piątek, 28 sierpnia 2015

Z Przesieki przez Odrodzenie do czeskiej Anduli (26.08.2015)

Tym razem zmieniłem rejon i wybrałem się rowerem w czeskie Karkonosze do położonego na poziomie 1217 m n.p.m. browaru działającego w górskim hotelu Andula.
Hotel leży w areale Fries, rejonie oddalonym od głównych szlaków turystycznych. Nawet samochodem trudno tu dotrzeć, gdyż do samego obiektu prowadzi wąska droga gruntowa. Ale właśnie to oddalenie powoduje, że jest tu cicho i spokojnie. I są piękne widoki.
W trasę wyruszyłem z Przesieki, z parkingu przy pensjonacie Chybotek, szlakiem uznawanym za jeden z najtrudniejszych podjazdów w Polsce. Miejscami nachylenie dochodzi tu do 25 % (zobacz przekrój). Cała sztuka polega na tym, żeby wjechać na górę bez postoju. Pamiętam, że kiedy kilka lat temu byłem tu po raz pierwszy podjazd musiałem brać na odpoczynki. Tym razem udało się dotrzeć na górę bez przystanku i to mimo wiejącego w czoło wiatru. Na Przełęczy Karkonoskiej (Odrodzenie) jak zwykle pełnia czeskiego życia, wprost przeciwnie niż po polskiej stronie podjazdu, gdzie nie spotkałem żywej duszy. Po obowiązkowych fotkach ruszyłem w dół serpentynami, na których największą atrakcją cieszą się hulajnogi do zjazdów. Dzięki temu, że przełęcz dzieli od turystycznej miejscowości Špindlerův Mlýn prawie 10 km idealnego asfaltu o ograniczonym ruchu drogowym, zjazd taką hulajnogą należy do niezapomnianych przeżyć.

Odrodzenie

Szpindlerowy Młyn

Samo miasto opuściłem dość szybko kierując się na karkonoską magistralę narciarską, którą dotarłem do wsi Strážné, stamtąd zaś kilkukilometrowym podjazdem do areału o nazwie Fries. Tutaj asfalt się skończył i, jak pisałem na początku, do hotelu Andula dojechałem szutrem. Andula przywitała mnie szczekającym psem i pasącą się na skarpie kozą. Kupiłem bardzo dobre piwo w tutejszej restauracji po czym zrobiłem sobie odpoczynek przed czekającym mnie podjazdem na Odrodzenie. Napawałem się ciszą i spokojem tego miejsca.
Jeśli chcecie zaznać czegoś niezwykłego, warto odwiedzić ten zakątek Karkonoszy.

Karkonoska magistrala

Czeska Czarna Góra z masztem antenowym

Andula



Jest i koza...

...oraz jeden z psów - inny szczekał na przywitanie


Powrót zaplanowałem przez Vrchlabi i ponownie Špindlerův Mlýn, gdzie czekał na mnie wspomniany podjazd serpentynami. To jakoś dało się jednak przeżyć, co innego zjazd do Przesieki po nie remontowanym od lat kilkukilometrowym odcinku asfaltu należącym do Karkonoskiego Parku Narodowego. W czasie podjazdu da się tu ominąć dziury, garby i inne niespodzianki, niestety, w czasie zjazdu, nawet przy minimalnej prędkości, czuć tę dziadowską drogę. Urywają się uchwyty od ciężkich sakw, łatwo stracić szprychy w kole, a przy braku rozsądku nawet życie. Dziury się tu łata zasypując je cegłami, bo to przecież park narodowy. Kiedy rozmawiałem z właścicielem Chybotka na temat tej drogi, mówił, że kilkakrotnie próbował dyrekcji parku wytłumaczyć, że turyści to nie zaraza, ale tamci byli jak zaklęci. To nic, że po drugiej stronie granicy też jest park narodowy i tam nawet samochody są wpuszczane. Tutaj jest Polska i tutaj są polskie zasady. Jak widać leśne dziadki mają się dobrze, i to w całym kraju. Turysto, wybierając się na wycieczkę do polskiego parku narodowego zabierz ze sobą bambosze na zmianę, a najlepiej w ogóle tu nie przyjeżdżaj, bo po cholerę tu leziesz.

Szpindlerowy Młyn w drodze powrotnej


Na podjeździe na Odrodzenie od czeskiej strony



Po zliczeniu podjazdów zrobiły się z tego 2 km. Całkiem nieźle.

Mapki (niestety, z uwagi na awarię kolejnego Garmina trasa podzielona na części):



0 komentarze: