiszpanii i jest tak różne od naszej codzienności to uśmiechnięci ludzie. Jedno ze wspomnień, które utknęło mi w głowie to idąca poboczem kobieta przy jakiejś pustej wiejskiej drodze, która, kiedy ją mijałem, uśmiechnęła się do mnie. Ludzkie uśmiechy towarzyszyły nam w sklepach, na ulicach, w restauracjach, w czasie jazdy rowerem, na plaży. Uśmiechom towarzyszy gościnność i chęć niesienia bezinteresownej pomocy. Nawet jeśli ktoś nie mówi po angielsku zagadnięty za wszelką cenę chce, w najgorszym przypadku na migi, pokazać drogę, wskazać serwis rowerowy lub choćby tylko powiedzieć kilka przyjaznych słów. Myślę, że dzięki takiemu podejściu życie jest tu o wiele łatwiejsze, mniej jest w nim agresji, czas nie gna jak oszalały. Warto tu przyjechać i przynajmniej na chwilę otworzyć się na innych. Ten sposób bycia bardzo szybko się udziela i mimowolnie zaczynamy odwzajemniać uśmiech. W Polsce to nie do pomyślenia, niestety…

Ukształtowanie terenu i położenie

Roses jest położone w pobliżu Cap de Creus, najbardziej na wschód wysuniętego przylądka Hiszpanii. Jest to jednocześnie nazwa parku krajobrazowego oraz rezerwatu przyrody utworzonego w 1998 roku. Cały obszar to około 100 km kwadratowych położony w górzystej części wybrzeża utworzonego przez zastygłą lawę. Co prawda wysokości gór nie przekraczają 200 m n.p.m. jednak to wystarczy, aby stworzyć przepiękne miejsce z licznymi zatoczkami, klifowym wybrzeżem czy punktami widokowymi. Poruszając się na wschód od Roses natkniemy się już tylko na niziny wykorzystywane przede wszystkim na tereny rolne. Jest to pod względem turystycznym mało ciekawy obszar. Lepiej skupić się na stronie północnej i granicy hiszpańsko-francuskiej gdzie przebiega główny grzbiet Pirenejów, których przełęcze osiągają w tych stronach maksymalnie około 700 m n.p.m. zaś szczyty przekraczają 1200 m n.p.m. Roses i okolice leżą w Katalonii, co nie pozostaje bez wpływu na sytuację polityczną w rejonie. Także i nad Costa Brava dotarły ruchy wolnościowe, które na dobre zaczęły się w 2015 roku i miały wywrócić mapę geopolityczną Hiszpanii do góry nogami poprzez oderwanie Katalonii od reszty kraju. Jak wiadomo nic z tego nie wyszło zaś przywódcy rebelii zostali szybko spacyfikowani. Jednak jeśli baczniej przyjrzymy się okolicom dostrzeżemy dość licznie, wciąż żywe, ślady buntu: powiewające katalońskie flagi (z czterema czerwonymi poziomymi pasami na złotym tle) czy napisy na murach, asfalcie, transparentach wywieszonych na ogrodzeniach. Większość wzywająca do porzucenia hegemonii Hiszpanii i życia na własny rachunek. Władza stara się likwidować symbole tego buntu, jednak nie zawsze z dobrym skutkiem. Wszystko wskazuje na to, że nie koniec problemu, raczej jego przygaśnięcie, który po okresie stłumienia może wybuchnąć z nową, nieznaną mocą. 

Wybrzeże Costa Brava







 

Atrakcje Roses

Z tych dość ciężkich jak na wakacje tematów powróćmy na ziemię czyli do kurortu Roses, który kojarzy się przede wszystkim z piaszczystą plażą i kilkukilometrowym deptakiem z palmami. Są tu restauracje, bary, hotele, apartamentowce. Plaża jest bezpłatna i dobrze wyposażona (w prysznice, kosze na śmieci), a bezpieczeństwa turystów pilnują ratownicy. Codziennie w godzinach porannych plaża jest sprzątana i grabiona, a wszystko po to by przygotować idealne warunki do kąpieli słonecznych i morskich.

Plaża w Roses





 

Poszukujący bardziej aktywnego wypoczynku mogą skorzystać z szerokiego nadmorskiego deptaka i wykorzystać około pięciokilometrową trasę do spacerów, uprawiania biegania czy jazdy na rowerze. Trasę można przedłużyć w kierunku latarni, a co bardziej ambitni piechurzy mogą wejść na Puig Rom, najwyższy szczyt w okolicy skąd rozciąga się doskonała panorama na port i Morze Śródziemne. 

Rowerowa wspinaczka na Piug Rom
















 

Warto też skorzystać z przejażdżki Roses Expressem i wybrać się w jedną z kilku zaproponowanych tras. Roses Express to nic innego jak solidny ciągnik z podczepionymi dwoma wagonami pasażerskimi zabierający na pokład około trzydzieści osób. Kupując bilet mamy do wyboru pięć tras, za najciekawsze uchodzą wycieczki po bezdrożach Cap de Creus. Raz, że pojedziemy po drogach, po których nie da się jechać zwykłym autem, a i rowerem innym niż mtb strach wyruszać, drugie to widoki, których niecodzienność i malowniczość zaskoczą wszystkich, którzy znają Roses jedynie z okolic plaży. Roses Express zatrzymuje się w punktach widokowych na tyle długo, że spokojnie można zrobić zdjęcie, kulminacją zaś jest postój na jednej z przełęczy, gdzie sympatyczny maszynista częstuje gości domowymi ciasteczkami okraszonymi winem z lokalnej winnicy. Koszt dwugodzinnej wyprawy to 20 euro za osobę. 














 

Roses oferuje również wszelkiego rodzaju inne formy aktywności, głównie te związane z wodą, czyli przejażdżki motorówkami, skuterami wodnymi, większymi jednostkami. Komu znudzi się kąpanie w morzu może skorzystać z aquaparku, a wracając na ląd można zajrzeć do wypożyczalni rowerów, w których znajdują się różne rodzaje jednośladów, w tym również jednostki elektryczne.

Atrakcje w okolicy na rowerze

Pozostańmy przy rowerze, gdyż okolice Roses i Cap de Creus nadają się zarówno na bliższe jak i dalsze wyjazdy. Od razu bardzo przydatna uwaga, niech Was nie zwiedzie niewielka wysokość tutejszych przełęczy lub szczytów. To, że coś leży na stu, dwustu czy trzystu metrach n.p.m. nie oznacza, że wjedziemy tam nie roniąc kropli potu. Po pierwsze trzeba sobie uzmysłowić, że startujemy z poziomu „0” mijając po drodze rozliczne wzniesienia (co daje sumę podjazdów równą jeździe choćby po Górach Izerskich), po drugie wszystko to w temperaturach w okolicy 30 st. C i więcej. Jest więc co pokonywać i warto mierzyć siły na zamiary. Oczywiście jeśli ktoś woli płaskie tereny wtedy najlepiej poruszać się po samym Roses lub na południowy wschód od kurortu. Bardziej zaawansowanych zachęcam do odwiedzenia najpiękniejszych miejsc wybrzeża Morza Śródziemnego, w szczególności nadmorskich okolic Cap de Creus. Jedna z najpiękniejszych tras prowadzi do latarni na cyplu półwyspu Creus. Po drodze będziemy mogli spojrzeć na zaciszne zatoczki a z trasy podziwiać powulkaniczny, skalny krajobraz. Na mecie znajduje się restauracja i punkt widokowy, droga zaś jest gładka i asfaltowa, a do tego wyłączona z ruchu samochodowego. 

Rowerem z Roses na Cap de Creus
















 

Jeśli jesteśmy już przy drogach, w okolicy Roses tylko nielicznie występują dedykowane ścieżki do jazdy na rowerze. W większości należy się poruszać po drogach publicznych, które posiadają wydzielone ciągłą linią pobocza do jazdy na rowerze. Takim pasem jeździ się zarówno po drogach mniej uczęszczanych, lokalnych, jak i tych o dużym natężeniu ruchu. Kierowcy w większości przyzwyczajeni są do rowerzystów (a raczej do sporej liczby szosowców), jazda jest w miarę bezpieczna, choć należy zachować czujność. Alternatywy nie ma, chyba że wybierzemy się na szutry, ale trzeba pamiętać, że to tereny powulkaniczne, gdzie występują ostre jak żyletki odłamki skał i łatwo o awarię nie tylko dętki, ale i przecięcie opony.

Wracając do samej jazdy, warto odwiedzić port Llançà , a zwłaszcza nadmorskie klify, które można podziwiać z wyniesionego punktu widokowego. Z kolei jadąc z Roses do latarni na Cap de Creus należy koniecznie zjechać do Cadaqués – miasteczka nad Morzem Śródziemnym związanym z Salvadorem Dali. Jako dziecko artysta był częstym gościem kurortu, w którym stoi jego figura, a z deptaka można podziwiać ogromną skałę w kształcie przechylonej piramidy wychodzącej z morskiej toni. Tę właśnie skałę artysta w wielu swoich pracach potraktował jako motyw przewodni lub umieścił na drugim planie. W każdym razie ten niepozorny kawałek wystającego z wody ostrego lądu towarzyszył mu przez wiele lat twórczej pracy. 

 

Port Llançà













Port Cadaqués

Rzeźba Salvadora Dali


Skalny motyw Dalego







 

Kto ma ochotę na górską wspinaczkę polecam ośmiokilometrowy podjazd pod klasztor San Pedro de Roda od strony El Port de la Selva. Nachylenie miejscami dochodzi tu do 15 %, ale w zamian dostaniemy niezapomniane widoki na góry i morze. O samym klasztorze będzie jeszcze mowa, tymczasem kontynuując temat podjazdów – do zdobycia są także hiszpańsko-francuskie przełęcze: Col de Banyuls (355 m n. p.m.) czy Coll de Manrella (716 m n.p.m.). 

Przejażdżka po Cap de Creus...



...i wspinaczka do San Pedro de Roda











 

Na koniec zostawiłem crème de la crème czyli podjazd pod Vallter 2000, ośrodek narciarski położony na wysokości od 1,9 do 2,5 km n.p.m., którego nazwa pochodzi od rzeki Ter mającej źródła w masywach górskich położonych w okolicy stacji. Jest to jednocześnie jedynie tak wysoko położony punkt we wschodnich Pirenejach, dokąd dotrzeć można rowerem (i autem niestety też). W rejon ośrodka prowadzi niezbyt równa droga asfaltowa dająca się we znaki zwłaszcza przy zjeździe, najeżona serpentynami, okolona gęsto porastającymi drzewami. Najwyższy punkt, do którego można dojechać leży na wysokości 2125 m n.p.m., dalej rozchodzą się szlaki górskie na grań Pirenejów będącą jednocześnie granicą pomiędzy Hiszpanią a Francją. Sama wspinaczka zajęła mi około dwóch godzin i miała swój początek w Camprodon (auto zostało na bezpłatnym parkingu). Długość podjazdu to około 23 km, przewyższenia – nieco ponad 1100 m. O dystansie pozostającym do końca wjazdu co jakiś czas informują tablice, a jedyne na co trzeba uważać to pirenejskie krowy, które co prawda żerują na poboczu, ale od czasu do czasu zmieniają miejsce pobytu. Wtedy lepiej ustąpić…

Valter 2000 na horyzoncie
















 

Jak widać jest gdzie jeździć i każdy znajdzie coś dla siebie. Dość powiedzieć, że w czasie dwóch tygodni spędzonych w Hiszpanii przejechałem na rowerze 670 km, czyli całkiem sporo.

Atrakcje w okolicy na piechotę (i nie tylko)

Okolice Roses to także sporo pieszych szlaków do zdobycia. Przy okazji podziwiania krajobrazów można wybrać się w trasy, które oferują również inne atrakcje, jak chociażby pozostałości po twierdzach, zamkach, etc. Jednym z takich szlaków jest trasa na zamek Montgrí (303 m n.p.m.) górujący ponad miejscowością Torroella de Montgrí. Tak naprawdę to nieukończona twierdza z przełomu XIX i XIV wieku wybudowana w modnym ówcześnie bliskowschodnim stylu spopularyzowanym w Europie po wyprawach krzyżowych. Charakterystyczne cylindryczne wieże łączyły wysokie na 13 metrów mury obronne, które miały służyć kontroli nad obszarem w kierunku południowym. Genezą budowy był konflikt pomiędzy hrabiowskimi rodami z Barcelony i Empúries z terenów wokół fortecy. Budowla nigdy nie posłużyła celom militarnym, z biegiem lat straciła na znaczeniu. Obecnie jest doskonałym i bezpłatnym punktem widokowym. Na szczyt Montgrí prowadzi czerwony szlak wprost z bezpłatnego parkingu. Wejście zajmuje około godziny niespiesznym krokiem.

 

Wspinaczka na zamek Montgrí


















Innym miejscem, o którym już pisałem przy okazji roweru jest klasztor San Pedro de Roda. Niestety, budowla lepsze wrażenie robi z daleka niż przy bezpośrednim kontakcie. W środku sporo jest betonu, szkła i porządku, które skutecznie przepędziły średniowiecznego ducha. Szkoda, bo klasztor ma długą historię, sięgającą IX wieku naszej ery. San Pedro de Roda jest za to doskonałym miejscem do podziwiania zatoczek Morza Śródziemnego i szczytów Pirenejów. Wstęp dla zwiedzających wynosi 6 euro, przy kasie poza pamiątkami z klasztoru można nabyć różne rodzaje piw butelkowych z lokalnych browarów.

Klasztor San Pedro de Roda







 

O wiele natomiast ciekawszym miejscem są pozostałości po dawnym średniowiecznym mieście Santa Cruz de Rodes znajdujące się niedaleko klasztoru. W całości do dzisiaj zachował się jedynie kościół Santa Helena de Rodes, wokół którego znajdują się kamienne fundamenty dawnych budynków i wrota bram wjazdowych. Prace archeologiczne doprowadziły również do odkrycia pozostałości po średniowiecznej nekropolii. Całość ma coś z meksykańskich klimatów: niewykształconą roślinność, kurz wzbijający się podczas podmuchów wiatru i rosnące przy drodze opuncje.

Ruiny Santa Cruz de Rodes







 

Będąc w Roses koniecznie trzeba wybrać się do odległego o 17 km Figueres, gdzie znajduje się Teatro-Museu Dalí de Figueres, zaprojektowane przez Salvadora Dali muzeum jego prac, które w swoich zbiorach posiada jedna trzecią wszystkich dzieł artysty. Otwarte w 1974 roku i zbudowane na ruinach teatru zbombardowanego w czasie hiszpańskiej wojny domowej jest jednocześnie miejscem pochówku malarza. Tutaj Salvadore Dali się urodził, w Figueres także umarł, a w samym muzeum spędził kilka ostatnich lat swojego życia. Do dzisiaj wnętrza obiektu wzbudzają wiele emocji, a ekscentryczny wygląd muzeum oraz jego wystawa z biegiem lat prawie w ogóle się nie zestarzały. Bilet wstępu wynosi 14 euro.









W tle morska skała z portu Cadaqués











 

Nieco dalej od Roses (niecałe 100 km na północy zachód) znajdziemy wysokogórską żelazną kolej elektryczną, która łączy Ribes de Freser z Vall de Núria na wysokości ok. 2000 m n.p.m. Cały odcinek trasy wynosi ok. 12 km, a z uwagi na nachylenie w pewnym momencie do dwóch szyn dołącza trzecia, zębata szyna napędowa, która zapobiega ślizganiu się kolejki pokonującej ok. 1000 m w pionie. Końcowa stacja to resort narciarski, kościół de la Vorgen de Núria, a przede wszystkim początek pieszych szlaków w najwyższe partie Pirenejów. Stąd można zaplanować marszruty w przepiękne rejony wysokogórskie. 

Kolej do Vall de Núria







 

Podsumowanie

Roses to jeden z najbliżej nas położonych hiszpańskich kurortów na Costa Brava. Samolotem można tu (a konkretnie do lotniska w Gironie) dolecieć w ok. 2,5 godziny, skąd do Roses jest już tylko 60 km autem. Jak udowodniliśmy pokonanie samochodem całej drogi (i to w obie strony) dla przeciętnego kierowcy też nie powinno być problemem. W zamian znajdziemy się w miejscu, które przynajmniej raz w życiu warto odwiedzić smakując hiszpańskiej egzotyki i korzystając z uroków klimatu z jednej strony, z drugiej poznając niesamowicie otwartych ludzi i zagłębiając się w to, co pozostawiła po sobie historia tego rejonu. Wszystkie te aktywności w Hiszpanii łatwo wcielić z życie, bo są tu one na wyciągnięcie ręki. Już nie trzeba niczego szukać, nigdzie błądzić i nikogo pytać, wystarczy chłonąć. Takich właśnie wakacji życzę wszystkim, którzy zdecydują się na wyjazd na Costa Brava. Adiós!