środa, 14 czerwca 2017

W Muzeum Wieży Książęcej w Siedlęcinie (10.06.2017)

Głównym powodem mojej wyprawy w rejony Siedlęcina była niezaspokojona niczym ochota zapoznania się ze ścieżką rowerową biegnącą z Jeleniej Góry wzdłuż Bobru. Jako, że Perłę Zachodu, schronisko położone nad urwiskiem rzeki, widziałem już wcześniej, przyszła kolej na Muzeum Wieży Książęcej. A wcześniej na odśnieżone Góry Izerskie, czyli okolice schroniska Smědava i osadę Jizerka. 

Do Smědavy spod domu dojechałem mniej więcej w godzinę i czterdzieści minut, potem też było szybko, tym bardziej, że po leżącym jeszcze na początku kwietnia śniegu nie było już śladu. Było za to dużo zieleni. A wczesna pora, czyli okolice godziny dziewiątej, również mi sprzyjały: nieliczni turyści dopiero wychodzili z pensjonatów, inni jeszcze nie dotarli z pobliskich miast. Mogło być odrobinę cieplej, ale nie ma co narzekać, najważniejsze, że nie padało.

W drodze do Jeleniej Góry zahaczyłem o browar w Harrachovie, robiąc jedynie małe zakupy, bo przecież to dopiero początek jazdy, a z plecakiem trzeba było jakoś wrócić do Bogatyni. Z kolei w centrum Szklarskiej Poręby, jak zwykle, powalił mnie spalinowy smog, który z mniejszym lub większym natężeniem towarzyszył mi aż do samych końcowych rogatek Jeleniej Góry. 

Szok i niedowierzanie! Zero śniegu w Smědavie

Szczyt Bukovec i zabudowania Jizerki






Stacja kolejowa Harrachov


Skocznia narciarska nad Harrachovem

Cieplice
 
Nie udało mi się trafić na początek ścieżki rowerowej wzdłuż Bobru; w sumie to nie wiem dlaczego, bo przecież wydawało mi się, że dobrze wyrysowałem trasę w Garminie. W każdym razie wpadłem na jakiś pieszy szlak i dopiero po zejściu z dość wysokiej skarpy udało mi się dotrzeć do nadrzecznego asfaltu. Trzeba przyznać, że wzdłuż Bobru jechało się miło. Gorzej z widokami, drzewa zakwitły i przysłoniły niemal wszystko co warte obejrzenia. Potem zrobiło się już mniej przyjemnie, ścieżka mocno się zwęziła i zamiast asfaltu pojawiła się znienawidzona kostka brukowa. Inna sprawa, że tutejszy odcinek drogi dla rowerów to niecałe 4 kilometry zakończone na wysokości schroniska Perła Zachodu (o tym miejscu pisałem tutaj). Tym razem było soczyście zielono i oczywiście tłoczniej, dlatego jak najszybciej pojechałem jeszcze kilka kilometrów na północ gdzie, w centrum Siedlęcina, znajduje się Muzeum Wieży Książęcej. 

Urokliwe okolice Perły Zachodu



Obiekt swoich gości wita szerokim dziedzińcem i zabudowaniami mieszkalnymi, za którymi wznosi się właściwa wieża. Wstęp kosztuje 7 zł, więcej informacji można znaleźć tutaj. Kiedy zapiąłem rower i rozejrzałem się po okolicy, do moich uszu dotarła średniowieczna muzyka sącząca się z dyskretnych głośników, a w zadaszonej i zacienionej wnęce dawnego budynku gospodarczego odbywał się niewielki jarmark regionalnych produktów. Zapłaciłem za wstęp i zacząłem kręcić się po wieży. Tuż przy wejściu, w skondensowanej formie, opisano historię wieży, która podobno należy do najlepiej zachowanych obiektów tego typu w Europie Środkowej. Jej budowę, w latach 1313-14 zaczął Henryk I. Był on także inspiratorem powstania zachowanych po dziś dzień polichromii o tematyce religijnej i rycerskiej (nawiązujących do legendy sir Lancelota). W późniejszych wiekach wieża przechodziła z rak do rąk, była też przebudowywana, dostawiono między innymi jedną kondygnację, zasypano fosę, wybito dodatkowe otwory okienne. Po II wojnie światowej wieża była niczyja, dopiero od 2001 roku znalazła się w rękach fundacji „Zamek Chudów”. Już pod kuratelą nowych opiekunów przeprowadzono prace konserwatorskie. Wieżę udostępniono też do zwiedzania. Jeśli chodzi o eksponaty to najważniejsze są polichromie i, oczywiście, sama wieża. Większość pomieszczeń stoi pustych, na jednej kondygnacji znajduje się wystawa prac fotograficznych. W piwnicach wieży poza pustką jest jeszcze chłód. W dawnych czasach, jeśli akurat nikogo tu nie mordowano lub więziono, musiały służyć za spiżarnie do przechowywania miodu pitnego i wina. 

Wieża książęca i poniżej jej kondygnacje


Polichromie ścienne








Po wyjściu z wieży usiadłem przy stole pośrodku dziedzińca, posiliłem się, wypiłem co miałem bezprocentowego do wypicia, na jarmarku zaś kupiłem kilogram razowej mąki orkiszowej. I zacząłem myśleć o powrocie. Ten był nieubłagany, ale konieczny i trudny, bo pod wiatr. Na szczęście jakiś czas temu słońce przedarło się przez chmury i było przyjemnie. Bez większych sensacji kilka godzin później ściągnąłem do Bogatyni. 

Mapa:

0 komentarze: