czwartek, 5 lipca 2018

Rowerem na Szrenicę (30.06.2018)

Choć może brzmi to nieco absurdalnie, ale tym razem postanowiłem wjechać rowerem na Szrenicę, położony całkowicie po polskiej stronie szczyt Karkonoszy o wysokości 1362 m n.p.m. Oczywiście nie byłoby to możliwe, gdybym trasę wjazdu zaplanował od Szklarskiej Poręby. Dość powiedzieć, że pomimo iż niemal całą drogę przejechałem po czeskich szlakach na koniec i tak dopadło mnie ramię strażnika Karkonoskiego Parku Narodowego. Dobrze, że to ramię nie było karzące… Z kolei w drodze powrotnej przekonałem się, że Polska, jeśli nie absurdem, to przynajmniej skrajnościami stoi.

Po minięciu Smědavy i Kořenova dojechałem do perełki czeskich Karkonoszy, czyli Harrachova. W dalszym drogę ruszyłem asfaltem wzdłuż rzeki Mumlava, na której znajduje się sławny wodospad. Rzeka towarzyszyła mi przez kilka kilometrów, po czym odbiłem na drogę do Voseckiej Boudy, sezonowego czeskiego schroniska skąd do Szrenicy pozostał przysłowiowy rzut beretem. Dalej jednak jechać się już nie dało, przemaszerowałem kilkaset metrów po czym znów wsiadłem na dwa kółka. Pieszy szlak pokryty drobnym tłuczniem nie był idealną nawierzchnią do jazdy, zwłaszcza szosówką, ale, jak głosi powiedzenie, lepiej źle jechać niż dobrze iść. W ten sposób dojechałem do dawnego przejścia granicznego pod Szrenicą, gdzie zostałem przywołany do porządku przez strażnika Karkonoskiego Parku Narodowego. Pan wyszedł zza kosodrzewiny i kompletnie mnie zaskoczył. Przywitał się jednak kulturalnie i zaczął dość długi wykład o tym dlaczego nie można jeździć po pieszych szlakach (ze względów bezpieczeństwa, głównie w trosce o pieszych), że jest to wykroczenie, i jeśli nie czuję się doinformowany to zawsze mogę odwiedzić internetową stronę KPN. Ostatecznie wyjaśnił, że nie chodzi o nakładanie mandatów, ale o to, byśmy wszyscy bezpiecznie i miło spędzili wolny czas. Obiecałem, że dalej rower będę prowadził. Pan chciał jeszcze coś dodać, na szczęście pojawiły się dwie kobiety, które zaczęły wypytywać o drogę, pożegnałem się więc pospiesznie i podążyłem na piechotę szeroką, brukowaną i opustoszałą drogą prowadzącą do schroniska. Szczyt przywitał mnie porywistym wiatrem i niezbyt wysoką temperaturą, która tego dnia odstraszyła rzesze turystów. Nie tracąc czasu zrobiłem fotki i postanowiłem wracać, nie dopuszczając do wychłodzenia organizmu. Znów przyszło mi prowadzić rower po przerażająco pustej drodze (strażnik tymczasem się gdzieś ulotnił). Z uczuciem towarzyszącej mi ulgi wróciłem na czeską stronę.

Schronisko Smědava

Punkt serwisowy dla rowerów

Główna ulica Harrachova

Skocznia narciarska

Mumlava

Droga do Voseckiej Boudy, poniżej schronisko




Świńskie Kamienie


Śnieżne Kotły

W tym miejscu czaił się strażnik KPN

Schronisko na Szrenicy









Drogę do domu postanowiłem pokonać przez Góry Izerskie: przełęcz w Jakuszycach, schronisko Orle, Chatkę Górzystów i Świeradów Zdrój. Tutaj nikt nie czyhał w krzakach na jeżdżących rowerzystów, piesi i bikersi koegzystowali na wspólnej drodze. Niestety, niebawem miałem przekonać się o tym, że Polska to jednak kraj przeciwności, które trudno zrozumieć i wytłumaczyć. Tuż za Chatką Górzystów na krętej i spadzistej drodze, po której poruszały się liczne grupki turystów i rowerzystów jakiś inny pan, zapewne będący przeciwieństwem strażnika KPN, postanowił rozegrać wyścig mtb. Pędzący na łeb na szyję uczestnicy wyścigu mijali uciekających na pobocza turystów, ci zaś, co podjeżdżali musieli uważać przed każdym zarośniętym choinkami łukiem. Jeśli pomysłodawca wyścigu liczył na dodatkowe emocje i polanie się krwi, lepiej tego nie mógł wykombinować. Mistrzostwo świata! Tam strach jechać po pustej drodze w obawie o ukaranie mandatem, tutaj przez środek obleganego szlaku pędzą uczestnicy wyścigu. Czy to już nie jakiś rodzaj paranoi, gdzie rządzą skrajności, brak zaś jakiegoś złotego środka?

Schronisko Orle

Izera

Chatka Górzystów


Panorama na Świeradów Zdrój

Na szczęście wyścig niedługo się skończył i do Bogatyni dotarłem bez obrażeń, za to z głową pełną gotujących się myśli. Chyba ktoś mądrzejszy będzie mi musiał wytłumaczyć w jakiego rodzaju kraju przyszło mi mieszkać…

Mapa:

1 komentarze:

Szosówką na Szrenice to musi być dopiero frajda ;-).
Co do jazdy na Szrenicę, Śnieżkę to robiłem to kilka razy od polskiej strony: 1,5-1h przed zachodem słońca. Nie ma wtedy prawie żadnych turystów, a już na pewno wchodzących do góry, jedynie można spotkać ostrych biegaczy. Goprowców też ciężko spotkać, nigdy nie miałem problemów. Tylko trzeba się liczyć ze zjazdem po zmroku.
Można też próbować bardzo wcześnie rano ale nie wyobrażam sobie zjeżdżać przy wchodzących do góry turystach i ich straszenia.

Co do skrajności i bezmyślnej jazdy po szlakach w pełni się zgadzam, od ryzykowania są wyścigi lub miejsca wolne od turystów. Sam zawsze traktuje turystów na szlakach np. w Izerach jako osoby uprzywilejowane, mocno zwalniam, czasem staję, mijam najszerzej jak się da. Po prostu żadna to satysfakcja a wręcz głupie uczucie straszyć rodziny z dziećmi, które traktują rowerzystów bardzo nieufnie - i słusznie, nigdy nie wiadomo czy mamy do czynienia z idiotą czy zawodowcem.